Krzysztof Sobczak: W tym roku mija 15 lat od wprowadzenia w Polsce dozoru elektronicznego jako jednego ze sposobów wykonywania kar. Są powody do świętowania?

Paweł Nasiłowski: Rzeczywiście we wrześniu minie piętnaście lat od startu tego systemu i są powody do zadowolenia, bo stał się on trwałym i ważnym elementem naszego systemu penitencjarnego. Ale prace rozpoczęły się wcześniej, bo 7 września 2007 roku uchwalona została ustawa temporalna o wykonywaniu kary pozbawienia wolności poza zakładem karnym w systemie dozoru elektronicznego.

Ustawa temporalna, czyli na jakiś czas.

Tak, na pięć lat, ponieważ taki system nie był w Polsce nigdy wcześniej stosowany. Oczywiście analizowaliśmy różne europejskie i światowe rozwiązania w tym zakresie, które nie wszędzie kończyły się sukcesem. Słusznie więc przyjęto na początek taki okres próbny. No i 1 września 2009 roku, po rozstrzygnięciu europejskiego przetargu nieograniczonego, została uruchomiona cała infrastruktura techniczna dozoru i polskie sądy szybko przyjęły to do wiadomości. Pierwszy skazany, mimo złej konstrukcji tej ustawy temporalnej, został skierowany do wykonywania kary w tym systemie już 18 września 2009 roku.

Czytaj: Tymczasowo aresztowanych ma być mniej>>

Ustawa miała wady?

Owszem, ona wręcz uniemożliwiała wykonywanie kary w tym systemie. Najgorszy był artykuł 6, który stanowił, że w dozorze elektronicznym może odbywać karę pierwszy raz skazany, na karę do 12 miesięcy pozbawienia wolności, z czego sześć miesięcy odbył już w jednostce penitencjarnej, nie karany za przestępstwa skarbowe, za umyślne i nie recydywista.

To sporo ograniczeń?

To prawda, były wręcz opinie, że wykreowano taki platynowy wzorzec, że z początku było stosunkowo niewielu skazanych, którzy spełnialiby te warunki.

Trzeba było czekać na koniec tego pięcioletniego okresu próbnego, by urealnić te warunki?

Od początku prowadziliśmy analizy i w ciągu tych pięciu lat ustawa temporalna była trzykrotnie nowelizowana. Najszersza zmiana istotnie poszerzyła potencjalnie uprawnioną populację. O ile na podstawie pierwszej wersji artykułu 6. liczyła ona najwyżej kilkaset osób, to po zmianie, biorąc pod uwagę tylko kryterium wymiaru kary, wzrosła do 7 tysięcy.

Skazany na dozór elektroniczny nie może zmienić adresu>>

Czy dobrze rozumiem, że przy tych pierwszych kryteriach było zagrożenie, że ten system, który przecież coś kosztował, nie będzie efektywnie wykorzystany?

Było takie zagrożenie i stąd te korekty już w okresie próbnym. Już wtedy, gdy w 2008 roku minister Zbigniew Ćwiąkalski powołał mnie na pełnomocnika, gdy jeszcze byłem zastępcą dyrektora generalnego Służby Więziennej, widzieliśmy te zagrożenia. A po uruchomieniu systemu rozpoczęliśmy działania na rzecz jego usprawnienia. Udało mi się wtedy powołać bardzo kompetentną komisję, złożoną z teoretyków i praktyków, w tym trzech sędziów, z którą przygotowaliśmy szeroką nowelizację ustawy temporalnej. Weszła ona w życie w 2010 roku i zniosła te ograniczenia najbardziej hamujące rozwój tej instytucji.

Jak bardzo poszerzono potencjalną grupę skazanych, którzy mogliby wykonywać karę w tej formie?

Wielokrotnie. Przede wszystkim zniesiono te obowiązkowe odbycie 6 miesięcy kary w placówce penitencjarnej. Także dopuszczając stosowanie tego systemu przy karach za przestępstwa umyślne i skarbowe, również dopuszczając do tej formy recydywistów zwykłych, czyli pierwszorazowych. To wszystko dość szeroko otworzyło drzwi do korzystania z dozoru elektronicznego.

Jaki dało to efekt, wzrosła liczba kar wykonywanych w tym systemie?

Tak, po wejściu w życie tej nowelizacji liczba kar wykonywanych w systemie dozoru elektronicznego zaczęła szybko przyrastać.

Statystyki to potwierdzają, ale do czasu. O ile w 2010 roku tylko kilkaset osób wykonywało kary w tym systemie, to potem systematycznie to rosło, by w 2013 roku przekroczyć 5 tysięcy i ten poziom utrzymywał się przez parę lat. A potem spadek w 2016 r. do około 2,5 tysiąca. Co się stało?

To był skutek jednego z przepisów wprowadzonych w nowelizacji procedury karnej, która weszła w życie od 1 lipca 2015 r. Wprowadzono wtedy nową formę kary ograniczenia wolności w dozorze elektronicznym, znosząc jednocześnie dotychczas już dobrze funkcjonującą karę pozbawienia wolności w tym systemie. Przepisy temporalne pozwoliły jeszcze na wygaszanie kar pozbawienia wolności, a system miał już realizować prawomocne orzeczenia dotyczące kar ograniczenia wolności. Jednak ustawodawca nie przewidział istotnej naszym zdaniem okoliczności, która skutkowała bardzo ograniczoną liczbą orzeczeń, ponieważ sądy pierwszej instancji, które miały orzekać o karze ograniczenia wolności w dozorze elektronicznym, miały tak krótkie kodeksowe terminy na ich wdrożenie, że uznawały, że ta formuła nie daje gwarancji wykonania prawomocnego orzeczenia.

 

Potem statystyki poszły w górę, czyli była korekta w przepisach?

Tak, te przepisy obowiązywały kilka miesięcy. Jako pełnomocnik wniosłem do kierownictwa resortu w listopadzie 2015 roku odpowiedni projekt, wskazując na niekorzystne zjawiska w stosowaniu tej kary, i postulowałem przywrócenie poprzedniego stanu. W kwietniu 2016 roku przepisy zostały zmienione i system szybko zaczął odreagowywać chwilowe załamanie.

Potem były jeszcze inne zmiany.

Tak, jedna z tych zmian, z 2020 roku, wynikała między innymi z sytuacji, że jeśli ktoś popełnił czyn zabroniony i został skazany na karę jednego roku i miesiąca pozbawienia wolności, nie mógł wykonywać kary w dozorze, bo wciąż obowiązywał limit 12 miesięcy. Tę granicę przesunięto na 18 miesięcy. To bardzo zwiększyło grupę potencjalnie uprawnionych.

Na początku system dozoru elektronicznego był realizowany przed podmiot prywatny, ale to też się zmieniło. Jakie zasady obowiązują obecnie?

Rzeczywiście na początku był to podmiot prywatny działający pod kontrolą państwa. Ponieważ nie mieliśmy w tym zakresie żadnych doświadczeń ani infrastruktury, zgodnie z ustawą temporalną został ogłoszony europejski przetarg nieograniczony na kompleksową usługę, czyli pełne partnerstwo publiczno-prywatne w wykonywaniu zadania ustawowego. Ten pierwszy przetarg wygrało polskie konsorcjum, którego liderem była notowana na giełdzie spółka informatyczna. Zapewniło ono na ten 5-letni okres próbny licencjonowany dostęp do systemu informatycznego brytyjskiej firmy, obsługującej tam dozór elektroniczny. Ta firma dostarczyła urządzenia do obsługi naszego systemu.

Gdy po 2,5 roku korzystania z tej infrastruktury dokonaliśmy pierwszej oceny, to wypadła ona bardzo pozytywnie. A ponieważ dzięki nowelizacji z 2010 r. następował wzrost liczby skazanych w tym systemie, „obronił” się on też ekonomicznie.

Czy obsługa tego systemu jest kontynuowana w partnerstwie publiczno-prywatnym?

Tu zaszły zmiany, ponieważ już w tym okresie próbnym doszliśmy do przekonania, że praca w oparciu o licencjonowany system jest niebezpieczna. Bo wtedy serwery stały w Manchesterze, a my mieliśmy tylko wąski, licencjonowany dostęp do obcego systemu. To oznaczało, że np. wprowadzanie nowych rozwiązań w dozorze elektronicznym było bardzo drogie, a czasem wręcz niemożliwe, bo tam są gotowe, sztywne rozwiązania. Dlatego po trzech latach rozpoczęliśmy prace nad stworzeniem polskiego systemu informatycznego dozoru elektronicznego, bardziej dostosowanego do naszych warunków, specyfiki polskich sądów itp. W kolejnym przetargu przedstawiliśmy wymóg, że wykonawca ma na podstawie przygotowanej przez nas formuły zbudować polski system informatyczny SDE. Stało się tak w 2014 roku i od tamtej pory mamy własny i wyróżniający się w Europie i świecie system. A minister sprawiedliwości ma pełny pakiet praw własnościowych i autorskich do niego i może go w razie potrzeby modyfikować.

A kto obsługuje ten system?

Tu też zaszła istotna zmiana, bo o ile w początkowym okresie system obsługiwał prywatny podmiot, włącznie z wykorzystywaniem własnych patroli do interwencji, to od 2018 r. jest to zadanie Służby Więziennej.

Jaka jest pojemność tego systemu, czyli ilu skazanych jednocześnie może on objąć?

Obecny kontrakt, obowiązujący do 2027 roku, przewiduje 10 tysięcy miejsc w każdej dobie z możliwością wzrostu tej pojemności maksymalnie o kolejne 5 tysięcy.

Obecnie ilu skazanych jest w systemie?

6700 osób, ale w różnych dniach są różnice, a największa liczba, na koniec 2023 roku, to było 7791 osób.

Czyli jest jeszcze rezerwa, a gdyby uruchomić te dodatkowe 5 tysięcy miejsc, to pojemność systemu można nawet podwoić?

Tak, to jest możliwe. Aktualnie wykonawca zapewnia dobową zdolność systemu do wykonywania kar, środków karnych i zabezpieczających maksymalnie do 10 tysięcy miejsc.

To jakie są perspektywy Systemu Dozoru Elektronicznego? Może odegrać jeszcze większą rolę w polityce karnej?

Tak i takie są założenia obecnego kierownictwa Ministerstwa Sprawiedliwości. Biorą one pod uwagę wszystkie pożytki, które do polityki karnej wnosi ten system, czyli pełniejsze uwzględnienie sytuacji osobistej i rodzinnej skazanego, możliwość kontynuowania pracy lub nauki, wypełniania obowiązków opiekuńczych, także uniknięcie kontaktu z więzienną subkulturą. Bo ten system nie jest tylko sankcją, tylko dolegliwością, ale jest nastawiony na działania readaptacyjne. Sąd skazujący może nałożyć szereg takich obowiązków do wykonania w tym czasie kontrolowanej wolności, które służą readaptacji skazanego i wdrożeniu go do właściwego pełnienia ról społecznych i zawodowych. To oznacza, że w tak wielu sferach budżet państwa nie jest obciążany. Choćby przez oszczędności w zakresie wysokich kosztów pobytu w więzieniu i świadczeniach społecznych, które musiałyby być wypłacane, gdyby ta osoba przebywała w zakładzie karnym.

Ile kosztuje „obsługa” skazanego w systemie dozoru elektronicznego?

Przy takim wypełnieniu systemu, jak obecnie, czyli jednocześnie około 7 tys. osób, to jest 800 zł brutto miesięcznie na osobę. Dla porównania pobyt skazanego w zakładzie karnym kosztuje 4105 zł. To są dane za 2021 rok, ponieważ dwa kolejne lata są jeszcze w trakcie szczegółowych rozliczeń. W każdym razie w kierownictwie resortu trwają obecnie prace analityczne dotyczące możliwości szerszego korzystania w dozoru elektronicznego w wykonywaniu kar.

Jakie zmiany wchodzą w grę? Kolejne poszerzenie grupy sprawców mogących odbywać kary w tym systemie?

To też jest brane pod uwagę. Ale dążymy też do udynamicznienia aktualnych form procedowania w tych sprawach, bo tu są spore rezerwy. Na koniec 2023 r. około 20 tys. osób mających prawomocne wyroki pozbawienia wolności do 18 miesięcy, odbywało kary w jednostkach penitencjarnych, a kolejne 19 tys. miało kary orzeczone, ale jeszcze ich nie wykonywało. Czyli w danym momencie potencjalna populacja uprawnionych może sięgać 40 tys. osób. Oczywiście, jej część nie spełnia wymagań dla dozoru elektronicznego np. z powodu innych kar, które oczekują na wykonanie, albo innych, prowadzonych postępowań, ale nawet gdyby podzielić te liczby na pół i tak na pewno znaczna tej populacji mogłaby opuścić placówki zamknięte i przejść do systemu dozoru elektronicznego.

Prace w ministerstwie dadzą nowy impuls rozwojowy tej formie wykonywania kar?

Tak. Spodziewam się zmian, które zdynamizują w tym kierunku orzecznictwo sądów. Ale trwają też prace w gronie kierownictwa resortu i ekspertów nad ewentualnymi nowymi rozwiązaniami dla tego systemu. Chcę podkreślić, że kierownictwo ministerstwa widzi i docenia zdolności rozwojowe tego systemu. Jest wola, by to wykorzystać dla pożytku publicznego.