Reforma Sądu Najwyższego - jak podkreślają przedstawiciele prezydenta i rządu - ma służyć oczyszczeniu władzy sądowniczej i poprzez m.in. instytucję skargi nadzwyczajnej, dać zwykłemu obywatelowi szansę na wzruszenie wyroków, których do tej pory nie można było zmienić. "Ryba psuje się od głowy" wybrzmiewało w kontekście planowanych zmian. Nowa ustawa o SN weszła w życie, zmiany na dobre się rozpoczęły. Tworzy się nowa elita sędziowska - wybierani są właśnie ci, którzy mają być ich gwarantami. I zgodnie z zapowiedziami powinni spełniać najwyższe standardy. 

Czytaj: Rzecznik KRS: Nie musimy interesować się dyscyplinarkami kandydatów do SN>>

Jak jednak je zapewnić, skoro Krajowa Rada Sądownictwa, która kandydatury analizuje i opiniuje, nie sprawdza podstawowych informacji?! Bo za takie - w kontekście roli, jaką ci prawnicy mają pełnić w Sądzie Najwyższym - należy uznać zawodową niekaralność. 

Rzecznik KRS przyznaje, że taki obowiązek powinien zostać na Radę nałożony. I trudno się z tym nie zgodzić. Tyle, że w przypadku sędziów przedstawianych właśnie prezydentowi ta refleksja jest mocno spóźniona. 

Kandydaci na sędziów SN nie muszą być powszechnie akceptowani. Sędziowie to też ludzie, mają własne poglądy - nie przez każdego akceptowane. Muszą mieć jednak nieskazitelny charakter - to podstawa do zachowania niezawisłości sędziowskiej. I wiedzę - bo to podstawa do orzekania w Sądzie Najwyższym. Tego chce właśnie tak często przytaczany obywatel - sędziów mądrych i uczciwych.