- Zarobki najlepszych sportowców różnią się tak istotnie od dochodów tych przeciętnych, że wielu trudno oprzeć się pokusie uzyskania wyniku lepszego, niż ten, na który stać ich bez wspomagania. Wizja sukcesu, związanego z nim splendoru, a może przede wszystkim pieniędzy, będzie przyciągać. Oczywiście surowsze kary nieco ograniczą zjawisko, choć go całkowicie nie wyeliminują. Rzecz jasna sama okoliczność nieuchronności istnienia nagannych społecznie zachowań nie oznacza braku potrzeby ich karalności. Różnego rodzaju przestępstwa i wykorczenia istniały od zawsze, istnieć będą zapewne w przyszłości i sam fakt ich obiektywnie negatywnej oceny nie jest podstawą zaniechania ich ścigania - uważa Piotr Kosmęda z kancelarii LEXdirekt.

Należy jednak zastanowić się nad dwoma zagadnieniami: po pierwsze czy jesteśmy w stanie w ogóle zdefiniować precyzyjnie to zjawisko, szczególnie na poziomie biologicznym, w taki sposób, by możliwe było prawne rozgraniczenie działań dozwolonych i zakazanych, a po drugie, czy doping w sporcie ma charakter czynu społecznie szkodliwego?

- W kwestii pierwszej, w czasach rozwoju biotechnologii, genetyki i innych nauk głęboko penetrujących istotę naszego fizycznego istnienia, granice między tym co naturalne i sztuczne zaczynają się zacierać. Można zatem zadawać naiwne pytania dlaczego zatem witaminy w tabletce, aminokwasy egzogenne w koktajlu są dopuszczalne, a inne środki nie? Czy jedynym kryterium ma być arbitralna decyzja jakiegoś olimpijskiego gremium? Warto wspomnieć wypowiedzi mistrzyni olimpijskiej Justyny Kowalczyk, pośrednio zarzucające jej przeciwniczce Marit Bjoergen, że to wskutek zażywania przez Norweżkę leków przeciwastmatycznych biegaczka ta mogła osiągać tak wspaniałe sukcesy. Polska narciarka stwierdziła nawet, że być może jedynym wyjściem z sytuacji jest przyzwolenie na stosowanie takich leków wszystkim, gdyż w innym wypadku, jak to określiła, jest to „walka na lekarzy”. Rywalizacja sportowa, jak każda inna, by budziła zainteresowanie, musi opierać się przecież na zasadzie równych szans - zaznacza Piotr Kosmęda.

W ten sposób wkraczamy w zagadnienie drugie. W sporcie liczy się dziś widowisko, zainteresowanie tłumów, które chcą oglądać swoich idoli, nie dbając o to czy w ich krwiobiegu pulsuje zawiesina z erytrocytów, czy nieznana ludzkiej rasie mieszanka laboratoryjnych płynów. Czy powinniśmy zatem dbać o zdrowie sportowych herosów, którzy przecież najczęściej świadomie niszczą w ten sposób swój organizm wyłącznie po to, by być lepszym od rywala? Czy powinniśmy zakazywać innym samookaleczenia?  - pyta Kosmęda. Być może, zamiast zwalczać doping, należałoby zastanowić się czy warto jeszcze udawać, że sport nadal jest jedynie szlachetną rywalizacją, czy w przeważającej mierze, a może już tylko przedsiębiorstwem, którego jedynym celem jest dostarczanie za wynagrodzeniem rozrywki masom, które chcą daćupust swym emocjom.

- Wydaje się, że prawnik powinien zadać sobie to pytanie zanim postanowi skonstruować przepis, zanim wniesie propozycję wprowadzenia przepisu w życie, zanim będzie próbował go egzekwować. A może pytanie brzmi: czy prawnik potrafi zrezygnować z ambicji uregulowania jakiegoś fragmentu społecznej rzeczywistości, nawet jeśli wie, że regulacja może być nieskuteczna? Czy polityk potrafi zrezygnować z szansy przypodobania się wyborcy, działacz sportowy z potrzeby wykazania istotności swej funkcji? Większość z nich potrafi zapewne w podobnym stopniu, jak zawodowy sportowiec potrafi zrezygnować ze stosowania dopingu - uważa Piotr Kosmęda.