Sąd pierwszej instancji uznał, że był to przypadek obrony koniecznej i mężczyznę uniewinnił. W pozostałym zakresie postępowanie umorzył z powodu znikomej szkodliwości społecznej czynu.
W czwartek Sąd Okręgowy w Białymstoku wyrok w tej sprawie jednak uchylił i przekazał ją do ponownego rozpoznania sądowi pierwszej instancji.
Proces dotyczy wydarzeń ze stycznia 2014 roku. Oskarżony w tym procesie mężczyzna, na co dzień funkcjonariusz policji, był wraz z żoną na imprezie. Gdy w nocy, po zakończeniu spotkania wyszedł z mieszkania, doszło do awantury na ulicy z grupą mężczyzn, a potem do ataku na niego ze strony dwóch osób. Policjant nie tylko bronił się, ale - gdy napastnicy zaczęli uciekać - gonił jednego z nich.
Gdy ten ukrył się w swoim mieszkaniu, nie zaprzestał pościgu: wyważył drzwi i wdarł się do środka. Tam, według aktu oskarżenia, użył gazu łzawiącego i zaatakował uciekającego przed nim mężczyznę.
Po zdarzeniach prokuratura skierowała do sądu dwa akty oskarżenia: w pierwszym procesie dwóch mężczyzn odpowiada za napaść przed blokiem. W drugim, którym w czwartek zajmował się w postępowaniu odwoławczym Sąd Okręgowy w Białymstoku, policjant odpowiadał za napaść a także uszkodzenie mienia. Apelacje złożył bowiem zarówno jego obrońca, jak i prokurator oraz pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego.
Obrońca w swoim wystąpieniu przed sądem odwoławczym argumentował, że oskarżony miał nie tylko prawo do obrony koniecznej, ale również do tzw. obywatelskiego ujęcia, co w tym przypadku - w jego ocenie - oznaczało pościg za jednym z napastników i późniejsze wydarzenia.
Innego zdania jest prokuratura, bo w jej ocenie zachowanie oskarżonego wykraczało poza ramy takiego obywatelskiego ujęcia. Zwłaszcza, że - w ocenie oskarżyciela - na miejscu byli już (wezwani) policjanci na służbie, którzy podjęli swoje działania. To nie była już obrona konieczna ani obywatelskie ujęcie, ale swoista vendetta - mówiła prokurator.
Ostatecznie sąd odwoławczy wyrok uchylił i sprawę przekazał do ponownego rozpoznania. "Jest wielce wątpliwym, by na podstawie tego materiału dowodowego, którym sąd dysponował, można było wyprowadzić wniosek, że pan działał w ogóle w ramach tzw. obrony koniecznej, nie mówiąc już o tym, by usprawiedliwiać, co staraliście się państwo podciągnąć pod tzw. obywatelskie zatrzymanie. O żadnym obywatelskim zatrzymaniu nie może być mowy" - mówił sędzia Dariusz Gąsowski.
Sąd uznał, że był szereg uchybień w rozumowaniu sądu pierwszej instancji. M.in. bezkrytycznie dawał on wiarę wyjaśnieniom oskarżonego i jego żony, nie dokonał analizy innych dowodów, które mogą wskazywać na zupełnie inny przebieg zdarzeń przed blokiem i potem. Nie zgodził się też z uznaniem, że część czynów miała znikomą szkodliwość społeczną, co skutkowało warunkowym umorzeniem.
"Ta ocena jest oceną nieprawidłową, arbitralną, która nie wynika z tegoż materiału i wykracza poza tzw. ramy swobody sędziowskiej. Z tego względu wyrok uważamy za niesłuszny, postępowanie powinno być przeprowadzone jeszcze raz" - mówił sędzia. (PAP)