Swoją opinię były wicepremier i były prezes Narodowego Banku Polskiego wygłosił podczas debaty nt. "Prawo nie musi być trucizną dla wolności", zorganizowanej 16 grudnia br. przez redakcję miesięcznika „Państwo i Prawo”.
Jak przypomina prof. Balcerowicz, w okresie PRL państwo zabraniało, wprost lub pośrednio, korzystania z prawie wszystkich klasycznych wolności. – Przestępstwem było założenie związku zawodowego czy stowarzyszenia, przestępstwem było zorganizowanie zgromadzenia, podobnie założenie niezależnej gazety, przestępstwem było w zasadzie nawet założenie i prowadzenie własnej firmy. Takie działania były przestępstwami, nawet jeśli tak się to nie nazywało – mówił. I dodał, że w tamtym ustroju strefa represji była jeszcze szersza, ponieważ politycy wszystko rozdzielali. A więc można było kogoś ukarać odmową takie przydziału. – Taki typ państwa bardzo silnie różnicuje zakresy wolności – komentował Leszek Balcerowicz.
Jego zdaniem po drugiej stronie są państwa niesocjalistyczne, w których lista przestępstw politycznych, ściganych przez policje polityczne, jest o wiele mniejsza i sprowadza się do takich kategorii ja zdrada czy szpiegostwo, a w Polsce jeszcze obraza prezydenta, za co można trafić do więzienia na trzy lata.
– Pozostałe przestępstwa określane są jako pospolite. Ale czy to oznacza, że wprowadzenie takiego ustroju rozwiązuje nam problem wolności? – zastanawiał się prof. Balcerowicz. I odpowiadał, że nie. A dowodem na to jest, jego zdaniem, ciągła potrzeba deregulowania naszej gospodarki i życia społecznego. – A dlaczego trzeba deregulować, czyli usuwać złe prawo? Bo wcześniej zostało ono stworzone. A dlaczego tworzy się prawo, które w skutkach jest złe? To zależy od układu sił w społeczeństwie, ale w żadnym społeczeństwie nie ma deficytu sił roszczeniowych. Nie brakuje też grup, które są ideowo etatystyczne i domagają się zwiększania roli państwa, bo w tym upatrują drogi do rozwiązywania różnych problemów – mówił Leszek Balcerowicz.
Były wicepremier wymieniał też liczne przykłady świadczące jego zdaniem o tym, że nadmierna ingerencja państwa w życie społeczne i gospodarcze prowadzi do kłopotów. – Chociażby Grecja – tam nie było za mało państwa, tylko za dużo. Albo Włochy, gdzie też było za dużo państwa, w określonej roli oczywiście – stwierdził. I ostrzegał przed takimi oczekiwaniami, by państwo dawało więcej pieniędzy i przepisów.