Jak to możliwe, żeby adwokatom za bronienie praw i wolności ubogich obywateli społeczeństwo polskie odwdzięczało się garścią pięciozłotówek? Czy chodzi o to, żeby ostatecznie udowodnić, iż w Rzeczypospolitej wykształcenie, praca i sumienne wykonanie obowiązków ex lege nie jest w cenie? - zastanawia się na łamach "Rzeczpospolitej" adwokat Łukasz Supera.
I przypomina, że decydujący głos w tej sprawie przypada ministrowi, nomen omen, sprawiedliwości, który jest uprawniony do wydania rozporządzenia określającego koszty nieopłaconej pomocy prawnej udzielonej z urzędu. Obowiązujące rozporządzenie wydano w 2002 roku. Od tego czasu stawki, jeżeli były zmieniane, to co najwyżej w jedną stroną, tj. w dół.
- Oczywiście utrzymywanie stawek na kuriozalnym poziomie leży w interesie fiskalnym Skarbu Państwa. Zadziwia jednak gotowość sądów i Trybunału do zasądzania groteskowych honorariów. Przyznanie kwoty 60 złotych za pomoc prawną z urzędu powagi sądowi nie dodaje. Osobiście nie czułbym się zbyt komfortowo, oferując np. w piekarni za pieczywo cenę wielokrotnie niższą niż rynkowa, uzasadniając to tym, że potrzebuję chleba dla osób ubogich - pisze adwokat. Więcej>>>