Autorom nie przyniesie ona nowych wyborczych głosów, a korzystającym z usług prawnych dostarczy dodatkowych stresów i rozczarowań - pisze adw. Andrzej Tomaszek w "Rzeczpospolitej". Niestety, można odnieść obecnie wrażenie, że hasło odebrania kilkudziesięciu grupom zawodowym statusu zawodów regulowanych urasta już do rangi ideologicznego dogmatu, co nie tylko utrudnia racjonalną ocenę takiego przedsięwzięcia w odniesieniu do każdego zawodu z osobna, ale i ogranicza możliwości rzeczowej dyskusji.
Błędne jest założenie, że zawody adwokata i radcy prawnego jeszcze wymagają otwarcia. Nie ma już co otwierać, bo zawody te są otwarte. Dostęp na aplikację adwokacką i wpis na listę adwokatów (radców ) zależy tylko od pomyślnego zdania państwowych egzaminów. Można też zostać adwokatem (radcą) i bez odbywania aplikacji na podstawie innych prawniczych uprawnień zawodowych czy wykonywania innego zawodu przez określony czas.
Zdaniem adw. Tomaszka rezultaty takiego otwarcia najlepiej ilustruje stan warszawskiej izby adwokackiej. Dziesięć lat temu, w styczniu 2002 roku, liczyła ona 1972 osoby – 1688 adwokatów i 199 aplikantów. Pięć lat później, w styczniu 2007 roku 2904 osób – 2033 adwokatów i 871 aplikantów. Po kolejnych dwóch latach, w styczniu 2010 roku, było już 4259 osób (2774 adwokatów i 1485 aplikantów).
Adw. Tomaszek: mistyfikacja w ministerstwie
Planowana przez Ministerstwo Sprawiedliwości tzw. deregulacja zawodów adwokata i radcy prawnego to mistyfikacja, której skutki najsilniej odczują młodzi adepci obu zawodów pisze Andrzej Tomaszek, wicedziekan warszawskiej rady adwokackiej