O informację na temat reakcji rządu na sytuację na rynkach finansowych wystąpił klub PiS.
Premier podkreślił w piątek, że obecnie nic nie wskazuje, aby Polskę czekała recesja. Jego zdaniem pod koniec sierpnia, kiedy zostaną opublikowane wszystkie dane dotyczące wszystkich państw europejskich, Polska będzie wśród trzech krajów o najwyższym wzroście gospodarczym.
Tusk mówił w swoim wystąpieniu w Sejmie, że rząd będzie tak postępował, aby Polska była stabilna „jako opiekun tych, którzy są najczęściej w potrzebie” i realizowała wypłaty waloryzowanych rent i emerytur. Zapowiedział, że równocześnie rząd będzie tak postępował, aby "wydatki nie przekraczały granicy zdrowego rozsądku", a Polska nadal była oceniana jako stabilna i odpowiedzialna.
Premier ocenił, że Polska jest przykładem spokoju, mimo że wokół dzieją się rzeczy dramatyczne. Podkreślał, że druga fala kryzysu stoi jednak u drzwi każdej narodowej gospodarki. Oświadczył, że nie zamierza nikomu wmawiać, iż życie w dobie globalnego kryzysu jest łatwe.
Zapewnił, że rząd w ostatnich 12 miesiącach przygotował Polskę na "niebezpieczne przypadki, jakie zaczynają się objawiać w niektórych państwach". Mówił też, że potrzeby pożyczkowe kraju są już zrealizowane praktycznie w 100 proc., a Polska ma ponad 80 mld złotych z tzw. Elastycznej Linii Kredytowej z MFW, które może użyć w razie problemów finansowych.
Premier powiedział, że chciałby, aby wszyscy, łącznie z liderami opozycji, pracowali w najbliższych miesiącach nad "realnymi lekarstwami" na zawirowania gospodarcze. Zarzucił Jarosławowi Kaczyńskiemu, że w 2007 roku, po dwóch latach, "uciekł" od rządzenia, mimo że sytuacja finansowa w Europie była dobra. Teraz - jak mówił premier - Kaczyński "pcha się" do władzy, choć "czeka nas gigantyczny wysiłek, bardzo ciężka praca obarczona wieloma ryzykami".
Tusk wytykał opozycji, że nie może jednocześnie narzekać na poziom zadłużenia Polski i mówić, że dochody do budżetu mają być mniejsze, a wydatki dużo większe. Ocenił, że taki "tryb myślenia mógłby być zabójczy dla Polski", a zadaniem rządu jest uchronienie Polski przed takim scenariuszem.
Szef rządu skrytykował wynik wtorkowego spotkania kanclerz Niemiec Angeli Merkel i prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego (opowiedzieli się oni m.in. za utworzeniem "rządu gospodarczego" w strefie euro - PAP). Poinformował, że Polska jest nieusatysfakcjonowana rezultatami tego spotkania, bo nie doprowadziło ono do wzmocnienia zarządzania strefą euro.
W opinii ministra finansów Jacka Rostowskiego, który uczestniczył w piątkowej debacie w Sejmie, sytuacja na całym świecie jest poważna, ale "nie jest ona tak dramatyczna, jak by wydawało się z ruchów indeksów giełdowych". Postulował również, by nie panikować.
Opozycji zarzucił, że jest "kompletnie i totalnie bez pomysłów" w obliczu zawieruchy w gospodarce światowej. Zwrócił uwagę, że jako minister finansów uczestniczył w tej kadencji Sejmu w 30 debatach na tematy ekonomiczne, a prezes PiS zabrał głos tylko w trzech takich dyskusjach.
Rostowski zarzucił też opozycji, że była przeciwna linii kredytowej z MFW, mimo że w najgorszej sytuacji byłaby to "żelazna kasa, aby zapewnić wypłatę emerytom i rencistom, osobom, które najbardziej uzależnione są od państwa".
Występująca w imieniu wnioskodawców Beata Szydło (PiS) mówiła, że na rynkach finansowych panuje bardzo zła sytuacja, wszystko drożeje, notowania na giełdzie spadają, a polski rząd poprzez brak reakcji pogłębia chaos i kryzys. Jej zdaniem PO popiera "liberalny system gospodarczy, którego esencję stanowi dług, spekulacja i nieodpowiedzialność".
Dla prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego informacja przedstawiona przez Tuska to "zawód, ale nie zaskoczenie". W jego ocenie wystąpienie premiera było popisem samochwalstwa, a nie merytoryczną odpowiedzią na pytania. Szef PiS ubolewał też nad "grubiaństwem" premiera. Odnosząc się do zarzutów przedstawionych przez Tuska powiedział, że w 2007 r. potrzebne były wybory, bo w ówczesnej sytuacji nie dało się dalej rządzić.
Natomiast szef SLD Grzegorz Napieralski uważa, że premier nie miał argumentów, atakował parlamentarzystów i obraża się na ludzi. W jego opinii w wystąpieniu premiera "nie usłyszeliśmy nic, co by nas uspokoiło, żadnego pomysłu, co trzeba zrobić”, aby ceny nie rosły górę, złotówka była stabilna, gospodarka dalej się rozwijała, a inflacja malała.
Według Tomasza Dudzińskiego (PJN) Polsce potrzebna jest prawda i odpowiedzialność, tymczasem rząd Tuska "nie mówi prawdy, nie zachowuje się odpowiedzialnie". Według posła premier cały czas udaje, iż nie ma problemu, czym tylko pogarsza kryzys.
Tuska bronił rzecznik klubu PO Paweł Olszewski. Wystąpienie premiera określił jako rzetelne i merytoryczne. Według Olszewskiego pomysły prezesa PiS na poprawę sytuacji gospodarczej mogłyby doprowadzić do bankructwa kraju.
Wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak (PSL) apelował podczas konferencji prasowej: „Róbmy wszystko, co do nas należy i co jest w naszej mocy, byśmy utrzymali tempo (rozwoju gospodarczego), nie zwalniali, bo jeśli wdamy się w utarczki, awantury i konflikty wewnętrzne, to będzie bardzo groźnie". Przekonywał, że ważne jest, by dyskusja w parlamencie była merytoryczna i rzeczowa i aby opozycja „nie przybiegała na konferencje prasowe z kanistrem benzyny”, tylko poddawała pod rozważenie pozytywne rozwiązania w zakresie działań antykryzysowych.
Zdaniem głównego ekonomisty BCC prof. Stanisława Gomułki premierowi i ministrowi finansów chodziło w swoich wystąpieniach głównie o dwa cele: o uspokajający dla społeczeństwa przekaz, zmniejszający niepokoje ludności, a z drugiej strony o to, żeby nie powiedzieć czegoś, co oznaczałoby jakiś koszt polityczny dla rządu.
Z kolei rektor Uczelni Vistula w Warszawie prof. Krzysztof Rybiński uważa, że debata, do której doszło w piątek była świetną okazją, żeby zastanowić się nad tym, jak się zabezpieczyć przed kryzysem i co można zrobić, żeby złagodzić jego skutki. Według niego okazja ta została zmarnowana, nie wynikło z niej nic poza "szermierką słowną i wzajemnymi oskarżeniami". (PAP)