Dlatego przybysze ze Wschodu szczególnie w sezonie letnim, kiedy to przyjeżdża ich do Polski więcej, okazują się doskonałym rozwiązaniem i odpowiedzią na potrzeby rodzimych pracodawców. Jak wpływa to na naszą gospodarkę?

Wolimy za granicą 

Wciąż wielu Polaków wyjeżdża za pracą do Anglii, Niemiec czy Holandii, w konsekwencji czego w naszym kraju brakuje chętnych do wykonywania prostych, gorzej płatnych zajęć. Najmniejszym zainteresowaniem cieszą się te sezonowe i uznawane przez większość z nas za nieciekawe i ciężkie. – Pracodawcy przyznają, że zapotrzebowanie na pracowników nadal rośnie, a niestety zwłaszcza w okresie letnim brakuje chętnych do wykonywania niektórych zadań. Największym problemem jest to przede wszystkim w regionach, gdzie stopa bezrobocia jest najniższa, na przykład w Poznaniu, gdzie wynosi ona około 4% czy w Wrocławiu – tam jest to 5% – mówi Rafał Dryla z Agencji Pracy GP People. Problemy ze znalezieniem pracownika mają już nie tylko ogromne zakłady produkcyjne, ale też mali i średni przedsiębiorcy. Dlatego szczególnie w sezonie, kiedy to pracy jest dużo, niektóre gałęzie gospodarki, takie jak na przykład rolnictwo czy budownictwo, bez wsparcia osób z zagranicy miałyby ogromny problem ze zbiorami, wykonawstwem czy procesem produkcji. Właśnie dlatego coraz więcej pracodawców dostrzega zalety takiego rozwiązania i decyduje się, by chętnych do pracy szukać na Wschodzie, najczęściej na Ukrainie czy w Mołdawii.

Czysta kalkulacja

Ze statystyk wynika, że już dwa lata temu przedsiębiorcy deklarowali chęć zatrudnienia blisko 235,6 tys. pracowników zza naszej wschodniej granicy, w tym 217,6 tys. Ukraińców, 9,2 tys. Mołdawian, 5,2 tys. Białorusinów, 2,3 tys. Gruzinów i 1,3 tys. Rosjan. – Zainteresowanie pracownikami ze Wschodu jest coraz większe, ponieważ wielu Polaków nie chce pracować za stawki, na które zgadzają się Ukraińcy czy Mołdawianie. Ze strony przedsiębiorców nie jest to jednak sztuczny zabieg czy zaniżanie pensji ze względu na napływ imigrantów. Po prostu dla wielu firm z takich branż jak na przykład rolnictwo to obecnie jedyne wyjście. Podniesienie płacy do takiej, która satysfakcjonowałaby Polaków, wiązałoby się bowiem z nieopłacalną produkcją czy nawet bankructwem. Dlatego przedsiębiorcy decydują się na zatrudnianie obcokrajowców – tłumaczy Rafał Dryla z GP People.

Czytaj: Brakuje pracowników sezonowych

Imigranci coraz sprawniej wypełniają luki na naszym rynku pracy i chętnie podejmują się różnych zajęć. Nie oznacza to jednak, że są gotowi pracować za bezcen. Dobrze znają polski rynek i wiedzą, jakiego wynagrodzenia mogą oczekiwać. – Powinniśmy pamiętać, że tacy pracownicy do Polski przybywają często jedynie w celach zarobkowych. Muszą więc nie tylko utrzymać się na miejscu, ale też wysyłać pieniądze swoim bliskim lub odłożyć pewną sumę, zanim wrócą do swojego kraju. Dlatego liczą na wynagrodzenie na poziomie minimum 7-8 złotych za godzinę pracy – mówi Rafał Dryla z GP People. – Dla pracodawców nie jest to wygórowana stawka, jednocześnie jednak należy tu obalić mit, że obcokrajowcy są gotowi pracować praktycznie za nic czy za symboliczną „miskę ryżu”  – dodaje.

Etat bez obaw

Pracodawcom może wydawać się, że zatrudnianie pracowników z zagranicy jest skomplikowane i wymaga wiele czasu. To błędne myślenie. Obecnie bowiem istnieje wiele sposób na ułatwienie procesu rekrutacji obcokrajowców. – Jednym z nich może być skorzystanie z pomocy wyspecjalizowanych agencji zatrudnienia, które zajmują się wszelkimi formalnościami, zaczynając od legalizacji zatrudnienia pracownika oraz koordynacji i przygotowaniu ich do pracy – mówi Rafał Dryla z GP People. — Dzięki temu zaangażowanie pracodawcy ograniczone jest tu do minimum – dodaje. Obawę zatrudniających firm może budzić także kwestia bariery komunikacyjnej. Obecnie nie jest to jednak przeszkodą, bo wielu obcokrajowców bez żadnego problemu posługuje się językiem angielskim, a część z nich zna także język polski w stopniu, który umożliwia porozumiewanie się.

Obecnie również rząd dostrzega potrzebę wprowadzenia ułatwień i złagodzenia polityki imigracyjnej oraz przykłada dużą wagę do rozsądnego podejścia do zarządzania zasobami ludzkimi w Polsce. Dane i perspektywy na przyszłość jasno bowiem pokazują, że już w 2030 r. Polska będzie jednym z najstarszych społeczeństw w całej Europie. Do 2050 r. co trzeci Polak będzie miał ponad 65 lat, a co dziesiąty – powyżej 80. Dlatego też imigranci mogą okazać się ratunkiem nie tylko dla naszej gospodarki, ale także i demografii.

Zródło: materiały prasowGP Peoplestan z dnia 17 czerwca 2015 r.