Chodzi o dyrektywę Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2019/1152 z dnia 20 czerwca 2019 r. w sprawie przejrzystych i przewidywalnych warunków pracy w Unii Europejskiej (Dz. Urz. UE. L Nr 186 z 11.07.2019, s. 105, dalej: dyrektywa 2019/1152) oraz dyrektywę Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2019/1158 z dnia 20 czerwca 2019 r. w sprawie równowagi między życiem zawodowym a prywatnym rodziców i opiekunów oraz uchylającej dyrektywę Rady 2010/18/UE (Dz. Urz. UE L Nr 188 z 12.07.2019 r., str.79, dalej: dyrektywa 2019/1158). Projekt nowelizacji ustawy – Kodeks pracy oraz niektórych innych ustaw (druk nr UC 118), który miał je wdrożyć, nie został dotąd nawet przyjęty przez Radę Ministrów.

Czytaj również: Kodeks ma być bardziej propracowniczy i prorodzinny, ale pracodawcy zaniepokojeni >
Czytaj też: Publicznoprawne obowiązki państw członkowskich Unii Europejskiej w sferze spraw prywatnych - dyrektywa 2019/1158 >

Czas minął, a ustawy nie ma

Rząd dobrze wiedział, kiedy upływa wyznaczony państwom członkowskim termin na wdrożenie unijnego prawa. - W myśl art. 21 ust. 1 dyrektywy 2019/1152 państwa członkowskie są zobowiązane podjąć środki niezbędne do wykonania dyrektywy w terminie do dnia 1 sierpnia 2022 r. Z tym też dniem, zgodnie z art. 24 dyrektywy, traci moc dyrektywa Rady 91/533/EWG z dnia 14 października 1991 r. w sprawie obowiązku pracodawcy dotyczącego informowania pracowników o warunkach stosowanych do umowy lub stosunku pracy (,,dyrektywa w sprawie pisemnego oświadczenia”) – czytamy w uzasadnieniu do projektu ustawy. W innym jego miejscu autorzy projektu stwierdzają: - Zgodnie z art. 20 ust. 1 dyrektywy 2019/1158, państwa członkowskie są obowiązane do dnia 2 sierpnia 2022 r. przyjąć i opublikować przepisy ustawowe, wykonawcze i administracyjne niezbędne do jej wykonania.

Czytaj też: Koncepcja pracownika w dyrektywie PE i Rady (UE) 2019/1152 w sprawie przejrzystych i przewidywalnych warunków pracy w Unii Europejskiej a pojęcie pracownika w polskim prawie pracy >>>

Mimo to, projekt ustawy, który miał dostosować polskie przepisy do tych dyrektyw, nawet nie wyszedł z rządu. W efekcie polscy pracownicy nie mają prawa do wielu korzystnych rozwiązań przewidzianych unijnymi przepisami, jak chociażby dłuższe urlopy rodzicielskie, 5-dniowy nieodpłatny urlop opiekuńczy, elastyczna organizacja pracy dla rodziców dzieci do lat ośmiu czy większa ochrona przed zwolnieniem z pracy osób zatrudnionych na czas określony poprzez zobowiązanie pracodawców do podawania przyczyny wypowiedzenia umowy o pracę zawartej na czas określony oraz do skonsultowania zamiaru wypowiedzenia umowy z reprezentującą pracownika organizacją związkową.

Czytaj też: Obowiązki pracodawcy w przypadku przywrócenia pracownika do pracy - poradnik na przykładach >>>

Czytaj też: Urlop wypoczynkowy w przypadku przywrócenia do pracy >>>

Pierwsze negatywne skutki niewdrożenia unijnego prawa na czas odczuwają już ci, którzy właśnie stracili pracę. – Z żoną mojego przyjaciela właśnie nie została przedłużona umowa o pracę. Pracodawca nawet nie podał jej powodu. Być może jej sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby obowiązywały nowe przepisy – napisał do redakcji Prawo.pl wzburzony czytelnik.  

 


Kiedy dyrektywa może być stosowana wprost

Co w takiej sytuacji mogą zrobić polscy pracownicy?

- Unijne dyrektywy można stosować wprost tylko przeciwko państwu polskiemu i to pod warunkiem, że ich przepisy są jasne i nie pozostawiają państwu określonej swobody działania. Oznacza to, że tylko osoby będące pracownikami pracodawców państwowych mogą powołać się bezpośrednio na dyrektywę, która nie została wdrożona do porządku krajowego, choć termin implementacji minął – mówi serwisowi Prawo.pl prof. dr hab. Anna Wyrozumska, kierownik Katedry Europejskiego Prawa Konstytucyjnego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego. Jak przyznaje, w gorszej sytuacji są natomiast pracownicy zatrudnieni u pracodawców prywatnych.Dyrektywa, która nie została implementowana, nie wiąże pracodawców prywatnych, więc pracownikom zatrudnionym w takich podmiotach pozostaje dochodzenie odszkodowania od państwa polskiego. Muszą udowodnić, że dyrektywa przyznała im jasne prawo i że ponieśli szkodę z powodu jej niewykonania przez państwo - podkreśla prof. Anna Wyrozumska.

 

 

Dr hab. Ireneusz C. Kamiński, prof. INP PAN, mówi, że możliwych jest kilka scenariuszy prawnych. - Po pierwsze, Komisja Europejska może, nie uzyskawszy informacji o sposobie wdrożenia dyrektywy w wymaganym terminie, rozpocząć przeciwko państwu tzw. postępowanie przeciwnaruszeniowe z art. 258 TFUE. Co ważne, wraz z wniesieniem skargi do TSUE (ostatni element procedury) możliwe jest wnioskowanie przez KE o nałożenie na państwo kar finansowych. Nie trzeba więc kończyć postępowania z art. 258 TFUE wyrokiem stwierdzającym złamanie prawa UE i dopiero następnie - jeśli ten wyrok nie jest wykonywany przez państwo - skierować do TSUE tzw. skargę sankcyjną z art. 260 ust. 2 TFUE – tłumaczy prof. Kamiński. Jak twierdzi, wnioskowanie kar finansowych dopuszczalne jest już w pierwszym postępowaniu. - Po drugie, sądy krajowe mogą uznać, że niewdrożony przepis dyrektywy nadaje się do bezpośredniego stosowania. Będzie tak, jeśli taki przepis ustanawia obowiązek, który nie pozostawia państwu swobody decyzyjnej w procesie wdrażania dyrektywy. Innymi słowy, dany przepis dyrektywy musi zostać literalnie przeniesiony do krajowego porządku prawnego. Po trzecie wreszcie, możliwe jest roszczenie odszkodowawcze, ale po spełnieniu kilku warunków. Są one następujące: naruszony przepis nadaje jednostce prawo/uprawnienie o określonej treści, naruszenie prawa dokonane przez państwo jest dostatecznie poważne oraz istnienie związku przyczynowego między naruszenie dokonanym przez państwo i szkodą doznaną przez jednostkę. Oczywiście w razie wątpliwości krajowy sąd może kierować pytanie wstępne/prejudycjalne do TSUE – wskazuje prof. Ireneusz C. Kamiński.

Sprawdź też: Program Work-Life Balance w firmie X - studium przypadku >>>

 


Dowiedzenie szkody będzie najtrudniejsze

Jak podkreśla Paweł Korus, radca prawny, partner w kancelarii Sobczyk & Współpracownicy, b. wieloletni sędzia sądu pracy, dyrektywy adresowane są do państw członkowskich i nie mają skutku horyzontalnego, czyli nie wiążą między „jednostkami”. Tylko wyjątkowo przy tym mają charakter wiążący wertykalnie (jednostka – państwo). Jest tak wtedy, gdy język dyrektywy jest dostatecznie precyzyjny i bezwarunkowy. Ponieważ jednostki publiczne (np. szkoły publiczne, szpitale itp.) uważane są za emanację państwa, wyjątkowo można by uznać, że dyrektywy wywołają skutek w relacjach pracownik a taki (publiczny) pracodawca. - Przyznam, że nie analizowałem tych dwóch dyrektyw pod tym kątem – tym niemniej np. w zakresie urlopu opiekuńczego dyrektywa dostatecznie precyzyjna i bezwarunkowa nie jest – mówi mec. Korus.

Czytaj też: Polityka prorodzinna w Szwecji >>>

Osobną kwestią, jak zauważa, jest pozwanie „państwa”. - Taką możliwość przewiduje art. 417 par. 1 k.c. Problematyczną w takiej sprawie nie będzie sama podstawa odpowiedzialności (bo ona w sposób ewidentny istnieje), ale wykazanie szkody, którą pracownik poniósł na skutek braku terminowej implementacji dyrektywy – podkreśla mec. Paweł Korus. I dodaje: - Reasumując, u pracodawców publicznych istnieje możliwość powoływania się wprost na dyrektywy, o ile ich postanowienia są dostatecznie precyzyjne i bezwarunkowe. Odnośnie roszczeń odszkodowawczych największy problem będzie dotyczył wykazania szkody.

 


Rząd by się śpieszył, gdyby wiedział, że coś mu grozi

Dr hab. Monika Gładoch, prof. Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, kierownik Katedry Prawa Pracy, radca prawny, uważa, że bezpośrednie stosowanie dyrektyw unijnych to bardzo skomplikowana sprawa. - Przede wszystkim dyrektywa musi być bardzo dokładna i precyzyjna. Gdyby przepisy tych dwóch dyrektyw były tak jasne, jak dyrektyw dyskryminacyjnych, to można byłoby się na nie bezpośrednio powoływać. Niestety, przepisy tych dyrektyw takie jasne nie są. Czarno widzę szanse dochodzenia odszkodowań z powodu szkód, jakie wyrządzi pracownikom niewdrożenie unijnych przepisów na czas. Rząd by się pośpieszył, gdyby wiedział, że coś mu grozi – zaznacza prof. Gładoch. I dodaje: - Niestety, były inne ważne tematy: inflacja, węgiel. Pracownicy muszą poczekać.

Zdaniem prof. Pawła Wojciechowskiego, b. ministra finansów, opieszałość we wdrożeniu dyrektywy wynika ze sporów międzyresortowych, np. dużej liczby uwag do rozpatrzenia wniesionych przez tzw. resorty siłowe, które mają swoją specyfikę pracy - w ostatniej chwili. - To oczywiście nie usprawiedliwia zwłoki, które może się przeciągnąć do przyszłego roku. Przepisy są bardzo ważne dla pracowników, natomiast potencjalne roszczenia będą rozproszone. Np., kto będzie chciał skarżyć państwo polskie za to, że pracodawca nie wprowadził 15 minutowej przerwy w pracy, gdy praca wynosi co najmniej 6 godziny. Trochę poważniejsze mogły być pozwy dotyczące zatrudnieniu pracowników na czas określony, dlatego pracodawcy powinni zwrócić uwagę na dyrektywę, nawet jeśli nie weszła ona w życie – mówi prof. Paweł Wojciechowski. Zaraz jednak dodaje: - Nie sądzę, aby Komisja Europejska przy tylu już sporach z polskim rządem chciała otwierać kolejny front.

To nie pierwszy przypadek niewdrożenia przepisów unijnych w terminie, za przygotowanie których odpowiada Ministerstwo  Rodziny i Polityki Społecznej. 17 grudnia 2021 r. upłynął termin transpozycji dyrektywy o sygnalistach a wokół projektu zapanowała cisza. Zapytaliśmy ministerstwo o to, ilu pracowników merytorycznych jest zatrudnionych w Departamencie Pracy ilu pracowało nad przygotowaniem projektu K.p. implementującego ww. dwie unijne dyrektywy. Na odpowiedź czekamy.