Jak podkreśla badający od lat florę zwałowisk poprzemysłowych prof. Adam Rostański z Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, życie w takim miejscu – zwłaszcza na odpadach pohutniczych - to wyzwanie dla roślin o ekstremalnych upodobaniach. Są jednak takie, które to lubią.
Zwałowiska poprzemysłowe, zwane zwyczajowo hałdami, zajmują na terenie aglomeracji śląskiej tysiące hektarów. Niektóre mają ponad 100 lat, choć ich dokładny wiek czasem trudno określić, bo brakuje dokumentacji. Stożkowe, kopulaste, grzbietowe czy płaskie hałdy to stały element śląskiego krajobrazu, a według niektórych - nawet fragment jego dziedzictwa.
Jak podkreślił prof. Rostański, grunt zwałowiska jest o wiele uboższy niż zwykłej gleby. Brakuje tam niezbędnego roślinom azotu i fosforu, podłoże łatwo przepuszcza wodę, więc jej również brakuje, a temperatura jest tak wysoka, że siewki nasion nieraz giną, bo skały, zwłaszcza ciemne, nagrzewają się od słońca. Jeszcze trudniejsza sytuacja jest w przypadku odpadów przetworzonych, np. z hut czy koksowni, które często są toksyczne i nie ulegają rozpadowi.
„To tak jakby próbować sadzić coś na szklanych kulkach - tam trzeba wszystko dostarczyć - nawozy, wodę” – tłumaczył Adam Rostański. Są jednak rośliny – jak rzeżusznik Hallera czy rzeżusznik piaskowy - które dobrze sobie radzą nawet na podłożu zatrutym metalami ciężkimi.
Biolodzy z Uniwersytetu Śląskiego badają roślinność, która pojawia się na hałdach spontanicznie, choć właściciele zwałowisk nieraz próbują je zazieleniać. „Stosując prostą rekultywację – sypiemy na wierzch urodzajną ziemię i siejemy trawę - uzyskujemy efekt zazielenienia już w pierwszym roku. Natomiast pod wpływem deszczu i erozji po 5 latach to miejsce zamienia się w to, co by było, gdybyśmy w ogóle nie wydali pieniędzy. Odpad powęglowy nie jest agresywny, tylko musi mieć czas. Pozostawienie go samemu sobie i wnikanie kolejnych gatunków jest naturalne i ma tę zaletę, że koszty są niskie, a wadę – że to proces długofalowy. Zazwyczaj, gdy przyroda odnosi pierwszy sukces, pojawia się ktoś, kto uzyskał pozwolenie na przetworzenie tego terenu na coś innego i wszystko się zaczyna od nowa” – opowiadał prof. Rostański.
Jeśli jednak hałda ma czas, to jako pierwsza i to szybko – nawet po roku czy dwóch - na czarnym odpadzie węglowym pojawia się brzoza. „Są takie fragmenty w Katowicach – Wełnowcu, gdzie jest charakterystyczny postindustrialny lasek brzozowy, on ma swój urok i nasz, rodzimy koloryt. Natomiast lasek tuj czy gatunków egzotycznych na hałdzie wygląda komicznie i dziwnie” – przyznał profesor.
Jako jedne z pierwszych na hałdzie pojawiają się też osika, wierzba iwa i różne gatunki traw, czyli rośliny o lekkich, łatwo przenoszonych przez wiatr nasionach. Jest też kilka gatunków górskich, które rosną w górach, na piargach skalnych, a na hałdach same znalazły miejsce wtórnego występowania, jak np. pięknie kwitnąca wierzbówka nadrzeczna, która przywędrowała z Karpat.
Na zwałowisku można też spotkać inne kwitnące gatunki - wiesiołek dwuletni czy śląski oraz dziewannę. Do rzadkości nie należą i chronione storczyki – kruszczyk szerokolistny, rdzawoczerwony i błotny występują w niektórych rejonach nawet masowo. Łącznie naukowcy znaleźli na hałdach blisko 600 gatunków roślin.
„To są dosyć bogate w roślinność miejsca, niedocenione pod tym względem. Jest pytanie, czy są nam potrzebne. Aglomeracja śląska jest przeludniona – każdy kawałek przestrzeni, gdzie nie ma człowieka przez jakiś czas, jest bardzo ważny. Tam się pojawiają zwierzęta - zające czy sarny - mają tam enklawy, gdzie nikt ich nie niepokoi. Na zwałowiskach zachodzą ciekawe procesy i żyją gatunki, które właśnie tam trzeba chronić” – podsumował prof. Rostański.