W poniedziałek 7 czerwca odbyły się dwugodzinne strajki ostrzegawcze w ok. 40 szpitalach na terenie całej Polski, które osiągnęły ten etap sporu zbiorowego. Przypomnijmy, że Zarząd Krajowy Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych już 9 listopada 2020 roku podjął jednogłośnie uchwałę o podjęciu przygotowań do wszczęcia sporów zbiorowych w skali ogólnopolskiej w celu poprawy warunków pracy i płacy pielęgniarek i położnych, a w razie konieczności podjęcia także strajku generalnego. Następnie w grudniu pielęgniarki weszły w spór zbiorowy ze szpitalami. I tam, gdzie ich postulaty nie zostały spełnione - a nie mogą, bo to rząd jest adresatem postulatów - odeszły od łóżek pacjentów na dwie godziny.

Jednocześnie w 12 miastach: Warszawie, Białymstoku, Bydgoszczy, Katowicach, Kielcach, Krakowie, Lublinie, Łodzi, Olsztynie, Opolu, Rzeszowie i Szczecinie odbyły się manifestacje. Jako pierwsze zaczęły pielęgniarki w Kielcach, bo już o godz. 9, a jako ostatnie, bo od godz. 12  w Krakowie, Opolu i Szczecinie. Czego się domagają? 

"Nie" dla ustawy Niedzielskiego

Głównym powodem akcji strajkowej i protestów jest procedowana obecnie w Senacie tzw. ustawa Niedzielskiego, tj. nowelizacja ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych. - Ta ustawa nie gwarantuje stabilnych zasad wzrostu wynagrodzeń zasadniczych pielęgniarek, pielęgniarzy i położnych, pomimo licznych sygnałów od członków naszej organizacji związkowej dotyczących rażącego pogorszenia warunków pracy i płacy, trwającego od wielu miesięcy stresu, przemęczenia i wypalenia zawodowego - mówi Krystyna Ptok, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położonych, który zorganizował strajk. 

Co do zasady najniższe wynagrodzenie zasadnicze dla pielęgniarek, tak jak dla innych zawodów medycznych określa wspomniana już ustawa uchwalona w  2017 r.  Ustawowe minimum to iloczyn wskaźnika przypisanego do jednej z 11 grup, tzw. współczynnika pracy określonego w załączniku do ustawy oraz kwoty bazowej. Kwota bazowa jest równa wartości  przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia brutto w gospodarce narodowej w roku poprzednim według GUS. Obecnie, do czerwca 2021 roku, liczy się więc to z 2019 roku i wynosi 4918,17 zł, a za 2020 roku jest to 5 167,47 zł.

Wysokość współczynnika zależy od kwalifikacji. Najwyższy 1,27 mają lekarze specjaliści, co oznacza, że nie mogą zarabiać obecnie mniej niż 6 246 zł brutto. Zgodnie z uchwaloną przez Sejm nowelizacją współczynnik  dla  pielęgniarek i położnych nie posiadających tytułu specjalisty - w tej grupie jest aż 158 409 etatów - wzrośnie z 0,64 do 0,73 (ten sam wskaźnik przewidziany jest dla innych pracowników z wykształceniem średnim, np. fizjoterapeuty. To oznacza najniższe wynagrodzenie od 1 lipca  2021 roku wyniesie  3 772 zł, obecnie jest to 3307 zł, wzrost o 465 zł. Tyle, że z wyliczeń MZ ta grupa zawodowa miała już w styczniu 2020 r. wynagrodzenie zasadnicze na poziomie 3893 zł, a zatem faktycznie wzrostu nie będzie. 

Podwyżka bez podwyżki

Według Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych, na podstawie danych z Centralnego Rejestru Pielęgniarek i Położnych wynika, że ponad 150 tys. pielęgniarek i położnych otrzyma wynagrodzenie zrównane z wynagrodzeniem np. rejestratorki medycznej czy salowej. Dlatego pielęgniarki protestują. Przypomnijmy, że stawki te zostały pierwotnie zaakceptowane przez stronę społeczną Trójstronnego Zespołu do Spraw Ochrony Zdrowia (TZSOZ) w Radzie Dialogu Społecznego (RDS), ale Forum Związków Zawodowych reprezentowane przez Krystynę Ptok, przewodniczącą Ogólnopolskiego Związku Pielęgniarek i Położnych, zgłosiło zdanie odrębne do stanowiska Zespołu. - FZZ będzie dążyć do przedstawienia propozycji MZ ku zadowoleniu grup zawodowych zgłaszających wątpliwości w zakresie podziału grup zawodowych - zaznaczyła Krystyna Ptok. FZZ  domaga się uznania innych czynników wartościujących pracę do ustalenia najniższego wynagrodzenia, takich jak: fachowość, odpowiedzialność, decyzyjność, warunki psychofizyczne i warunki środowiska pracy. Największą grupę pielęgniarek stanowią bowiem te, bez wyższego wykształcenia pielęgniarskiego. A w poniedziałek na transparentach dominowało hasło: Godna płaca. Po wartościowaniu, a nie po uważaniu.

Rząd: pielęgniarki dostały podwyżki

Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Ministerstwa Zdrowia, zapewnił w poniedziałek jednak, że pielęgniarki z długim, kilkudziesięcioletnim stażem nie będą miały zmniejszanego uposażenia. Dodał, że jest to błędne rozumienie ustawy o ustalaniu najniższego wynagrodzenia w ochronie zdrowia. - My mówimy o minimalnym wynagrodzeniu, którego nie pobierają pielęgniarki z długoletnim, kilkudziesięcioletnim stażem. Jeżeli mówilibyśmy o uposażeniu minimalnym dla osoby z kilkudziesięcioletnim stażem to oznaczałoby, że dzisiaj albo też 1 lipca dyrektor szpitala nagle zmniejsza drastycznie uposażenie takiej osobie. Jest to niemożliwe. Przypomnę, że osoba z długoletnim stażem, to nie jest osoba, która wchodzi do zawodu i której dotyka kwestia ustawy o minimalnym wynagrodzeniu. To jest pomylenie pojęć - podkreślił Andrusiewicz. I dodał, że mówienie o obniżaniu wynagrodzeń, "jest wprowadzaniem troszeczkę opinii publicznej w błąd, bo nikt nikomu pensji nie będzie obniżał". Z wyliczeń podanych przez Andrusiewicza wynika, że średnie wynagrodzenie pielęgniarki z wyższym wykształceniem na 1 stycznia ubiegłego roku było w granicach 6,5 tys. zł, a ze średnim wykształceniem - średnio w granicach 6 tys. zł.  - Obecnie te wynagrodzenia zapewne są wyższe. Wkrótce takie zestawienia przedstawimy - dodał.

O strajk ostrzegawczy pielęgniarek i położnych został w poniedziałek zapytany premier Mateusz Morawiecki podczas konferencji prasowej w Budziszewicach. - W ostatnich 4 latach rośnie liczba osób zainteresowanych pracą w tych zwodach. Dowodem mogą być odbierane przez pielęgniarki i położne dyplomy - powiedział premier. Wyjaśnił, że kilka lat temu pielęgniarki i położne po studiach nawet nie odbierały dyplomów, bo nie chciały pracować w zawodzie. To się zmieniło po przyznaniu dodatku tzw. "zembalowego". Premier zapewnił jednak, że jest gotowy do rozmów o płacach w ramach Komisji Trójstronnej, zachęcał do rozmów z ministrem zdrowia, a także podkreślił, że ochrona zdrowia jest priorytetem w Polskim Ładzie.

Pielęgniarki: znikną 272 szpitale

Ani słowa premiera, ani  rzecznika Ministerstwa Zdrowia nie uspokajają nastrojów.  -  Epidemia obnażyła to, jak bardzo nas brakuje przy chorych - powiedziała Krystyna Ptok w czasie poniedziałkowej manifestacji w Warszawie. -  Praktycznie jesteśmy w ogonie całej Europy, jeśli chodzi o kadry pielęgniarsko-położnicze. Musimy bić na alarm. Jeżeli nie zachęcimy młodych do pracy, to w najbliższej przyszłości znikną 272 szpitale. W niektórych województwach już teraz sytuacja jest krytyczna - podkreślała. 

Zdaniem NIPiP obecnie system ochrony zdrowia funkcjonuje tylko dlatego, że blisko 70 tys. pielęgniarek i położnych pracuje mimo uzyskania uprawnień emerytalnych (powyżej 60. roku życia).  - Deprecjonowanie ich roli działa na niekorzyść systemu ochrony zdrowia - mówi Mariola Łodzińska, wiceprezes Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych. - Decyzje rządzących przyczynią się do ich przejścia na emeryturę. NIPiP nie znajduje merytorycznego uzasadnienia dla takich działań. Potraktowanie personelu pracującego pod rygorem odpowiedzialności za zdrowie i życie pacjentów, posiadającego wieloletnie doświadczenie i ogromną wiedzą, jak pracowników działalności podstawowej to duży błąd - podkreśla Łodzińska.

NIPiP zwraca też uwagę, że w ostatnich 4 latach prawo do wykonywania zawodu pielęgniarki i zawodu położnej w skali całego kraju uzyskało  22 182 osób, a w tym samym czasie uprawnienia emerytalne uzyskała niemal dwa razy większa liczba pielęgniarek i położnych - aż 42 380. Czy sytuację uratują przyjazdy do Polski medyków-cudzoziemców? Z danych wynika, że nie. Na koniec 2020 roku w Polsce na stanowisku pielęgniarki lub położnej pracowało tylko 332 obcokrajowców. Tyle samo Polek i Polaków z wykształceniem pielęgniarskim i położniczym ubiegało się o zaświadczenie niezbędne do wyjazdu z kraju do Unii Europejskiej.

Pielęgniarki i położne skarżą się nie tylko na płace, ale nie godzą się też na minimalne normy, albo wręcz ich brak. Domagają się też by nowe regulacje zachęcały młode pokolenia do zawodu. Tak, aby zwiększyć kadrę w szpitalach i odciążyć pracujący tam obecnie personel.

- Jesteśmy w ogromnym kryzysie kadrowym i w najbliższych pięciu latach z zawodu odejdzie 100 tys. pielęgniarek, z kolei pracę w zawodzie rozpocznie ich zaledwie 20 tysięcy - podkreślają manifestujące.