Na przestrzeni ostatnich lat w Sejmie złożonych zostało kilka projektów ustaw, które miały uregulować stosowanie zapłodnienia in vitro. Jedne zakładały finansowanie zabiegów ze środków NFZ, inne - karanie za stosowanie metody. Pomysły na rozwiązanie tej kwestii miały prawie wszystkie kluby parlamentarne.

O potrzebie prawnej regulacji metody zapłodnienia pozaustrojowego mówili lekarze i bioetycy, wskazywali też na konieczność jej choćby częściowej refundacji. W latach 2001-2003 postulowali to politycy PO i SLD. W 2004 roku (za rządów SLD-UP), gdy pracowano nad nową ustawą zdrowotną, emocje wzbudzał fakt, że w tzw. koszyku negatywnym (niefinansowanym z budżetu) nie znalazło się leczenie niepłodności metodą in vitro. Sugerowało to, że in vitro mogłoby być dostępne ze środków publicznych.

Prace nad tym rozwiązaniem toczyły się w 2004 roku i częściowo w 2005 roku, ale niczym się nie zakończyły. Nowy minister zdrowia w rządzie PiS-Samoobrona-LPR Zbigniew Religa wykluczył refundowanie in vitro ze środków publicznych.
- Te pieniądze są potrzebne na inne cele - mówił. Za rządów PiS kwestia in vitro nie była podnoszona.

Temat wrócił jesienią 2007 roku, gdy zmienił się rząd. Premier Donald Tusk (PO) mówił, że metoda in vitro jest warta wsparcia z budżetu państwa. Zajęcie się tą sprawą obiecała ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz.

W tym samym czasie rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski zwrócił się do rządu o podjęcie kroków w sprawie ratyfikacji Konwencji Bioetycznej Rady Europy, która m.in reguluje niektóre kwestie związane z in vitro. Polska podpisała Konwencję 7 maja 1999 roku, ale jej nie ratyfikowała. Konwencja określa podstawowe prawa związane z postępem biologii i medycyny.
Wiosną 2008 roku premier powołał zespół ds. bioetyki, który miał zająć się przygotowaniem ratyfikacji, ale i przygotować projekt ustawy w sprawie in vitro. Zajął się tym ówczesny poseł PO Jarosław Gowin. Mówił, że tworząc regulacje prawne w tej kwestii, trzeba rozstrzygnąć wiele dylematów moralno-prawnych.

We wrześniu 2008 roku projekt w sprawie finansowania in vitro przez NFZ złożył klub poselski Lewica; jego autorką była Joanna Senyszyn. Platforma go nie poparła, argumentując, że w tej sprawie potrzebne są kompleksowe rozwiązania. W grudniu 2008 zaprezentowała założenia do własnego projektu - zwanego od nazwiska przewodniczącego zespołu ds. bioetycznych "projektem Gowina".

Zgodnie z nim można było tworzyć tylko jeden embrion ludzki w celu implantowania do organizmu kobiety (tworzenie dwóch embrionów ludzkich dopuszczalne było tylko pod warunkiem ich jednoczesnej implantacji). Niewykorzystane gamety mogły być za zgodą dawców poddane zamrażaniu i wykorzystane w kolejnej procedurze in vitro, w której uczestniczą dawcy. Zakazane zostało stosowanie zamrażania w fazie łączenia gamet. Gamety użyte do stworzenia zarodka mogły pochodzić wyłącznie od małżeństwa.
 

Kilkoro członków zespołu Gowina uznało ten projekt za zbyt ideologiczny i wspólnie z lewicowymi posłami przygotowało własny. W lipcu 2009 roku złożony został "projekt Balickiego" (poseł Marek Balicki brał aktywny udział w jego przygotowaniu). Gwarantował dostęp do in vitro nie tylko parom i dopuszczał możliwość zamrażania zarodków.

Tymczasem w PO zaczęły się ścierać dwa fronty dotyczące in vitro - punktem sporu było to, czy zarodki można mrozić, czy nie. W rezultacie w sierpniu 2009 roku do laski marszałkowskiej trafiły dwa projekty PO - jeden został przygotowany przez Małgorzatę Kidawę-Błońską, drugi przez Gowina. Kidawa-Błońska proponowała, by dopuścić możliwość tworzenia zarodków nadliczbowych, ich mrożenie i selekcję przed implantacją. Zgodnie z jej propozycją in vitro miało być dostępne także dla par żyjących w konkubinacie.

W 2010 roku liczba projektów się zwiększyła, bo Kidawa-Błońska, poza bazowym projektem ustawy o podstawowych prawach i wolnościach człowieka w dziedzinie zastosowań biologii i medycyny oraz o utworzeniu Polskiej Rady Bioetycznej, zaproponowała też nowelizacje ustaw: o pobieraniu, przechowywaniu i przeszczepianiu komórek, tkanek i narządów - tzw. transplantacyjnej oraz Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego. Wynikały one z konieczności dostosowania istniejącego prawa do nowych przepisów związanych z in vitro i do wymogów UE.
Nad własnymi projektami pracował również PiS. Powstały dwa - jeden autorstwa Bolesława Piechy, który zakazywał stosowania tej metody, ale dopuszczał możliwość tzw. adopcji zarodków, które już powstały i są zamrażane i drugi - Teresy Wargockiej - dalej idący, zakazujący in vitro, manipulacji ludzką informacją genetyczną, wytwarzania i niszczenia embrionów. Ten projekt został na wczesnym etapie odrzucony przez Sejm.

Oprócz czterech projektów PO, były więc dwa projekty PiS i dwa lewicowe, Balickiego i Senyszyn. Pracę nad nimi zaczęły komisja zdrowia oraz komisja polityki społecznej i rodziny, powołano też nadzwyczajną podkomisję. Nie obyło się jednak bez emocji i dyskusji światopoglądowych.

Propozycja Balickiego została uznana przez komisje za wiodącą; projekt wypracowany na jego podstawie przez podkomisję, zakładający między innymi  tworzenie i zamrażanie wielu zarodków oraz dostęp do metody in vitro nie tylko dla par, poparły sejmowe komisje zdrowia oraz polityki społecznej i rodziny. Kadencja parlamentu dobiegła jednak końca.

Środowiska konserwatywne przygotowywały własne rozwiązania, które miały uniemożliwiać stosowanie zapłodnienia pozaustrojowego. Wiosną 2009 roku powstał komitet Contra in vitro, który złożył obywatelski projekt nowelizacji Kodeksu karnego zakładający kary więzienia za "doprowadzenie do zapłodnienia ludzkiej komórki jajowej poza organizmem matki", dokonywanie eksperymentów na embrionach czy handel nimi. We wrześniu 2009 roku został odrzucony przez Sejm. Do pomysłu karania za in vitro powrócili wiosną 2010 roku posłowie Polski Plus, PiS i PSL. Ich projekt także zakładał kary za stosowanie in vitro. Sejm i ten projekt odrzucił.

W nowej kadencji Sejmu złożono tzw. projekt Balickiego i prawie identyczny projekt Ruchu Palikota, który dotyczył też nadzoru nad klinikami leczenia niepłodności. Do dalszego procedowania dopuszczono też dwa projekty PiS zakazujące stosowania in vitro. Był to znany z poprzedniej kadencji tzw. projekt Piechy i nowy projekt Jana Dziedziczaka - wprowadzający "zakaz powodowania śmierci embrionu ludzkiego" i zakaz tworzenia embrionów poza organizmem kobiety.

Tymczasem PO przygotowała program zdrowotny zakładający refundację zabiegu in vitro. Program rozpisany został na trzy lata z możliwością przedłużania. W tym czasie miała - według zamysłu rządu - powstać ustawa, rozstrzygająca m.in. kwestie mrożenia lub niszczenia zarodków. Program zaczął funkcjonować 1 lipca 2013 roku. W październiku 2015 premier Kopacz zapowiedziała przedłużenie go o kolejne trzy lata, do 2019 roku.

Tusk tłumaczył, że zwłoka w przygotowaniu ustawy jest przemyślana i nie wynika z braku możliwości stworzenia takiego dokumentu, ale z obawy przed głosowaniem w parlamencie.
- Nie czarujmy się, w parlamencie dzisiaj nie ma jakoś szczególnej atmosfery zgody, jeśli chodzi o in vitro - mówił.

Po roku od wprowadzenia programu zdrowotnego, latem 2014 roku. MZ przedstawiło projekt ustawy o in vitro. Zgodnie z nim, powstać miały centra leczenia niepłodności, Rejestr Dawców Komórek Rozrodczych i Zarodków. Zakazano klonowania człowieka, prowadzenia eksperymentów na ludzkich zarodkach, tworzenia hybryd i chimer oraz bezwzględny zakaz handlu ludzkimi zarodkami oraz komórkami rozrodczymi. Konsultacje trwały miesiącami. Projekt był wielokrotnie zmieniany, uszczegółowiany. Wreszcie, 10 marca 2015 roku rząd go przyjął.

Zgodnie z nim z metody in vitro mogą korzystać osoby w związkach małżeńskich oraz we wspólnym pożyciu, potwierdzonym oświadczeniem. Zabroniono tworzenia zarodków w celach innych niż pozaustrojowe zapłodnienie, ograniczono też możliwość tworzenia zarodków nadliczbowych do sześciu. Zakazano niszczenia zarodków zdolnych do prawidłowego rozwoju (pod groźbą kary więzienia).

W kwietniu 2015 prace nad projektem rozpoczął Sejm. Jednocześnie rozpatrywał propozycję PiS zezwalającą na kontynuowanie jedynie tych procedur, które zostały rozpoczęte przed wejściem ustawy w życie i z karami dla lekarzy za tworzenie embrionu poza organizmem kobiety - początkowo miało to być zagrożone także ograniczeniem lub pozbawieniem wolności, później PiS złagodził ten zapis do grzywny lub dwuletniego zakazu wykonywania zawodu lekarza.

Sejm zajmował się też dwoma projektami SLD. Oba szczegółowo regulowały kwestię zapłodnienia in vitro, zakładały dostępność in vitro zarówno dla małżeństw, jak i par nieformalnych. W przeciwieństwie do projektu rządowego nie wprowadzały jednak wymogu składania przez związki oświadczenia o wspólnym pożyciu. W Sejmie był też projekt Twojego Ruchu, ale wskutek wycofania poparcia niektórych z podpisanych pod nim posłów, nie został rozpatrzony.

Po pracy w komisji zdrowia zostały dwa projekty - rządowy oraz jeden z projektów SLD, odrzucono projekt PiS. Powołana do ich rozpatrzenia podkomisja zdecydowała, że wiodącym będzie projekt rządu. Na ostatnim etapie prac PiS zgłosił do niego kilkadziesiąt poprawek - zostały odrzucone. Posłowie odrzucili także poprawki zgłoszone przez wicemarszałek Sejmu Wandę Nowicką, która chciała, by in vitro było dostępne dla samotnych kobiet, bez względu na ich orientację seksualną.

25 czerwca 2015 Sejm uchwalił ustawę o in vitro. Wcześniej posłowie odrzucili wszystkie poprawki oraz wnioski mniejszości, zmierzające do wprowadzenia możliwości stosowania in vitro wyłącznie przez małżeństwa czy ograniczenia liczby zapładnianych komórek jajowych. Głosowanie poprzedziła burzliwa dyskusja na temat definicji zarodka. Burza przetoczyła się też przez Senat, ale ostatecznie izba wyższa opowiedziała się za przyjęciem ustawy bez poprawek.

Prezydent Bronisław Komorowski podpisał ustawę 22 lipca 2015, na kilka dni przed zakończeniem kadencji. Zaskarżył jednak jednocześnie do Trybunału Konstytucyjnego jej zapisy dotyczące pobierania komórek rozrodczych od dawcy niezdolnego do świadomego wyrażenia na to zgody (ustawa dopuszcza taką możliwość w celu zabezpieczenia płodności na przyszłość).
To nie jedyny wniosek do TK ws. ustawy o in vitro. W tym tygodniu rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar zaskarżył brak możliwości skorzystania przez samotne kobiety z ich własnych, zamrożonych wcześniej zarodków.

Toczący się w Polsce spór o in vitro miał też reperkusje na arenie międzynarodowej. Na początku 2013 roku Komisja Europejska wezwała Polskę do wdrożenia unijnych przepisów, dotyczących norm jakości i bezpieczeństwa tkanek i komórek ludzkich. A we wrześniu wniosła sprawę do Trybunału Sprawiedliwości UE przeciwko Polsce. Orzekł on, że Polska naruszyła unijną dyrektywę. Trybunał kary finansowej dla naszego kraju jednak nie orzekł, bo nie wnioskowała o to Komisja Europejska. (pap)