- Wracam niedawno po ciężkim dyżurze na SOR. Jak zawsze zresztą. Zmuszam się, znajduję resztę sił i biorę psa na spacer. Idę przez swoją małą miejscowość i co widzę? Niepracujące sąsiadki, grilujące kiełbasę na balkonach.  Przypuszczam, że moja emerytura obywatelska nie będzie taka sama jak ich. One mają po czwórce dzieci. I zaczęłam się zastanawiać po co ja tak haruję. Na drugi dzień złożyłam wypowiedzenie z pracy na oddziale ratunkowym. Mam dość tego stresu, straszenia nas prokuratorem i mediami. A teraz, gdy ma zacząć obowiązywać system TOPSOR, aż odechciewa się pracy na tym odcinku szpitalnym - To jeden z licznych wpisów na forum lekarskim konsylium24.

- Sytuacja kadrowa na SOR-ach była ciężka, ale teraz jest jeszcze gorsza. Obecnie ledwo spinamy grafik dyżurów. Trochę prośbą, trochę groźbą, trochę motywacją finansową. Nie mniej jednak po wejściu w życie nowego rozporządzenia lekarze straszą, że będą składać wypowiedzenia. Nic dziwnego, że chcą odejść skoro mają obok przychodnie medycyny rodzinnej, w których mogą zarabiać lepiej i jeszcze nie mieć stresujących, nocnych dyżurów - mówi Jerzy Wielgolewski, dyrektor szpitala powiatowego w Makowie Mazowieckim. 

Czytaj w LEX: Wykonywanie zawodu ratownika medycznego po zmianach w 2018 r. >

Zniechęca podwójny triaż

Lekarze pracujący dotychczas na ostrych dyżurach przyznają, że do rezygnacji z pracy zmobilizowało ich rozporządzenie ministra zdrowia o szpitalnym oddziale ratunkowym, które zaczęło obowiązywać od 1 lipca.  Przepisy wprowadzają bowiem zasady triażu, czyli segregacji medycznej pacjentów przed przyjęciem ich na oddział. Segregacja jest podzielona na pięć kategorii pacjentów. Od tych najszybciej potrzebujących pomocy do tych mniej pilnych. Co więcej, od 1 lipca obok każdego SOR ma funkcjonować przychodnia nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej, w której pomoc powinni uzyskać pacjenci kwalifikujący się nie na oddział ratunkowy, ale w dzień powszedni do lekarza pierwszego kontaktu.  Minister zdrowia tłumaczył, że zmiany są po to by pacjent nie musiał wędrować pomiędzy poszczególnymi placówkami medycznymi i nawet ten pilny dostał na miejscu pomoc łącznie z niezbędnymi badaniami diagnostycznymi.

 

- Nie do pomyślenia jest aby lekarze dyżurni SOR, których często jest jedynie dwóch, byli w stanie podejmować lub co najmniej nadzorować procedury triażu śródszpitalnego, prowadzić  czynności  ratujące życie pacjentów w nagłym zagrożeniu zdrowotnym i - ponadto - udzielać pomocy pacjentom w ramach Nocnej i Świątecznej Opieki Lekarskiej. Trzeba mieć świadomość, że w średniej wielkości SOR-ze odnotowuje się 80 - 150  pacjentów dobowo - zaznacza prof Juliusz Jakubaszko, były prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej.  

Sprawdź w LEX: Czy pacjenta można obciążyć kosztem nieuzasadnionego wezwania karetki? >

Lekarzom może być trudniej pracować na SOR, ponieważ obowiązuje już na nim zasada podwójnego triażu. Najpierw zespół triażowy ma kwalifikować pacjenta do odpowiedniej kategorii w kolejce do udzielania pomocy, a później lekarz ma przeprowadzać jeszcze retriaż. Czyli sprawdzać stan pacjentów czekających w swoich kolejkach i upewniać się czy aby na pewno zostali zakwalifikowani do właściwej. Z jednej strony ma to ogromne znaczenie, gdyż jak mówił w wywiadzie dla PAP prof. Jerzy Ładny, konsultant krajowy w dziedzinie medycyny ratunkowej, stan kliniczny pacjenta może się zmienić i wymaga on sprawdzenia, czy nie trzeba go zakwalifikować do grupy o wyższym priorytecie. Kłopot w tym, że lekarzy do tylu zadań  może być za mało. Doktorzy nieoficjalnie przyznają, że obawiają się ogromnej odpowiedzialności spoczywającej na nich i ryzyka popełnienia błędu medycznego.

Zobacz w LEX: Udostępnianie dokumentacji medycznej: ostatnie zmiany oraz najczęstsze wątpliwości >

Degradacja specjalizacji

Dodatkowo prof. Jakubaszko ubolewa nad tym, że nowe rozporządzenie ministra zdrowia i ustawa o systemie państwowego ratownictwa medycznego degradują specjalizację jaką jest medycyna ratunkowa.  - Nie wymaga się od lekarzy pracujących w  SOR aby mieli specjalizację z medycyny ratunkowej. Wystarczy lekarz o każdej innej specjalizacji albo w ogóle lekarz bez specjalizacji, ale mający odpowiednią liczbę godzin przepracowanych w pogotowiu ratunkowym - mówi prof. Jakubaszko. I dodaje, że w USA medycyna ratunkowa jest jednym z kluczowych działów ochrony zdrowia. Pracuje w niej ponad 40 tys. lekarzy specjalistów. - Niepotrzebnie poszczególne rządy w naszym kraju od kilku lat odsuwają w czasie obowiązek posiadania tej specjalizacji  przez lekarzy pracujących w szpitalnych oddziałach ratunkowych czy zespołach ratownictwa medycznego - zaznacza prof. Jakubaszko. To jego zdaniem obniża poziom bezpieczeństwa zdrowotnego naszych obywateli.

- A o tym, że ta specjalizacja nie cieszy się szczególną estymą wśród adeptów medycyny, świadczy fakt, że w 2018 minister zdrowia ogłosił 100 rezydentur z medycyny ratunkowej,  a  nie wszystkie zostały obsadzone - dodaje.


Ratownik też potrafi pomóc

Z jednej strony lekarze nie są chętni do robienia tej specjalizacji powołując się na brak motywacji finansowej, z drugiej strony szefowie szpitali twierdzą, że za 150 zł za godzinę ciężko jest znaleźć lekarza na dyżur na SOR.  -Lekarzy o tej specjalności brakuje, a tym którzy chcą pracować na tym trudnym odcinku systemu ochrony zdrowia, marnuje się potencjał. Nie powinni w ogóle jeździć w karetkach. Pierwszej pomocy ofiarom wypadku, nawet tego poważnego, jest w stanie udzielić dobrze wykwalifikowany ratownik medyczny - twierdzi Dariusz Kostrzewa, prezes ogromnego  podmiotu leczniczego Copernicus na Pomorzu.

I dodaje, że jego szpital jest przygotowany do zmian i podpisał właśnie umowę na prowadzenie systemu TOPSOR, czyli jednolitego systemu triażowego przewidzianego przez rozporządzenie ministra zdrowia dla wszystkich 230 oddziałów ratunkowych działających w kraju. TOPSOR ma wejść w październiku.