Lekarze, pielęgniarki i ratownicy, którzy opiekują się pacjentami z COVID-19 zostaną zobowiązani do pracy w jednym miejscu. Tak wynika z projektu rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie standardów w zakresie ograniczeń przy udzielaniu świadczeń opieki zdrowotnej pacjentom innym niż z podejrzeniem lub zakażeniem wirusem SARS-CoV-2, które zacznie obowiązywać w tym tygodniu.

Czas trwania ograniczenia powinien określić dyrektor szpitala zakaźnego, a jeśli jest to niemożliwe, będzie ono obowiązywało do momentu gdy rząd odwoła stan zagrożenia epidemii lub zagrożenia epidemicznego kraju. Co miesiąc szef placówki zakaźnej powinien przekazywać listę pracowników objętych zakazem do NFZ i do wojewody.

Czytaj w LEX: Tarcza antykryzysowa 2.0 - szczególne instrumenty wsparcia dla podmiotów leczniczych w walce z SARS-CoV-2 >

Nakaz pracy w jednym szpitalu ograniczy epidemię

Łukasz Szumowski, minister zdrowia uzasadnia, że nałożenie takich restrykcji na personel medycznych jest konieczne ze względu na to, aby nie był on w innych szpitalach potencjalnym źródłem zarażania koronawirusem. Ograniczenie dotknie zatem pracowników 23 szpitali jednoimiennych, przemianowanych tylko do leczenia pacjentów z koronawirusem oraz 67 innych placówek medycznych w kraju, które mają w swoich strukturach oddziały zakaźne.
Nie wiadomo jaka jest to grupa pracowników medycznych, gdyż ministerstwo zdrowia podaje, że szpitale na bieżąco aktualizują listy. Niemniej jednak dla dyrektorów innych szpitali, nie zajmujących się leczenie chorych z koronawirusem, będzie to problem. 

Czytaj w LEX: Najciekawsze pytania dotyczące przeciwdziałania koronawirusowi z punktu widzenia placówek medycznych >

-Te ograniczenia sprawią, że połowa szpitali w Polsce będzie musiała być zamknięta, ponieważ brakuje nam personelu. My i dotychczas ledwo dopinaliśmy grafik dyżurów. Teraz czeka nas katastrofa, skoro część medyków dostaje nakaz pracy w jednym miejscu, inni są oddelegowani przez wojewodę ze swoich macierzystych szpitali do innych placówek zdziesiątkowanych przez koronawirusa, a kolejna część personelu jest nieobecna w pracy z powodu opieki nad dziećmi - mówi Krzysztof Zaczek, prezes Szpitala Mruckiego Sp.  z o.o. w Katowicach. Przyznaje, że na razie z jego szpitala została oddelegowana tylko jedna pielęgniarka. – Ale są szpitale na Śląsku, z których gdy oddelegowano lekarza z czteroosobowego zespołu na oddziale, to trzeba zamykać całą komórkę - dodaje prezes.

Zobacz szkolenie w LEX: Zadania podmiotów leczniczych i personelu medycznego w związku z epidemią koronawirusa >

Jego obawy podziela Jerzy Wielgolewski, dyrektor Szpitala Powiatowego w Makowie Mazowieckim. - Dyżury w nocnej i świątecznej opiece lekarskiej czy oddziale ratunkowym udaje się nam spiąć tylko dlatego, że przyjeżdżają na nie lekarze pracujący w innych placówkach medycznych - mówi.

 

Międzyleski Szpital Specjalistyczny, zlokalizowany pod Warszawą, aby dopiąć dyżury wprowadził równoważny czas pracy. Zespoły lekarzy i pielęgniarek pracują rotacyjnie. To pomogło zapełnić luki w obsadach kadrowych. Ale w niektórych placówkach kadry jest tak mało, że jak tłumaczy Krzysztof Zaczek, przy równoważnym czasie pracy lekarze lub pielęgniarki musieliby pracować kilka razy w tygodniu na kilkunastogodzinnych dyżurach.

Sprawdź w LEX: Co należy zrobić, jeśli lekarz chce odmówić zbadania pacjenta powołując się na wytyczne WHO lub GIS, które różnią się między sobą? >

Nakaz pracy w jednym szpitalu zapobiegnie stygmatyzacji

Wiele szpitali i tak pracuje obecnie w ograniczonym zakresie gdyż  nie przeprowadzają zabiegów planowych, m.in. ortopedycznych. Niemniej jednak, chirurgia ogólna czy interna, które są podstawą działania szpitali powiatowych, muszą być dostępne dla pacjentów.

Prof. Jarosław Fedorowski przyznaje, że na razie nie ma innego wyjścia jak tylko ograniczać do jednego miejsca pracę lekarzy, pielęgniarek i ratowników, którzy mogą być potencjalnym źródłem zakażenia koronawirusa. -Oni też  mogą być stygmatyzowani. Takie zjawisko ma obecnie miejsce w Japonii. Kończą dyżur w szpitalu leczącym pacjentów z COVID-19, przychodzą do drugiego miejsca pracy i spotykają się z ogromną niechęcią - prezes Polskiej Federacji Szpitali i zaznacza, że obecnie wszystkie kraje walczące z epidemią kronawirusa mają problem z niedoborami kadry medycznej. Zdaniem prof. Fedorowskiego niezbędne jest wykonywanie szybkich i częstych testów personelowi medycznemu aby ewentualnie  wysyłać na kwarantannę osoby, które mają koronawirusa.

Nieco mniejszy problem z brakiem kadr mogą mieć obecnie szpitale kliniczne, gdyż pracuje w nich dużo rezydentów czy lekarzy stażystów.

Czytaj w LEX: Sprawozdawczość podmiotu leczniczego z działalności przeciwepidemicznej >

Nakaz pracy w jednym szpitalu w zamian za dodatek

Zmiany dotyczące zobowiązania lekarzy i pielęgniarek do jednego miejsca pracy przewidują także, że ten personel dostanie dodatkowe świadczenie. Bo niewątpliwie mniejsza ilość pracodawców oznacza też zmniejszenie comiesięcznego wynagrodzenia. O ile jeszcze lekarze specjaliści w nieoficjalnych rozmowach przyznają, że przez dwa - trzy miesiące mogą ostatecznie dostać mniej pieniędzy, skoro w poprzednich miesiącach zarabiali nawet po ok. 20 tys. miesięcznie,  o tyle pielęgniarka czy ratownik, którzy zostają nagle z jedną pensją w wysokości  ok. 3 tys. zł - mogą mieć problemy.

Stąd resort zdrowia przewidział, że w szpitalu zakaźnym będzie się personelowi należał dodatek. Wysokość tego świadczenia będzie równa 80 proc. wartości wynagrodzenia pobieranego poza podmiotem w okresie poprzedzającym objęcie ograniczeniem w przypadku pracownika, który otrzymywał wynagrodzenie w związku z wykonywaniem świadczeń w innym miejscu niż podmiot albo 50 proc. wynagrodzenia danej osoby otrzymywanego w podmiocie w pozostałych przypadkach. W każdym razie wysokość dodatku nie może być niższa niż wartość 50 proc. wynagrodzenia danej osoby otrzymywanego w podmiocie, oraz nie wyższa niż 10 tys. zł.