Ministerstwo Zdrowia wycofuje się z przepisów dotyczących szpitalnych oddziałów ratunkowych, które nie przystają rzeczywistości.  Od 1 lipca SOR-y miały być wyposażone w lądowiska i mieli nimi kierować lekarze ze specjalizacją medycyny ratunkowej. Nie wszędzie jednak są lądowiska, a lekarzy tej specjalności też brakuje.

 

 

Reforma w odwrocie

Gdyby nie rozporządzenie Ministra Zdrowia z 15 czerwca, opublikowane w Dzienniku Ustaw, w sprawie szpitalnego oddziału ratunkowego, po 30 czerwca personel części SOR-ów nie mógłby  pomagać osobom w stanach nagłych w ramach umowy z NFZ.  Do tego czasu szpitalne oddziały ratunkowe miały bowiem spełnić następujące obowiązki:

  • organizacji w szpitalu miejsca udzielania świadczeń nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej;
  • zapewnienia specjalisty medycyny ratunkowej na stanowisku ordynatora (kierownika) SOR;
  • posiadania lotniska bądź lądowiska

 

 

Okazuje się, że spośród 241 istniejących szpitalnych oddziałów ratunkowych 44 oddziały ich nie spełniają – wyjaśnia Ministerstwo Zdrowia.

Sprawdź też: Zasady segregacji medycznej pacjentów na SOR od 1 lipca >>>

Resort nie rezygnuje jednak ze swojego pomysłu, ale wejście w życie przepisów odsuwa w czasie. Zgodnie z opublikowanym w Dzienniku Ustaw rozporządzeniem (wejdzie w życie 30 czerwca), SOR-y będą musiały udzielać świadczeń nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej od 30 czerwca 2023 r. Także o rok przesunięto wejście w życie przepisu, zgodnie z którym kierować oddziałem musi lekarz specjalista medycyny ratunkowej. Odział ratunkowy powinien zapewnić lotnisko lub lądowisko do końca 2024 roku.

Czytaj też: Dostęp do dokumentacji medycznej dla członków zespołu powypadkowego >>>

Nie ma pomysłu na lekarzy specjalistów 

- To mało realne przepisy, bo niewielu lekarzy specjalizuje się w medycynie ratunkowej - mówi Władysław Perchaluk, prezes Związku Szpitali Powiatowych Województwa Śląskiego.  

Eksperci podkreślają, że za granicą specjalizacja lekarska z medycyny ratunkowej jest atrakcyjna, szczególnie dla młodych lekarzy, bo wiąże się z szerokim wachlarzem wykonywanych czynności. Nazywana królową specjalizacji, bo wymaga od lekarza wszechstronności.  Inaczej jest w Polsce. Brakuje lekarzy ze specjalizacją medycyny ratunkowej, więc obniża się wymogi. Brak konieczności kształcenia w tym zakresie powoduje z kolei, że nie ma chętnych by specjalizacje w kierunku medycyny ratunkowej robić.

Dlaczego nie ma chętnych na tę specjalizację? W praktyce nie daje ona możliwości pracy lekarzowi poza oddziałem ratunkowym, izbą przyjęć i ewentualnie w zespole ratownictwa medycznego. Jednocześnie jest to praca wymagająca psychicznie i fizycznie, a obciążenia te zwykle rosną razem z wiekiem i stażem pracy.

Sprawdź też: Czy pacjentowi SOR przysługują napoje i wyżywienie? >>>

Braki lekarzy specjalizacji medycyny ratunkowej to czubek góry lodowej, jakim jest deficyt lekarzy, który dotyka całego systemu.  - Wojewódzkie pogotowia borykają się z obsadami lekarskimi. Na 10 tylko jedna będzie „eską”, czyli karetką reanimacyjną – zaznacza Władysław Perchaluk.

Jarosław Madowicz, prezes Polskiego Towarzystwa Ratowników Medycznych podkreśla, że lekarz ze specjalizacją medycyny ratunkowej w karetce jest potrzebny, ale z perspektywy ratowników ma większą wartość w szpitalnym oddziale ratunkowym.  - Ratownik medyczny radzi sobie w pomocy przedszpitalnej, ale jest dla niego ważne, by mógł przekazać pacjenta w ręce wykwalifikowanego personelu medycyny ratunkowej – zaznacza.

Sprawdź też: Jak długo pacjent może być hospitalizowany w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym? >>>

Kontrowersyjne rozwiązania

Ministerstwo Zdrowia reaguje i próbuje wypełniać lukę kadrową. Robi to jednak na własną rękę. Ostatnio przygotowało propozycję (projekt przekazany do konsultacji publicznych) zdecydowanie krytykowaną przez ratowników medycznych (Polskie Towarzystwo Ratowników Medycznych), lekarzy (Naczelna Rada Lekarska) oraz anestezjologów (Polskie Towarzystwo Anestezjologii i Intensywnej Terapii), która rozszerza zakres interwencji ratowników medyczny m.in. o samodzielne wykonywanie intubacji dotchawicznej z wykorzystaniem środków zwiotczających.

Czytaj więcej na Prawo.pl: Ryzykowny falstart z rozszerzaniem uprawnień ratowników medycznych>>

Z kolei Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji w ostatnich dniach przedstawiło ogólne założenia do projektu ustawy o ochronie ludności i stanie klęski żywiołowej.  Jak opisywaliśmy na łamach Prawo.pl, w oparciu o zasoby straży pożarnych - zawodowych i ochotniczych - ma powstać 10 tys. korpus ratowników medycznych, których rząd w ciągu najbliższych kilku lat ma zapatrzyć w ponad 2 tysiące karetek.

 

 

- Nie wyobrażam sobie systemu pospolitego ruszenia, w którym ratownicy po kursie pierwszej pomocy wsiadają do karetek.  Szkoda wydawania pieniędzy na ambulanse, w których będą jeździli ratownicy, którzy mają możliwości udzielania jedynie kwalifikowanej pierwszej pomocy – mówi Jarosław Madowicz.

Czytaj więcej na Prawo.pl: Najważniejszym problemem obrony cywilnej jest to, że jej nie ma>>

Nie zawsze jest miejsce na lądowisko

W odniesieniu do rozporządzenia dotyczącego szpitalnych oddziałów ratunkowych trudną do przekroczenia barierą okazała się także budowa lądowiska lub lotniska. Główny problem to brak funduszy. Ministerstwo Zdrowia wyjaśnia, że przyczynił się do tego wzrost cen materiałów i usług, które skutkowały wstrzymaniem lub spowolnieniem rozpoczętych inwestycji. Jednak na przeszkodzie stoi także architektura: w części szpitali lokalizacja uniemożliwia budowę lotniska lub lądowiska.