Jednym z punktów zaprezentowanego w sobotę Polskiego Ładu jest wdrożenie ustawy o jakości, która pozwoli na każdym poziomie systemu ochrony zdrowia zaimplementować mechanizmy akredytacji i monitorowania jakości. Ponadto pozwoli zbudować m.in. krajowy system monitorowania zdarzeń niepożądanych.

Dlaczego? Bo system ten w wielu krajach, przy zapewnieniu ochrony i bezpieczeństwa osobom zgłaszającym takie zdarzenia, w istotny sposób wpłynął na poprawę rozwiązań dotyczących działalności medycznej i organizacji pracy. O tym, że taka ustawa jest potrzebna przekonani są Polacy. Problem w tym, że jej założenia są gotowe od 2017 roku, ale prace nad nimi ucichły. Tymczasem zdaniem ekspertów, najpierw należy poprawić jakość, a dopiero potem znacząco zwiększyć finansowanie. Tymczasem z zapowiedzi PiS wynika, że poziom 6 proc. PKB ma być osiągnięty rok wcześniej, czyli już w 2023 roku,  a w 2027 roku ma to być już 7 proc. PKB.

Czytaj w LEX: Jakość w szpitalach – przykłady dobrych praktyk i korzyści z nich wynikające >

 

Najpierw jakość, potem wyższe finansowanie

Prof. Rafał Niżankowski, były wiceminister zdrowia i twórca Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia w Krakowie, nie ma wątpliwości, że wpisanie jakości ochrony zdrowia do Polskiego Ładu to dobry krok. - Jakość nie może być jednak wykwintnym dodatkiem do reformy ochrony zdrowia, tylko jego daniem głównym. Obecnie bowiem wydajemy już ogromne pieniądze na leczenie, ale nie wiemy, czy efektywnie. Można szacować, że wiele procedur jest wykonywanych zbyt często, przez co są wydawane niepotrzebnie publiczne pieniądze. Z drugiej strony nie wiemy, czy placówki leczą efektywnie, czy przykładowo pacjent z udarem mózgu szybko jest stosowane leczenia trombolityczne, czy dopiero po którejś tomografii. W efekcie zaś płacimy za badanie, a skuteczność leczenia osłabiamy zbyt późnym jego wdrożeniem - wyjaśnia prof. Niżankowski.

Czytaj w LEX: Zarządzanie jakością w szpitalu krok po kroku >

Podobnie uważa dr Małgorzata Gałązka-Sobotka, dziekan Centrum Kształcenia Podyplomowego, dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego. - Jeśli zwiększymy finansowanie bez poprawy jakości, utrzymamy nierówności w ochronie zdrowia - mówi. I dodaje, że z badań wynika, że Polacy z małych miejscowości poprą zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia pod warunkiem, że poprawi się jakość.

Czytaj w LEX: Jakość usług medycznych a rentowność relacji z pacjentami - badanie satysfakcji pacjentów >

Polacy chcą jakości w opiece zdrowotnej

Według badań IBRiS przeprowadzonego dla Federacji Przedsiębiorców Polskich, aż 80 proc. Polaków uważa, że polski system opieki zdrowotnej powinien otrzymywać więcej pieniędzy na leczenie pacjentów. Obszarem ochrony zdrowia, który najpilniej wymaga poprawy jest dostęp do lekarzy specjalistów (82 proc.), diagnostyki, leczenia i nowych skutecznych leków (48 proc.), a także jakość opieki leczniczej (31 proc.). 

Zobacz w LEX: Szkolenia dot. zarządzania jakością w placówkach medycznych >

Bartłomiej Chmielowiec, Rzecznik Praw Pacjenta na początku 2021 roku podkreślał, że ważne jest nie tylko, aby pacjent miał realny dostęp do świadczeń medycznych, ale też czuł się bezpiecznie w czasie całego procesu terapeutycznego. Dlatego rzecznik podjął decyzję, aby w roku 2021 skupić się na działaniach, które pozwoliłyby zwiększyć bezpieczeństwo pacjenta w systemie ochrony zdrowia i zaakcentować ten temat w dyskusji publicznej. Jego zdaniem ustawa o jakości w ochronie zdrowia powinna być uchwalona jak najszybciej.

Podobnie uważa Jerzy Gryglewicz, ekspert ochrony zdrowia z Uczelni Łazarskiego. Zauważa on, że w Polsce mamy duży problem z błędami medycznymi. Potwierdzają to wyniki badania, które przeprowadziła uczelnia Łazarskiego. Wynika z nich, że na 100 procent przeanalizowanej dokumentacji hospitalizowanych pacjentów, w ponad 7 procentach stwierdzono wystąpienie zdarzeń niepożądanych, włącznie ze śmiercią chorego. - To wysoki odsetek, dlatego ważne są kwestie związane z jakością. NFZ ma też zwracać na to uwagę przy finansowaniu świadczeń. To dobry kierunek, ale kluczowe są rozwiązania systemowe, które zawiera ustawa o jakości - ocenia Gryglewicz. I stwierdza, że problem w tym, że choć prace nad nią trwają od 2017 roku, to nie posuwają się do przodu. 

 


Założenia są gotowe od czterech trzech lat

Projekt założeń do tej ustawy trafił do konsultacji publicznych w styczniu 2017 r. Oparty on był na czterech filarach: systemie autoryzacji, monitorowania zbierania zdarzeń niepożądanych, monitorowania klinicznych wskaźników jakości oraz system akredytacji. Autoryzacja ma polegać na weryfikacji, czy dana placówka spełnia podstawowe kryteria dotyczące zarządzanie majątkiem, personelu i jego kwalifikacji, systemu sterylizacji, systemów informatycznych, polityki lekowej, komfortu pobytu pacjenta. Ich niespełnianie powodowałoby cofnięcie finansowania z NFZ. Ponadto podmioty wykonujące działalność medyczną miały zostać zobowiązane do prowadzenia wewnętrznego systemu monitorowania jakości i bezpieczeństwa udzielanych świadczeń opieki zdrowotnej.

Najważniejsze miała być jednak analiza zdarzeń i wyciągania z niej wniosków. Zgodnie z założeniami „klinicznymi wskaźnikami jakości miały wskazać, jak skutecznie w danej placówce są leczeni pacjenci, czy odpowiednio szybko została zastosowana najlepsza terapia. Ostatni element - akredytacja - miała być dobrowolna. Placówka, która by jej się poddała mogłaby liczyć na większe finansowanie. Nadzór nad jakością miała sprawować nowo powołana Agencja do spraw Jakości Opieki Zdrowotnej i Bezpieczeństwa Pacjenta.

- To jest dobry projekt, stworzony jeszcze przez ministra Konstantego Radziwiłła, nad którym warto dalej pracować - uważa prof. Rafał Niżankowski. - W projekcie są dwa ważne obszary: monitorowanie efektywności leczenie i bezpieczeństwa. One są kluczowe do poprawy jakości. Jednym z jego mankamentów, które można doprecyzować było uregulowanie zbyt wielu zasad na poziomie ustawy. Lepiej, aby niektóre wymagania określić na poziomie przepisów wykonawczych, bo prościej będzie je zmodyfikować w razie potrzeby - dodaje profesor. Tyle, że choć dwa lata temu minister zdrowia, wówczas Łukasz Szumowski, zapowiedział, że projekt na bazie założeń zostanie skierowany do konsultacji publicznych, to do tej pory nie ujrzał światła dziennego. W efekcie nie ma nawet efektywnej dyskusji o tym, jak zadbać o jakość. Temat ucichł, a przepisy o podstawach jakości mamy z 2009 roku.

Akredytacja – błędy analizują nieliczni

W Polsce od 2009 r. obowiązują tzw. nowe standardy akredytacyjne dla szpitali, w których jest rozdział poświęcony bezpieczeństwu nad pacjentem i redukowaniu ryzyka. Placówki, które mają akredytacje, muszą mieć system monitorowania zdarzeń niepożądanych i analizować zgłoszenia ciężkich naruszeń. Jednak gdy nie ma ochrony prawnej personelu, wśród zgłaszanych spraw dominują informacje o tym, że pacjent upadł, oddalił się ze szpitala lub że doszło do awarii sprzętu medycznego. Nikt nie zgłasza, że wycięto niewłaściwy organ, zaszyto chustę w brzuchu czy pacjent w czasie operacji spadł ze stołu, a takie sytuacje się zdarzają.

Gdyby w końcu udało się przyjąć ustawę o jakości, byłaby szansa, by te sprawy przeanalizować i zrobić wszystko, by do takich zdarzeń nie dochodziło w przyszłości. Teraz takie sprawy zamiata się pod dywan, choć w Niemczech wiadomo, że ok. 19 tys. osób rocznie umiera z powodu zdarzeń niepożądanych.