Józef Kielar: Liczba pozwów o odszkodowania za szkody wyrządzone pacjentom przez placówki ochrony zdrowia w ciągu ostatnich 30 lat zwiększyła się pięciokrotnie. Z czego to wynika?

Anna Gawrońska: Potwierdzam, że na przestrzeni ostatnich 30. lat liczba odszkodowań za błędy medyczne, o których pan wspomina, zwiększyła się pięciokrotnie. Nie wynika to jednak z tego, że zdarzeń niepożądanych jest więcej, ale jest to rezultat rosnącej świadomości pacjentów, którzy ujawniają błędy medyczne i występują o odszkodowanie, czy zadośćuczynienie. Pacjenci wiedzą jakie mają prawa i jakiej jakości świadczeń mogą domagać się w placówce medycznej. Coraz częściej nagłaśniane są w mediach sytuacje, w których dochodzi do zdarzeń niepożądanych – utraty zdrowia, a niekiedy nawet życia. Są kraje, w których takie dane są upubliczniane nie tylko w ujęciu statystycznym, ale na stronach internetowych placówek ochrony zdrowia po to, żeby pacjent mógł wybierać np. ten szpital, w którym do zdarzeń niepożądanych dochodziło najrzadziej. Jednym z powodów, na skutek których dochodzi w Polsce do zdarzeń niepożądanych, jest sytuacja kadrowa w placówkach ochrony zdrowia. Lekarze i pielęgniarki, którzy muszą pracować ponad miarę w godzinach nadliczbowych, mogą częściej popełniać błędy, co jednak nie jest usprawiedliwieniem. W Polsce są już szpitale, które wdrażają różne mechanizmy na rzecz ograniczania zdarzeń niepożądanych. Żeby jednak to zrobić, muszą zmierzyć skalę tego zjawiska w swojej placówce.  

Czytaj w LEX: Zarządzaj jakością w szpitalu krok po kroku z LEX >

 

W Polsce nie ma jednak wiarygodnych statystyk dotyczących zdarzeń niepożądanych, bo szpitale nie raportują takich przypadków, a błędy medyczne są tematem tabu. Wynika to m.in. ze źle pojętej solidarności zawodowej, a także z tego, jak pani wspomniała, że personel medyczny pracuje często na skraju wytrzymałości. Czy w takiej sytuacji wprowadzenie rzetelnego rejestru zdarzeń medycznych jest w Polsce możliwe?

Na pewno potrzebujemy zmiany w mentalności. Mamy mechanizmy i narzędzia,  żeby raportować te błędy chociażby na stronach internetowych, tak jak w szpitalach skandynawskich. Ten wątek pojawił się w Polsce w projektowanej ustawie o jakości. Wzbudza ona pewne kontrowersje. Jednak z drugiej strony, mimo braku wytycznych, jak pewne cele realizować, pojawiają się propozycje gratyfikacji finansowej dla placówek ochrony zdrowia świadczących usługi o najwyższej jakości, czyli minimalizujących zdarzenia niepożądane. To dobre rozwiąznie. Prowadzenie rejestru zdarzeń niepożądanych wymaga jednak odwagi ze strony kierownictwa konkretnej placówki ochrony zdrowia. Na przykład, Uniwersyteckie Centrum Kliniczne w Gdańsku realizuje projekt monitorowania takich zdarzeń. Celem tego projektu nie jest szukanie winnych błędów medycznych, ale ustalenie ich przyczyn co spowoduje ograniczenie skali tego zjawiska. Moim zdaniem, szpitale powinny raportować takie zdarzenia. Niestety, u nas błędy medyczne są nadal tematem tabu. Dowiadujemy się o nich wówczas, gdy mamy do czynienia z utratą zdrowia, a nawet życia pacjenta. Dzieki mediom takie zdarzenia są ujawniane. Żyjemy zazwyczaj w przekonaniu, że chorzy są bezpieczni. Jednak dane statystyczne pokazują, że nie zawsze tak było i tak jest. Z badań przeprowadzonych w Stanach Zjednoczonych wynika, że największą część zdarzeń niepożądanych stanowią przede wszystkim błędy chirurgiczne, diagnostyczne, a także zastosowanie niewłaściwych procedur, błędnej terapii i niewłaściwego podania leków. Podkreślam to dlatego, że farmakoterapia jest najczęściej stosowaną terapią w stosunku do hospitalizowanych pacjentów. Możliwość popełnienia błędów jest w tym przypadku bardzo duża.

Zobacz szkolenie online w LEX: Tombarkiewicz Marek, Zdarzenia niepożądane w placówce medycznej - zadania kadry zarządzającej oraz personelu >

Czytaj także: Chmielowiec: Zgłaszanie zdarzeń niepożądanych bez ryzyka dla personelu, ale roszczenia pacjentów dopuszczalne>>
 

Czy w minimalizowaniu zdarzeń niepożądanych, np. z powodu podania niewłaściwych leków, mogłyby pomóc rozwiązania z zakresu elektronizacji i automatycznej identyfikacji pacjentów?

Oczywiście, że tak. W przypadku  farmakoterapii przecież nie jest tak, że personel pielęgniarski celowo podaje niewłaściwe leki pacjentom. Mimo znowelizowanej ustawy o działalności leczniczej i rozporządzenia Ministra Zdrowia, które odnoszą się do tych kwestii związanych z identyfikacją pacjenta, 20 proc. zdarzeń niepożądanych  spowodowanych jest niewłaściwym podaniem leków. Problem ten nie wynika ze złej woli nikogo, ale z braku wsparcia rozwiązań teleinformatycznych – braku oprogramowania, czy terminali medycznych, które pomogłyby w jednoznacznej identyfikacji pacjentów i leków. Personel medyczny jest uczony na studiach, żeby trzykrotnie sprawdzać nazwę leku, datę ważności i dawkę leku. To wszystko zajmuje dużo czasu, a to, że mylimy się jest czymś zupełnie naturalnym. Żeby to raportowanie zdarzeń niepożądanych było możliwe musimy zrozumieć, czemu ono ma służyć? Na pewno nie szukaniu winnych, ale na ustaleniu przyczyn tych zdarzeń. Pozwoli to wyeliminować je, a przynajmniej zminimalizować. Warto jeszcze podkreślić, że przy okazji każdego zdarzenia niepożądanego mamy do czynienia z tą pierwszą ofiarą, jaką jest pacjent, ale i z drugą. Jest nią personel medyczny, który popełnił błąd. Przeżywa on bardzo często  traumę. O tym w Polsce w ogóle się nie mówi. Dlatego raportowanie ma na celu szukanie przyczyn zdarzeń niepożądanych, a nie szukanie winnych.

Czytaj w LEX: Zgłaszanie zdarzeń niepożądanych - jakie przypadki rejestrować oraz korzyści i konsekwencje dla personelu >

Co mogłoby ustrzec przed błędami? Dużo mówi się o opaskach identyfikacyjnych, co do których są szykowane zmiany. Ma się na nich pojawić imię i nazwisko pacjenta. To dobre rozwiązanie?

Z punktu widzenia pacjenta najlepsza jest jego automatyczna identyfikacja. Znowelizowana ustawa o działalności leczniczej miała wprawdzie na celu ochronę danych osobowych pacjentów, ale wprowadzenie opasek to był dobry kierunek, żeby wprowadzić automatyczną identyfikację pacjentów. Mamy jednak z tym duży problem, bo w rozporządzeniu Ministra Zdrowia nie ma wytycznych dotyczących tej kwestii. Badania, które przeprowadzone zostały kilka lat temu wykazały, że skanując kody kreskowe nie jesteśmy w stanie wyeliminować wszystkich pomyłek, ale jesteśmy w stanie zredukować je do jednego na 10 milionów wprowadzonych znaków. Natomiast, jeżeli dane wprowadzamy ręcznie np. przez klawiaturę komputera, to ryzyko popełnienia błędów wzrasta do jednego na 100 wprowadzonych znaków. Dużym problemem, jak już wspomniałam, jest identyfikacja leków. Problem ten był poruszany wielokrotnie np. przez pielęgniarki podczas różnych konferencji naukowych. Niestety, ale firmy farmaceutyczne tworzą opakowania leków, które są bardzo do siebie podobne, a często są to leki o odwrotnym do siebie działaniu. Pomyłka jest więc obarczona dużym ryzykiem dla pacjenta. Automatyczny odczyt jest w tym przypadku jak najbardziej zasadny. Może zabrzmi to przewrotnie, ale sam kod kreskowy nie ma w sobie większej wartości. Obecnie mamy przecież różne aplikacje w telefonach komórkowych, które umożliwiają zeskanowanie kodu kreskowego. Jeżeli to skanowanie ma mieć sens, to musimy mieć dostęp do bazy danych. W większości przypadków szpitale nie dysponują jednak oprogramowaniem na urządzenia mobilne i nie są w stanie np. przy łóżku pacjenta w sposób automatyczny ustalić jego tożsamości. Gdyby go posiadały (oprogramowanie), to kody kreskowe na opaskach osób hospitalizowanych byłyby przydatne. Tak jednak nie jest. Dlatego warto zastanowić się nad powrotem do sytuacji sprzed nowelizacji wspomnianej ustawy, czyli do ponownego umieszczania na opasce pacjenta jego imienia i nazwiska. Umożliwi to personelowi medycznemu prawidłową identyfikację chorego. Jest to jednak krok wstecz.

Czytaj w LEX: Twarowski Adam, Metodyka zarządzania ryzykiem w szpitalu >

I tu wracamy do punktu wyjścia naszej rozmowy, czy dobra identyfikacja pacjenta zmniejszyłaby liczbę pozwów, poprawiła warunki pracy?

Oczywiście. Dochodziłoby bowiem do mniejszej liczby zdarzeń niepożądanych. Ponadto, poprawiłby się komfort pracy personelu pielęgniarskiego. Kody kreskowe nie wyeliminują jednak wszystkich potencjalnych błędów w przygotowaniu leków. Pielęgniarka może się pomylić, ale nie poda tych leków pacjentowi, bo system ją zaalarmuje. Z jednej więc strony takie rozwiązanie zmniejszy liczbę zdarzeń niepożądanych, a z drugiej umożliwi szpitalowi historyczne odtworzenie przebiegu farmakoterapii. W przypadku niesłusznie złożonego pozwu może on wykazać, że wszystko było w porządku.

Czytaj w LEX: Lenczowska-Soboń Katarzyna, Przegląd spraw sądowych w kontekście najczęściej spotykanych błędów medycznych >