Czytaj: Szybka zmiana prawa albo nie będzie ratowników górskich>>

W znowelizowanej ustawie o państwowym ratownictwie medycznym znalazły się przepisy, zgodnie z którymi podmioty posiadające zgodę na wykonywanie ratownictwa wodnego lub górskiego muszą do 31 grudnia 2018 r. przejść pełną procedurę administracyjną. W praktyce nie ma szans, by było to możliwe, więc w ferie lepiej nie planować wycieczki na narty, bo po wypadku na stoku prawdopodobnie trzeba będzie samodzielnie toczyć się do najbliżego SOR-u.

 

Takie niedopatrzenia zdarzają się coraz częściej - i nic dziwnego skala, na jaką zmieniane jest polskie prawo, sprawia, że uniknięcie pomyłek jest po prostu niemożliwe. Poziom inflacji prawa pokazuje "Barometr stabilności otoczenia prawnego w Polsce" .

 

Prowadząca projekt organizacja Grant Thronton wyliczyła, że w 2017 r. w życie weszło 27 118 stron maszynopisu nowych aktów prawnych (i tak mniej niż w rekordowym 2016 r.). Gdyby ktoś chciał czytać wszystkie w zeszłym roku ustawy i rozporządzenia, musiałby na to poświęcić prawie cztery godziny każdego dnia roboczego. Na pewno czasu nie mają na to obywatele, których te przepisy dotyczą - niemożliwe, by za zmianami nadążały osoby, które te przepisy tworzą. Ułatwia to wytłumaczenie studentom prawa, czym jest fikcja racjonalności ustawodawcy.

 

Takich przykładów mamy na pęczki - tak było choćby z nowym prawem o szkolnictwie wyższym, które podczas prac w parlamencie zmieniło swój kształt, bo wniesiono do niego blisko dwieście poprawek. A mówimy o projekcie, przy którego tworzeniu chwalono się długimi konsultacjami społecznymi i współpracą z zainteresowanymi środowiskami. Czyli - przy obecnym trendzie pisania ustaw na kolanie - przedsięwzięciu naprawdę wyjątkowym. Ewentualne błędy w ustawie regulującej ustrój uczelni mogą mieć poważne skutki - utrudnić pracę naukowcom i studentom, ale prawdopodobnie nikogo nie zabiją. Co innego paraliż pogotowia.