Opinię taką wicepremier wygłosił przedstawiając we wtorek po posiedzeniu Rady Ministrów rządową strategię rozwoju gospodarczego.

- Rozwój nie może być tylko rozwojem metropolitarnym, rozwojem dla dużych miast, że oto wysysa krew z mniejszych ośrodków. Musimy bardziej w modelu francuskim, czy niemieckim tworzyć też perspektywę do rozwoju dla miast i miasteczek zapomnianych, powiatowych, w dużym stopniu dotyczy to też po prostu Polski Wschodniej. W związku z tym nasze plany infrastrukturalne, kolejowe i drogowe w dużym stopniu będą dotyczyć tych miejsc - powiedział wicepremier.
- Pociąg z Radomia do Warszawy jechał krócej przed wojną niż dzisiaj, a remontujemy te tory cztery, czy pięć lat - dodał. - Musimy przełamać ten imposybilizm - zaznaczył.

Plan na rzecz odpowiedzialnego rozwoju przyjęty we wtorek przez rząd ma wyprowadzić Polskę z pięciu pułapek rozwojowych: średniego dochodu, braku równowagi, przeciętnego produktu, demograficznej oraz słabości instytucji - mówił po posiedzeniu rządu Mateusz Morawiecki. Wskazywał na konferencji, że mamy "za niskie mamy dochody do dyspozycji, dochód rozporządzalny mamy dwa-trzy razy niższy niż w dojrzałych krajach, ale na tyle wysoki, że przedsiębiorcy za często grożą przenoszeniem produkcji na Wschód".

Jak mówił, "rozwijaliśmy się w dużym stopniu w oparciu o kredyt" w tym zagraniczny, a ostatni kryzys pokazał nam, jakie ryzyka się z tym wiążą. "Polskie pasywa to 2 bln zł, czyli przewyższają polskie PKB i z tego tytułu sporo środków musimy za te kredyty wypłacać właścicielom zagranicznym" - mówił. - Nie potrafiliśmy wykształcić silnych marek polskich produktów, żeby one były zdolne podbijać były kolejne kraje i żeby marża, czyli zysk był wystarczająco wysoki i mógł się przekładać na wyższe wynagrodzenia dla naszych pracowników - kontynuował.

Jak dodał, jeżeli nie odwróci się negatywnych trendów demograficznych, "to za pięć lat z powierzchni Polski tak jakby zniknęły Katowice - 350 tys. ludzi mniej, a za 10 lat tak jakby nie było Łodzi".

Mówiąc o słabości polskich instytucji wskazał na brak dochodów podatkowych. - Gdy PiS zostawiało rządy w październiku 2007 r. dochody w stosunku do PKB wynosiły 17 proc., dzisiaj jest to nie wiele powyżej 13 proc., a więc 4 proc. luka podatkowa, gigantyczna, w wyniku której możemy sobie na mniej pozwolić. Odbudowanie tej luki (...) jest jednym z bardzo ważnych elementów naszego planu gospodarczego - powiedział.(ks/pap)