„Korytarz życia” oraz jazdę na suwak wprowadziła do porządku prawnego nowelizacja ustawy Prawo o ruchu drogowym, która zaczęła obowiązywać od 6 grudnia 2019 r. Przepisy wprowadziły zasady zachowania kierowców w dwóch istotnych dla bezpieczeństwa i płynności ruchu drogowego sytuacjach, gdy trzeba umożliwić służbom ratowniczym szybkie dotarcia na miejsce zdarzenia drogowego, a także gdy występuje zwężenie drogi ograniczające liczbę dostępnych pasów. Jednak prawo sobie życie sobie.  

- Nie jestem zawodowym kierowcą, ale pokonuję dużo kilometrów i moim zdaniem problemem są kierowcy w mieście, ze słuchawkami na uszach. Ostatnio stałem na czerwonym świetle, w centrum Warszawy, koło Smyka, gdy usłyszałem sygnał karetki. Zjechałem, ile mogłem, ale kierowca na sąsiednim pasie ani drgnął, i karetka nie miała, jak przejechać. Kierowca ze słuchawkami ruszył dopiero jak zmieniły się światła, a za nim karetka – opowiada Wojciech Surkacz. Widział też, jak na Trasie Łazienkowskiej, gdzie są trzy pasy, karetka nie mogła przejechać, bo kierowca jadący środkowym pasem nie zjechał. Mimo sygnału karetki, trąbiących na niego aut. Jechał, a zablokowana karetka za nim. - Często przejeżdżam przez Rondo Wiatraczna, gdzie w pobliżu jest Wojskowy Instytut Medyczny na Szaserów. I tam regularnie karetki stają przed rondem, bo auta nie ustępują im miejsca – dodaje.

  


Przedstawiciele policji, straży pożarnej i służb medycznych generalnie wprowadzenie korytarzy życia pozytywnie oceniają. Wskazują, że sprawdzają się one  szczególnie na autostradach, drogach ekspresowych i szybkiego ruchu, a także w dużych aglomeracjach miejskich o rozbudowanej infrastrukturze. Prawidłowo utworzony „korytarz życia” wpływa na szybkość dotarcia służb ratowniczych do wypadków i zdarzeń, zwiększa bezpieczeństwo, pozwala na łatwiejsze manewrowanie pojazdami, zwłaszcza w dużych miastach i w okresach zwiększonego natężenia ruchu. Umożliwia szybszą ewakuację poszkodowanych do szpitala. O tym, w jaki sposób tworzyć korytarz życia, mówiła m.in. kampania edukacyjna Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego skierowana do polskich kierowców pn. „Życie ma pierwszeństwo”.

Dwa pojazdy uprzywilejowane i jest problem

Strażacy przyznają, że nadal zdarzają się przypadki kierowców, którzy nie stosują się do obowiązku ułatwienia przejazdu służb ratowniczych. Na podstawie dotychczasowych doświadczeń Komenda Główna Państwowej Straży Pożarnej sformułowała kilka wniosków:

  • zdarzają się przypadki braku możliwości utworzenia „korytarza życia” na zatłoczonych drogach ze względu na infrastrukturę drogową. Głównymi przeszkodami są między innymi: zbyt wysokie krawężniki, barierki ochronne, zbyt wąskie pobocza jak również zbyt blisko rosnące drzewa przy drogach poza terenem zabudowanym.
  • uregulowania wymaga sposób zachowania się kierowców na drogach jednojezdniowych w dwóch kierunkach ruchu, na których często dochodzi do zatrzymania lub spowolnienia pojazdu uprzywilejowanego z uwagi na nieprawidłowe zachowania uczestników ruchu,
  • w przypadku zakorkowania drogi, „korytarz życia” jest tworzony doraźnie, dopiero po zbliżeniu się samochodu uprzywilejowanego do samochodów stojących w korku, co sprawia, że pojazd uprzywilejowany porusza się z niewielką prędkością znacznie wydłużając czas dojazdu do zdarzenia
  • problemem jest przejazd dwóch lub więcej pojazdów uprzywilejowanych. Kierowcy po przejeździe pierwszego często wracają do normalnego ustawienia, nie sprawdzając czy nie nadjeżdżają kolejne pojazdy. W konsekwencji, ten następny pojazd uprzywilejowany napotyka na utrudnienia w dojeździe na miejsce zdarzenia
  • podstawową zasadą jest, aby kierowcy będący najbliżej zdarzenia rozpoczęli tworzenie „korytarza życia”, wtedy kolejni naśladują te zachowanie.

Strażacy postulują, aby zasady tworzenia korytarzy życia znalazły się obowiązkowo w programie kursów na prawo jazdy i wskazują, że koniecznym jest dalsze edukowanie kierowców.

 

Za karetą pozostali wciskają gaz

Małgorzata Popławska, prezes Związku Pracodawców Ratownictwa Medycznego SPZOZW zwraca uwagę, że w ruchu miejskim, na drogach lokalnych, gdzie przeważają drogi jednopasmowe, wprowadzenie korytarzy życia nie wpłynęło znacząco na płynność jazdy zespołów ratownictwa medycznego. Wskazuje też na niepokojące zjawisko zajmowania utworzonych korytarzy życia przez kierowców, którzy chcą opuścić zablokowaną trasę. - Takie zachowania powodują całkowite zablokowanie przejazdu ambulansu ratowniczego, a tym samym uniemożliwiają dojazd do zdarzenia lub szybką ewakuację poszkodowanych – wskazuje. 

Piotr Owczarski z Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego „Meditrans” SPZOZ w Warszawie zwraca uwagę, że drogi osiedlowe i boczne ulice także w centrach dużych miast wyglądają jak ufortyfikowane strefy zagrożenia. Tysiące słupków, a do tego szlabany, metalowe ogrodzenia i wiele innych barier. Tam nie ma możliwości utworzenia korytarza życia, bo infrastruktura na to nie pozwala. -  Zajęte w stu procentach przez całą dobę miejsca parkingowe, wąskie chodniki, a do tego drzewa i ścisła zabudowa nie pozwalają na jakiekolwiek inne manewry, jak jazda do przodu. Zespół ratownictwa medycznego, który nie ma innego wyjścia i musi pokonać taką ulicę, może jedynie używać klaksonów oraz sygnałów dźwiękowych i świetlnych, by wywierać na kierowców presję. Niestety niewiele to daje, choć zdarza się, że wtedy kierowcy sprawniej pokonują zatamowany odcinek drogi – przyznaje Piotr Owczarski.

 

Dodaje jednocześnie, że od jakiegoś czasu władze Warszawy ściśle współpracują z „Meditransem”. Miasto modernizując, przebudowując lub budując drogi od nowa, uwzględnia potrzeby pogotowia i tworzy tzw. infrastrukturę szczególnie przyjazną zespołom ratownictwa medycznego. Powstają m.in. utwardzane torowiska tramwajowe w okolicach skrzyżowań, tworzone są szersze niż zwykle pasy ruchu, by w sytuacji kryzysowej kierowcy mogli stworzyć korytarz życia. - Zmiany w infrastrukturze są koniecznie, bo w ciągu kilku najbliższych lat do Warszawy wprowadzi się kolejne 250 tysięcy ludzi – mówi Owczarski.

Korytarze życia na autostradach, a na osiedlu karetka może nie dojechać z pomocą>>
 

Kierowca karetki musi ćwiczyć jak rajdowiec

Kierowcy ambulansów przyznają, że kierowcy innych pojazdów często wymuszają na ratownikach wykonywanie niebezpiecznych manewrów. Zajeżdżają im drogę, gwałtownie hamują. - Jazda karetką na sygnale po ulicach Warszawy w godzinach szczytu coraz częściej przypomina jazdę po ekstremalnym torze z przeszkodami – mówi jeden z nich.

Zwiększa się liczba sytuacji niebezpiecznych, które prowadzą do wypadków i kolizji. W marcu 2021 roku WSPRiTS „Meditrans” SP ZOZ w Warszawie, jako pierwszy w Polsce rozpoczął nawet cykl szkoleń z doskonalenia techniki jazdy dla kierowców - ratowników na profesjonalnym torze dla rajdowców w Modlinie. Tam umiejętności trenowali wczęsniej wyłącznie funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu, kierowcy służb specjalnych, żandarmerii wojskiej, policjanci.  - Zdecydowaliśmy się na taki krok, ponieważ warszawskie pogotowie ratunkowe jest największą stacją pogotowia ratunkowego w kraju. Obsługuje 8 proc. wszystkich interwencji medycznych z zakresu ratownictwa medycznego w Polsce, czyli 250 tys. rocznie. Oznacza to, że zespoły ratownictwa medycznego mają ich średnio około 500 na dobę. Inwestujemy ogromne pieniądze w zakup bardzo nowoczesnego sprzętu. Nasze ambulanse są coraz bardziej specjalistyczne, a przez to coraz droższe. Uszkodzenie pojazdu wiąże się z jego uziemieniem, a to szczególnie teraz  nastręcza problemów, stąd szkolenia – wyjaśnia Piotr Owczarski.

Nie każda karetka musi jechać na sygnale, a jeździ

Jest też inna strona medalu. Każdy ambulans musi posiadać odpowiednie wyposażenie, w tym odpowiednie sygnały świetne i dźwiękowe. Od tego uzależniona jest homologacja pojazdu. Ale na używanie sygnałów - oprócz karetek należących do państwowego systemu ratownictwa medycznego - zgodę musi wydać minister spraw wewnętrznych.

Zgodę wydaje niechętnie. Co nie przeszkadza kierowcom np. karetek transportowych do używania sygnałów świetlnych i dźwiękowych aby uprościć przejazd przez zatłoczony miasto. Takie niepokojące zjawisko zauważa Związek Pracodawców Ratownictwa Medycznego. - Niestety też mam takie obserwacje. Sam ostatnio interweniowałem na policji w tej sprawie – mówi Jarosław Madowicz, prezes Polskiego Towarzystwa Ratowników Medycznych.