Dane z Biuletynu Zamówień Publicznych za 2013 r. nie pozostawiają złudzeń. Niestety nie udało się zachęcić przedsiębiorców do udziału w postępowaniach o zamówienia publiczne. Jak czytamy w Dzienniku Gazety Prawnej, średnio w 2013 r. w jednym przetargu składano 2,96 oferty, czyli dokładnie tyle samo, co rok wcześniej. Najlepiej sytuacja wygląda, jeśli chodzi o roboty budowlane. Tu pojawiało się przeciętnie 4,36 oferty. Najgorzej jest natomiast w dostawach – średnia to tylko 2,48. Warto dodać, że średnio 1,55 oferty odrzucano, co oznacza, że w przetargu pozostawała mniej niż jedna (0,93). A przy jednej ofercie, nie ma mowy o jakiejkolwiek konkurencji.

– Z jednej strony powodem może być brak wiedzy i doświadczenia w przetargach publicznych czy wysokie koszty dochodzenia swoich praw przed Krajową Izbą Odwoławczą i następnie sądami powszechnymi – stwierdza Witold Jarzyński, redaktor naczelny pisma „Zamawiający. Zamówienia Publiczne w Praktyce”.

– Z drugiej strony zamawiający stawiają często wysokie wymagania. Należy pamiętać, że rynek zamówień publicznych nie jest otwarty dla wszystkich. Aby złożyć ofertę w przetargu, trzeba legitymować się odpowiednim doświadczeniem, którego zgromadzenie zajmuje niekiedy kilka lat – dodaje.

Za jeden z głównych powodów niechęci przedsiębiorstw do udziału w przetargach uchodzi nadmierny formalizm postępowania.

– Mimo wielu zmian wciąż jest ono bardzo sformalizowane. Skomplikowana procedura weryfikacji dokumentów, wyjaśnienia, uzupełnienia, groźba zatrzymania wadium za nieuzupełnienie dokumentów – to wszystko nie zachęca do składania ofert – ocenia Marcin Płużański, prawnik współpracujący z firmą ACC Training & Consulting Group.

Zamawiający niejednokrotnie chcą szybko przeprowadzić postępowanie i ograniczają czas na złożenie ofert na np. 7 dni. Zanim firma dotrze do informacji o przetargu i zastanowi się czy warto brać w nim udział, często jest już za późno. Do tego dochodzą zbyt wysokie wymagania stawiane wykonawcom, za bardzo precyzyjne opisy przedmiotu zamówienia i dyktatura najniższej ceny. Nie ma się co dziwić, że to odstrasza wykonawców.

– Firma, która nie tylko chce konkurować najniższą ceną, ale również dba o wysoki standard świadczenia, niechętnie startuje w publicznych przetargach, jeśli tylko ma zamówienia z rynku komercyjnego – tłumaczy Marcin Płużański.

Zjawisko korupcji, przy tym nie zawsze nawet realnej, też stanowi niemały problem.

– Badania pokazują, że przedsiębiorcy wciąż patrzą na ten rynek właśnie przez pryzmat korupcji. Wychodzą z założenia, że przetargi są ustawione i z góry wiadomo, kto w nich wygra. Przy takim nastawieniu nie powinno dziwić, że firmy nie zamierzają tracić czasu na składanie ofert – mówi Artur Wawryło, ekspert z Centrum Obsługi Zamówień Publicznych.

Źródło: Dziennik Gazeta Prawna