Czytaj:  Ustawa w sprawie ograniczeń na granicy już uchwalona>>

Jednocześnie na rozpatrzenie przez Trybunał Konstytucyjny czeka wniosek dotyczący dostępu do informacji publicznej. Jeżeli zostanie rozpatrzony pozytywnie, rządzący nie będą już musieli odpowiadać na kłopotliwe pytania dziennikarzy, zwłaszcza te dotyczące podmiotów, z którymi umowy na usługi finansowane z publicznych pieniędzy.

Szerzej problem opisywaliśmy w artykule: Wyrok TK może ograniczyć prawo do informacji i kontroli urzędników>>

I choć – przynajmniej na razie - nie będzie urzędnika, który siedzi i wykreśla kłopotliwe dla władz fragmenty artykułów, zmiany zmierzają w stronę zakazanej przez Konstytucję cenzury prewencyjnej.

 

Rządzących osądzi Bóg i historia

To, że rządzącym nie w smak media relacjonujące sytuację na granicy, pokazało już rozporządzenie zawierające ograniczenia obowiązujące na terenach objętych stanem wyjątkowym. Zakazy wjazdu do strefy przygranicznej objęły dziennikarzy i przedstawicieli organizacji pozarządowych. Przez to od września opinia publiczna w kwestii sytuacji na granicy polegać może jedynie na oficjalnych komunikatach służb i polityków oraz na przekazach z partyzanckich eskapad wolontariuszy pomagającym migrantom. Ewentualnie można sięgnąć po materiały dziennikarzy, którzy przebywają po stronie białoruskiej, bo akurat w tej konkretnej sytuacji reżim Łukaszenki okazał dużo bardziej liberalne podejście niż nasze demokratyczne państwo prawa, gwarantujące wolność prasy.

Pobierz wzór w LEX: Nakaz doprowadzenia podejrzanego przez Straż Graniczną >

Mimo rychłego zakończenia stanu wyjątkowego, akurat w tej dziedzinie sytuacja raczej zmianie nie ulegnie – dziennikarze nadal będą objęci zakazem, jedynie w "uzasadnionych przypadkach" lokalny komendant straży granicznej będzie mógł im zezwolić na wjazd na niektóre obszary. Tego, czym są uzasadnione przypadki, przepisy już nie precyzują – wszystko zależeć będzie od komendanta straży granicznej.

Wszystko oczywiście w trosce o bezpieczeństwo służb i samych przedstawicieli „czwartej władzy”. - Nie chcemy sytuacji, kiedy stoją pogranicznicy białoruscy z bronią gotową do strzału, przed nimi stoją migranci, a koło nas dziennikarz próbuje ustalić moją tożsamość. Nie chcemy takiej sytuacji – mówił Maciej Wąsik podczas posiedzenia sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych. - Dlatego dziennikarze będą pracować w stanie, na tym terenie wyłączonym w sposób uporządkowany. Na zasadach, które określi straż graniczna. A nie tak jak to było pod Usnarzem, gdzie żeście mikrofony pod maseczki po prostu prawie wsadzali – mówił. Sceptyczne podejście do roli prasy wykazuje też sam Jarosław Kaczyński, który w październiku w wywiadzie dla RMF FM mówił o tym, że to przez nich doszło do klęski armii amerykańskiej w Wietnamie.

 

 

Rządowy Twitter to nie wolna prasa

Można założyć, że konkretnie przez to, że patrzyli władzy na ręce, relacjonując konflikt i opisując okrucieństwa, jakich dopuszczali się żołnierze obu stron. Czyli, co do zasady, wykonując po prostu swój zawód. Polska do podobnej sytuacji – jak się wydaje – nie dopuści. Przekaz będzie kontrolowany przez rząd. Mimo że zapisy są mocno na bakier z Konstytucją.

- Ustawa uzależnia wpuszczenie dziennikarza na dany obszar od decyzji komendanta straży granicznej – komentuje prof. Robert Suwaj z Politechniki Warszawskiej, adwokat w Kancelarii Suwaj Zachariasz Legal. – Nie wskazuje żadnych merytorycznych kryteriów, na podstawie których ta decyzja miałaby być wydana, zatem pozostawia organowi całkowitą uznaniowość w tej kwestii. Tymczasem zgodnie z Konstytucją w takiej sytuacji konieczne jest wskazanie interesu publicznego, który przemawiałby za ograniczeniem praw obywateli. Konieczne jest też wykazanie proporcjonalności i adekwatności takiego ograniczenia – tłumaczy. Dodaje, że choć w teorii nadal będzie można publikować materiały o sytuacji na granicy, to trudno o dostęp do źródeł będzie ograniczony.

Również prof. Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego ocenia, że tak sformułowany przepis jest ewidentnym złamaniem ustawy zasadniczej.

- Mamy tu do czynienia z ograniczeniem wolności pozyskiwania i rozpowszechniania informacji, w grę więc wchodzi art. 31 ust. 3 Konstytucji. Z orzecznictwa TK dotyczącego tego przepisu wynika, że gdy chodzi o prawa i wolności o doniosłości politycznej, a o takie tu chodzi, pełen zakres ograniczenia musi być zawarty w ustawie je nakładającej. Tu natomiast ustalenie kryteriów pozostawia się władzy wykonawczej – tłumaczy prof. Piotrowski. Podkreśla, że jest to działanie quasi-cenzorskie.

 

Pełzająca cenzura prewencyjna

A tu w grę wchodzą kolejne przepisy Konstytucji – art. 14 gwarantujący wolność prasy i innych środków społecznego przekazu (art. 14) oraz art. 54 ust. 2, zakazujący wprowadzania cenzury prewencyjnej. Teoretycznie można tu argumentować, że przecież o takiej cenzurze nie ma mowy, bo nie trzeba będzie przesyłać urzędnikowi artykułu do akceptacji. Tyle że dotarcie do rzetelnych źródeł będzie mocno utrudnione.

- Cenzura polega na tym, że możemy pozbawić dziennikarza możliwości pozyskania, a następnie rozpowszechnienia informacji, jeszcze zanim ona zostanie opublikowana – tłumaczy prof. Piotrowski – Więc owszem, można o niej mówić również w tym przypadku. W zasadzie są to przepisy analogiczne do uzależnienia zbierania materiałów przez dziennikarza stołecznej gazety od zgody komendanta garnizonu Warszawa – zauważa.

Nad tym, czy dostęp do źródeł to element wolnej prasy już w przyszłym miesiącu będzie miał się okazję pochylić Trybunał Konstytucyjny, rozstrzygając o zakresie przepisów o dostępie do informacji publicznej. Nie wydaje się jednak, by był korzystny dla dziennikarzy.

- Generalny kierunek, który można zaobserwować, to ograniczenie prawa do informacji i wolności komunikowania się – uważa dr hab. Grzegorz Sibiga, kierownik Zakładu Prawa Administracyjnego w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk. - Mam na myśli nie tylko wniosek pierwszej Prezes Sądu Najwyższego do Trybunału Konstytucyjnego, ale także przepisy wprowadzające stan wyjątkowy, który jeszcze trwa oraz nowelę ustawy o ochronie granicy państwowej, która ma obowiązywać po zakończeniu stanu wyjątkowego - podkreśla. Zwraca uwagę, że jeżeli chodzi o tę ostatnią, to ograniczenia są dalej idące niż te obowiązujące w stanie wyjątkowym. Obowiązują bowiem na większym obszarze, obejmując zakaz przebywania w strefie nadgranicznej granicy zewnętrznej Schengen.