Chodziło o udział w zgromadzeniu mimo jego rozwiązania oraz tamowanie i blokowanie ruchu na drodze publicznej, a o ukaranie obwinionych wnioskowała policja.

W uzasadnieniu orzeczenia sędzia Łukasz Biliński stwierdził, że 16 grudnia 2016 roku pracom parlamentu towarzyszyły "perturbacje" - posłowie opozycji zablokowali mównicę sejmową "w reakcji na planowane zmiany w zasadach pracy dziennikarzy w parlamencie oraz na wykluczenie z obrad jednego z posłów PO". Potem Sejm, głosami głównie posłów PiS, uchwalił m.in. ustawę budżetową, a ponieważ mównica była blokowana, obrady odbyły się nie w sali plenarnej, lecz w Sali Kolumnowej.

- To spowodowało, że ludzie coraz liczniej przybywali pod budynek sejmu, by wyrazić swoje stanowisko (...) Jednoznacznie krytyczne – powiedział Biliński i dodał, że w tym celu pod Sejm przyszli także obwinieni. - Przyszli skorzystać z prawa, które gwarantuje im konstytucja, aby w przestrzeni publicznej wyrażać swoje zdanie i poglądy. Trudno zrozumieć działania, które miały na celu ograniczenie tego prawa, a za takie należy uznać kierowanie do sądu wniosków o ukaranie – powiedział sędzia.

Według sądu zgromadzenie przed Sejmem miało charakter "spontaniczny, wywołany potrzebą chwili". A decyzja ówczesnego komendanta stołecznego policji Roberta Żebrowskiego o rozwiązaniu tego zgromadzenia nie wywołała "skutków prawnych" i "nie stanowiła zobowiązania do określonego działania wobec obwinionych" m.in. dlatego, że nie była poprzedzona ostrzeżeniami, nie zawierała podstawy i uzasadnienia i nie była w sposób poprawny przekazana uczestnikom manifestacji. - Nie można stawiać obwinionym zarzutu, że nie opuścili zgromadzenia po jego rozwiązaniu, bo do takiego rozwiązania w okolicznościach tej sprawy nie doszło - uznał sędzia. (ks/pap)