Kawiarnia, do której nie można przyjść z dzieckiem, hotele tylko dla dorosłych, a w końcu osiedla, na których mogą mieszkać wyłącznie bezdzietni – w ten sposób przedsiębiorcy starają się przyciągnąć osoby, które nie lubią spędzać czasu z dziećmi – najczęściej z cudzymi, choć jest to też opcja dla zmęczonych rodziców. Dla  niektórych taka oferta to gratka, dla innych - powód do oburzenia. Może być także przyczyną problemów prawnych.

 

Kolacja bez wrzasków

Podobne pomysły pojawiają się ostatnio jak grzyby po deszczu i wywołują sporo kontrowersji oraz wątpliwości prawnych - zwłaszcza gdy zakaz  jest arbitralny, a miejscowość na tyle mała, że nie oferuje rodzicom i ich dzieciom żadnej alternatywy.

- Choć rozumiem, że dzieci muszą jakoś spożytkować swoją energię, to staram się unikać miejsc, których oferta skierowana jest stricte do rodzin. Spożywanie posiłku w akompaniamencie płaczu lub dzikich wrzasków, to wątpliwa przyjemność. Uważam, że powinny istnieć restauracje, do których dzieci nie maj wstępu. Podobnie z hotelami – jeżeli nie ma takiego, do którego mogą przyjechać wyłącznie dorośli, to staram się wybrać ten, który ma najgorsze oceny w kategorii animacje i rozrywki dla dzieci, bo wiem, że nie będzie to pierwszy wybór– pisze nasz czytelnik.

 

Ale część osób uważa takie rozwiązania za obraźliwe i dyskryminujące – zarówno dla dzieci, jak i dla ich rodziców. Burza w internecie rozpętała się m.in., gdy decyzje o wprowadzeniu zakazu wstępu z dziećmi podjęła jedna z warszawskich kawiarni. Jako że można w niej spędzić czas z mieszkającymi tam kotami, zakaz właściciele uzasadnili faktem, że głośne i ciekawskie maluchy swoim zachowaniem stresują zwierzaki.

 

Dziecko – też człowiek i też obywatel

- Jeżeli nie ma żadnej racjonalnej przesłanki do wprowadzenia takiego zakazu, jak np. zagrożenie bezpieczeństwa dziecka, to uważam takie rozwiązania za dyskryminujące – mówi Prawo.pl Aleksandra Ejsmont, radca prawny. – W dodatku to niebezpieczny precedens, bo usankcjonowanie tego typu praktyk pozwala na tworzenie stref, w których nie mogą przebywać osoby posiadające jakąś określoną cechę. Przestrzenie dla osób bez dzieci lub tylko dla wyznawców określonej religii to analogiczne rozwiązania wobec „stref wolnych od LGBT”, których legalność kwestionują sądy administracyjne. Mam wrażenie, że osoby, które wprowadzają takie zasady, zdają się zapominać, że dziecko także jest obywatelem i tak samo obejmuje je art. 32 ust. 2 Konstytucji, który zakazuje dyskryminacji – mówi mec. Ejsmont.

 

Podobnego zdania jest adwokat Jarosław Jagura, prawnik Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

- W takich przypadkach zawsze trzeba zadać pytanie o racjonalne uzasadnienie dla wprowadzenie takiej zasady. Ma to oczywisty sens np. w przypadku kasyn lub klubów, wątpliwy natomiast, gdy w grę wchodzi pizzeria lub kawiarnia. Istotny też może być kontekst faktyczny, dlatego każdą taką sprawę trzeba by  oceniać indywidualnie – tłumaczy.


Krucjata przeciwko LGBT utrudniła zakwestionowanie zakazów

Tymczasem rząd sam mógł utrudnić życie rodzicom, którzy uważają, że ich dziecko powinno mieć wstęp do każdego lokalu. Prokurator Generalny, stając w obronie łódzkiego drukarza, który odmówił wydrukowania bannerów dla organizacji LGBT, zaskarżył art. 138 Kodeksu wykroczeń. Trybunał uznał, że przepis jest niezgodny z Konstytucją – co za tym idzie, jak zwracał uwagę m.in. rzecznik praw obywatelskich – usunął najprostsze narzędzie do reagowania w takich sytuacjach. Przepis zakazywał nieuzasadnionej odmowy wykonania usługi.

 

- Może to prowadzić do bezpośredniej dyskryminacji w dostępie do usług ze względu na orientację seksualną i tożsamość płciową - niesłusznie postrzeganej przez część społeczeństwa za dopuszczalną po uchyleniu art. 138. A niezależnie od tego dyskryminacja w dostępie do usług pozostaje niezgodna z prawem, zwłaszcza z art. 32 ust. 2 Konstytucji - zwracał uwagę RPO.

Jak podkreśla mec. Jagura, choć uchylenie przepisu utrudniło ochronę przed dyskryminacją, to wciąż istnieją narzędzia, by dochodzić swoich praw.
- Możliwe jest złożenie powództwa cywilnego o ochronę dóbr osobistych (23 i 24 k.c). Oczywiście wiąże się to z większymi trudnościami niż zgłoszenie, że doszło do popełnienia wykroczenia. Wymaga sporządzenia i opłacenia pozwu, co dla niektórych osób samo w sobie jest barierą nie do przejścia. Czasami jednak warto – przykładem są choćby sprawy osób z niepełnosprawnością, które nie mogły wejść do lokalu z psem asystującym – mówi mec. Jagura.

 

Osiedla dla bezdzietnych

Eksperci za absurdalny uważają też pomysł stworzenia osiedli tylko dla bezdzietnych – podkreślają, że takie zapisy w umowach byłyby nie do wyegzekwowania.
- Nie wyobrażam sobie, jak miałoby to wyglądać – para, której urodziłoby się dziecko, miałaby automatycznie tracić prawo własności? Byłaby to ingerencja w najbardziej wrażliwą sferę życia człowieka, wątpliwa również z punktu widzenia dostępu do danych osobowych – mówi mec. Ejsmont.

 

Sceptycznie do tego typu pomysłów podchodzi również prof. Robert Suwaj z Politechniki Warszawskiej, adwokat w kancelarii Suwaj, Zachariasz Legal.

- Trzeba tu spojrzeć na art. 71 Konstytucji, który nakazuje uwzględnianie dobra rodziny w polityce prowadzonej przez państwo, przewiduje udzielanie pomocy rodzinom znajdującym się w trudnym położeniu oraz gwarantuje prawo matki do pomocy ze strony władz publicznych. Myślę, że to nie rola państwa by takie ograniczenia wprowadzać bądź akceptować. W konsekwencji nawet umowa, w której kupujący lokal zobowiązywał się do nieposiadania dzieci, byłaby bardzo trudna do wyegzekwowania właśnie z uwagi na niezgodność z zasadami ogólnymi przeznaczenia lokalu mieszkalnego – tłumaczy. Dodaje, że takie zapisy w umowach są wątpliwe z punktu widzenia zgodności z zasadami współżycia społecznego, przez co mogą być traktowane jako nieważne na podstawie art. 58 par. 2 k.c.

- Ewentualnie można by rozważyć wprowadzenie „stref bezdzietnych” w ramach części wspólnych na podstawie umowy, ale co do lokali kupowanych na własność byłoby to zbyt daleko idące ograniczenie prawa własności – mówi prof. Suwaj.

 

Pies w hotelowym łóżku, kot w namiocie

Za dyskryminujące można też uznać też zakazy przyjazdu do hotelu z kotem - jeżeli jest to miejsce, w którym dopuszcza się nocowanie ze zwierzętami. A to dość częste, bywa też, że ceny mocno preferują psiarzy - również w tym przypadku można rozważać zakwestionowanie polityki hotelu.

- Myślę, że jeżeli ceny dla "kociarzy" są wyraźnie wyższe lub można do hotelu przyjechać z innym zwierzakiem, a z kotem nie, również w takim przypadku istnieje możliwość wniesienia powództwa z przepisów o ochronie dóbr osobistych - ocenia mec. Ejsmont.