Monika Sewastianowicz: Pańska książka poświęcona jest konsekwencjom braku uregulowania związków osób tej samej płci w prawie polskim. W niedawnym, bo z grudnia 2023 r., wyroku Przybyszewska i inni przeciwko Polsce, Europejski Trybunał Praw Człowieka stwierdził, że brak jakiejkolwiek instytucjonalizacji związków osób łamie zapisy Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Czy oznacza to, że Polska musi wprowadzić odpowiednie przepisy, czy znów wystarczy ograniczenie się do powtarzanego wielokrotnie w tym kontekście stwierdzenia, że przecież wszystko można sobie uregulować w drodze umów czy pełnomocnictw.

dr Mateusz Wąsik, adwokat i doradca podatkowy: Polskie władze próbowały podnosić ten argument przed ETPCz – wskazywały właśnie, w dużym uproszczeniu, że pary jednopłciowe mogą zawierać ze sobą umowy i udzielać sobie pełnomocnictw, nie są więc dyskryminowane – np. przy dziedziczeniu czy – dajmy na to – kwestiach związanych z opieką zdrowotną. Muszą się jedynie udać do notariusza. Na tej podstawie dowodzono, że pary jednopłciowe mają równe prawa, natomiast trybunał tego zdania nie podzielił – wprost stwierdził, że Polska, w odniesieniu do związków osób tej samej płci, obecnie nie spełnia minimalnych standardów, jakich wymaga od niej artykuł 8 EKPCz. Aby bowiem te standardy spełnić, nasz kraj musi zapewnić związkom jednopłciowym adekwatną ochronę.

Zobacz: Związki partnerskie wymagają zmian w prawie

Czyli właściwie jaką? Prawo do zawarcia związku partnerskiego?

Ano w tym tkwi pewien mankament tego wyroku. ETPCz po raz kolejny unika zdefiniowania, czym jest adekwatna ochrona, co w pewnym sensie rozumiem. Każdy system ma inne sposoby wspierania rodziny – w niektórych krajach małżonkowie czy partnerzy, którzy sformalizowali związek, mogą się wspólnie rozliczać, a w innych – np. w Holandii małżeństwo nie jest przesłanką do wspólnego rozliczenia podatkowego. Jest tam natomiast możliwość adopcji dziecka swojego partnera, czego z kolei nie ma w innych krajach. Trybunał daje pewne wskazówki dotyczące standardu adekwatnej ochrony – wiemy, że muszą to być zmiany w obszarze prawa podatkowego, rodzinnego i cywilnego, bez tego nie wypełni standardów konwencyjnych. Zresztą ETPCz jest konsekwentny, bo orzekał tak w innych sprawach: rumuńskiej, bułgarskiej czy rosyjskiej. Rządy tych krajów też podnosiły, że osoby LGBT nie są dyskryminowane, bo przecież nikt im nie zabrania być razem, nikt ich też w więzieniach za homoseksualizm nie zamyka.

 

Czyli klasyczny argument o tym, że nikt nikomu pod kołdrę nie zagląda, dopóki się ze swoją nieheteronormatywnością nie afiszuje?

Właśnie. Trybunał podkreślił jednak, że niezabranianie komuś być razem, to nie jest adekwatna ochrona. Państwo ma obowiązek chronić tożsamość społeczną takich osób i tworzone przez nie związki. Brak prawnych rozwiązań w tym zakresie oznacza naruszanie konwencji. Reasumując: Polska nie musi wprowadzać małżeństw, ale musi wprowadzić jakąś formę prawną rejestracji związku jednopłciowego.

 

Trybunał wskazał przy tym jednak, że prawo danego państwa może różnicować status prawny małżeństwa i związku partnerskiego. Czyli – zakładając, że pary jednopłciowe uzyskają możliwość zawarcia związku partnerskiego, a nie małżeństwa, przepisy będą mogły być dla nich dużo mniej korzystne?

 W tym zakresie faktycznie może być pewien problem z interpretacją. Moim zdaniem Trybunał i w tej materii od lat jest konsekwentny – już od czternastu lat, od wyroku w sprawie Schalk and Kopf przeciwko Austrii niezmiennie powtarza, że państwo, które jest stroną konwencji nie musi wprowadzać małżeństw jednopłciowych, ale zgodnie z późniejszym orzecznictwem (sprawa włoska i kolejne) wskazuje, że z art. 8 konwencji wynika bezwzględny, pozytywny obowiązek wprowadzenia formy prawnej formalizowania związku przez osoby tej samej płci. Zresztą – pary, które wygrały z Polską przed ETPCz w żadnym punkcie swojej skargi nie domagały się możliwości zawarcia małżeństwa, one domagały się uznania ich relacji.

 


Tymczasem rząd argumentował, że to uznanie uderzy w dobro tradycyjnego małżeństwa…

Tyle że – jak słusznie zauważył ETPCz – żadne z państw, które wskazywało na tę kwestię, nie uzasadniło, w czym miałoby się to przejawiać. Trybunał podkreślił, że nie istnieją żadne dowody na to, by możliwość rejestracji związków partnerskich miała jakikolwiek wpływ na trwałość tradycyjnych małżeństw, czy na tradycyjne pojęcie rodziny.

 

Czyli, jak można byłoby – nie wprowadzając małżeństw jednopłciowych – zróżnicować status małżeństwa i związku partnerskiego?

W innych państwach to są zwykle drobne różnice – przykładowo w Holandii, jeżeli para małżeńska chce się rozstać, musi pójść do sądu. Związek partnerski można natomiast rozwiązać u notariusza. W polskim prawie, jeżeli nasze władze będą się upierać przy rozróżnieniu, można też wprowadzić podobne przepisy. Albo zróżnicować kwestię ustroju majątkowego małżonków i partnerów. Powiedzmy w przypadku małżeństwa zostawiamy domyślną wspólnotę majątkową, a w przypadku osób zawierających związek partnerski można byłoby wprowadzić domyślną rozdzielność z możliwością zmiany. Największym wyzwaniem będzie uregulowanie kwestii związanych z dziećmi wychowywanymi przez pary jednopłciowe.

 

Tu na pewno odezwie się wielu przeciwników, którzy będą podkreślać, że  w ogóle nie powinno być takich regulacji. Czy ETPCz coś w tej kwestii sugeruje?

Pozostawienie tej kwestii poza regulacjami prawnymi jest moim zdaniem niemożliwe. Z małżeństwem wiążą się domniemania np. ojcostwa. Co z dziećmi urodzonymi w związkach jednopłciowych – np. w państwach UE, w których tak kwestia jest uregulowana. Niestety wyrok trybunału się do tej kwestii nie odnosi – niemniej, jeżeli Polska wprowadzi związki partnerskie, nie regulując kwestii wychowywanych przez nie dzieci, będzie to regulacja z wybitymi zębami. Nadal będziemy mieli problem z dziedziczeniem przez takie dzieci, z ich afiliacją, czy uzyskaniem przez nie dokumentów.

 

Albo z przejęciem opieki nad dzieckiem po śmierci partnera, który jest jego biologicznym rodzicem…

Czy to się komuś podoba, czy nie, w dzisiejszym świecie to dziecko może mieć dwóch ojców lub dwie matki.

 


Nie to czytamy w komentarzach pod każdą informacją o ślubie jakiejś znanej pary jednopłciowej. Pokutuje przekonanie, że tylko pary heteroseksualne mogą mieć i wychowywać dzieci.

Tyle że rzeczywistość jest bardziej skomplikowana i wiele par jednopłciowych ma dzieci, bo nieheteronormatywność ich tej możliwości automatycznie nie pozbawia, zwłaszcza w XXI w. Do kwestii dzieci odnoszę się w swojej książce wielokrotnie – wskazuję, że w tej materii nie ma możliwości różnicowania praw małżeństw i związków zawieranych przez pary jednopłciowe, a to dlatego, że skutki takiego rozróżnienia nie będą dotyczyć jedynie partnerów, a uderzać w godność i prawo do prywatności dziecka. Tymczasem dzieci powinny mieć równe prawa niezależnie od tego, kim są ich rodzice i w jakim związku żyją.

Zobacz: Polskie pary jednopłciowe przed ETPCz

A dziś takie rozróżnienie istnieje?

Brak uznawania par jednopłciowych przez Polskę mocno odbija się na dzieciach wychowywanych w tęczowych rodzinach. Spójrzmy choćby na kwestię podatków – dla jednego z partnerów, który nie jest biologicznym rodzicem dziecka, jest ono według prawa obcą osobą. Powoduje to choćby tak trywialny problem, jak konieczność zapłaty podatku od spadków i darowizn w sytuacji, gdy rodzic społeczny chce zapłacić za szkołę dziecka albo chce, by po nim dziedziczyło. A mówimy tu przecież o dziecku, które wspólnie z partnerem lub partnerką wychowuje i często – gdy urodziło się ono np. w Holandii czy Wielkiej Brytanii – w zagranicznym akcie urodzenia jest formalnie jego rodzicem.

 

Ten problem – z transkrypcją aktów urodzenia – często przewijał się w polskich sądach. Naczelny Sąd Administracyjny w uchwale (sygn. akt II OPS 1/19) rozstrzygnął, że niezależnie od tego, w jakim związku wychowują się dzieci państwo musi zapewnić im podstawowe prawa obywatelskie. Mimo to brak regulacji w tym zakresie wciąż powoduje problemy z uzyskaniem dokumentów przez urodzone za granicą dzieci par jednopłciowych…

Jest też bogate orzecznictwo TSUE w tym zakresie – wynika z niego w uproszczeniu: pozostawiamy państwom wybór do tego, czy uznawać związki jednopłciowe, ale nie może to wpływać na prawa dziecka do tożsamości, prywatności czy swobodnego przemieszczania się. Polska musi zapewniać tym dzieciom możliwość uzyskania numeru PESEL, czy paszportu, a więc musi też jakoś w końcu doprecyzować kwestię dotyczącą transkrypcji aktów urodzenia.

 

Ale – jak ze zgrozą mówił nie tak wcale dawno były minister edukacji – trzeba byłoby do aktów urodzenia wpisać: „rodzic 1” i „rodzic 2”, co według części prawicowych polityków i publicystów, grozi upadkiem cywilizacji i terrorem politycznej poprawności.

Polski ustawodawca – choć nie bez trudu – pogodził się już z tym, że można dokonać tranzycji prawnej i otrzymać nowy PESEL i dokumenty. Jest regulacja ułomna i prawo nie ułatwia życia osobie, która tranzycji dokonuje, ale jest to możliwe. Czas więc również pogodzić się z faktem, że są dzieci, które maja rodziców tej samej płci i dla dobra tych dzieci, dokonać prostej zmiany technicznej, umożliwiających uwzględnienie tego faktu w aktach stanu cywilnego. To tak jak kiedyś prof. Łętowska powiedziała o interpretacji artykułu 18 Konstytucji – potrzeba dobrej woli, by zinterpretować go na korzyść par jednopłciowych. Jeżeli tej woli nie ma, to przepis jest tak skonstruowany, że możemy o nim dyskutować godzinami, a i tak nie dojdziemy do porozumienia w kwestii, czy wyklucza on instytucjonalizację innych związków niż małżeństwo kobiety i mężczyzny.

 

Wydaje się, że nie bez powodu został tak niejasno skonstruowany, bo i przy tworzeniu konstytucji spierano się o tę kwestię…

Dlatego potrzebna jest dobra wola polityczna, by to zmienić i uznać zarówno związki jednopłciowe, jak i rodzicielstwo tej samej płci. Bez tego nic nie zmienimy. To archaiczny przykład – ale to trochę tak, jakbyśmy się spotkali w 1884 r. i opowiadałaby mi pani o tym, że kobiety powinny mieć prawa wyborcze, a ja twierdziłbym, że to niemożliwe. Teraz to dla nas wszystkich kwestia oczywista, ale ewolucja myślenia wymagała czasu i ogromnej pracy osób walczących o te prawa. Tak czy inaczej, fakt, że nasz ustawodawca ma problem z nazywaniem pewnych zjawisk, nie może rzutować na prawa i dobra dziecka.

 

Polski sędzia zgłosił zdanie odrębne do wyroku Przybyszewska i inni przeciwko Polsce. Upraszczając jego argumentację, którą zresztą przedstawił też w podobnej sprawie dotyczącej Rosji, wskazywał, że ETPCz ma prawo jedynie interpretować i doprecyzowywać obowiązki wynikające z konwencji, nie zaś nakładać na państwo kolejne. Jak zapatruje się Pan na ten argument?

ETPCz dba o to, by państwa stosowały prawa w duchu Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, a te prawa ewoluują. Musimy jednak pamiętać, że umowa ta powstała w latach ’50. Trudno więc, by interpretować jej postanowienia bez uwzględnienia zmian społecznych, które zachodzą w państwach-stronach Konwencji. Jeżeli by tak było, to nadal penalizowalibyśmy homoseksualizm albo uznawalibyśmy go za jednostkę chorobową. Nie jest więc możliwe, by ETPCz w kwestii praw osób LGBT orzekał w duchu lat ‘50.

Oczywiście każdy sędzia ma prawo do zdania odrębnego, decyduje jednak większość. Jeżeli nam się to orzecznictwo nie podoba, możemy wyjść z systemu konwencyjnego. Nie wiem tylko, czy chcemy być stawiani obok Rosji, która niedawno to zrobiła. Wydaje mi się, że bycie postrzeganym jako część pewnej kultury prawodawstwa zachodniego to coś, na czym Polsce powinno zależeć. A z tym wiąże się konieczność respektowania wyroków ETPCz. A ten – jeszcze raz powtórzę – jest od lat w kwestii praw osób LGBT bardzo konsekwentny i niezaprzeczalnie tą spójną linią orzeczniczą wpływa na niektóre porządki krajowe – np. na włoski.

 

A co jeśli Polska nie wykona wyroku?

Kompletnie nic – nadal będziemy stroną konwencji. Nie będzie to zresztą pierwsze orzeczenie, którego nie wykonamy, wyrok ws. Alicji Tysiąc nie został wykonany do dziś. Jeżeli nie wprowadzimy związków partnerskich albo innej formy instytucjonalizacji związków jednopłciowych, do ETPCz będą trafiać kolejne skargi i będziemy musieli płacić odszkodowania i zadośćuczynienia, które jednak – z perspektywy budżetu państwa – mają symboliczny charakter. Ucierpi na tym jednak nasza reputacja i wiarygodność w społeczności międzynarodowej.

 

Niekorzystne dla Polski jest też orzecznictwo TSUE dotyczące praw osób LGBT. Niedawno do TSUE trafiła skarga dotycząca prawa podatkowego – chodziło o obowiązek zapłaty podatku od czynności cywilnoprawnych za pieniądze przekazane wieloletniemu partnerowi. Czy UE może w końcu wymóc na Polsce zmiany w zakresie instytucjonalizacji związków jednopłciowych?

Nie bardzo – traktaty pozostawiają państwom członkowskim wyłączną kompetencję do wprowadzenia regulacji w kwestii prawa rodzinnego. Dlatego sprawy, które pary jednopłciowe wygrywają przed TSUE dotyczą zwykle swobody przemieszczania. Jeżeli chodzi o kwestie fiskalne, trybunały na ogół nie do końca chcą rozstrzygać, czy prawo podatkowe to element praw człowieka.

 

Ale państwa mogą i próbują wpływać na pewne wybory obywateli nakładając podatki lub przyznając uprawnienia. Mogą to być pozytywne oddziaływania – jak ulgi na dzieci, czy 800+. Ale mogą być negatywne – jak niesławne bykowe. Przy uznawaniu tylko związków osób heteroseksualnych, osoby LGBT+ z wielu preferencji nie skorzystają, a – w razie przyjęcia bardziej represyjnej polityki – poniosą negatywne konsekwencje.

Oczywiście – to są właśnie te kwestie, które – jak argumentowano zresztą w sprawie Przybyszewska i inni przeciwko Polsce, których nie można w żaden sposób uregulować, choćby się poszło do pięciu notariuszy. Temat ten zresztą analizuję w swojej publikacji. W dodatku polskie prawo podatkowe jest tu bardzo niekonsekwentne, bo Ordynacja podatkowa, gdy chodzi o odpowiedzialność za długi partnera wynikające z prowadzonej przez niego działalności gospodarczej, jak najbardziej uznaje, że wspólne gospodarstwo mogą prowadzić osoby tej samej płci. Jest natomiast ślepa na ten fakt, gdy w grę wchodzi podatek od czynności cywilnoprawnych czy podatek od spadków i darowizn. Podkreślmy – podatek od spadku, gdy partner dziedziczy coś, co należy de facto do niego, bo latami pracował na wspólny majątek. Czy jest to dyskryminacja podatkowa? Pojawia się dużo głosów podzielających ten pogląd. Sam z kolei od lat powtarzam, prawo podatkowe i prawa człowieka mają bardzo dużo punktów stycznych, których nie można automatycznie oddzielać. Bezpieczne, sprawiedliwe i rozsądne opodatkowanie to też prawo człowieka. To są zresztą dramaty, z którymi spotykam się na co dzień w swojej pracy zawodowej, doradzając osobom, które żyją w związkach jednopłciowych. I podatki to nie są jedyne sprawy, których się nie da uregulować umowami.

 

Czego jeszcze nie są w stanie uregulować pary jednopłciowe?

Nie przeskoczą pewnych kwestii związanych z prawem pracy i ubezpieczeń społecznych. Przykładowo – mamy dwie partnerki, które wspólnie wychowują dziecko. Decydują się – jak wiele małżeństw – że jedna osoba zostanie w domu, a druga będzie zarabiać. Jednak w odróżnieniu od małżonków, gdy jedna z partnerek zachoruje, druga będzie miała problem z wzięciem urlopu, by jej pomóc, bo będzie problem z uznawaniem jej za członka rodziny. Jeszcze gorzej, gdy dziecko jest biologicznym dzieckiem tej niepracującej partnerki, bo wtedy nie można wziąć też urlopu na opiekę nad dzieckiem. Inny przykład? Ubezpieczenie zdrowotne – w takiej sytuacji niepracujący partner lub partnerka muszą korzystać z drogiego, dobrowolnego ubezpieczenia albo rejestrować się jako bezrobotni. Dziedziczenie? To wspomniane już problemy podatkowe, obowiązek wypłaty zachowku, ale też – brak dziedziczenia ustawowego. Zresztą nawet te, które można, wymagają pewnej wiedzy, przygotowania – a nie każdy ją ma.

 

Tymczasem od pary heteroseksualnej zawierającej związek małżeński takiej wiedzy i zapobiegliwości się nie wymaga. Dostają wszystko w pakiecie, mówiąc sobie „tak” przed urzędnikiem lub księdzem…

Właśnie dlatego ETPCz uznał, że Polska nie wypełnia standardów konwencyjnych, bo ochrona par jednopłciowych jest iluzoryczna, a musi być efektywna i kompletna. Możemy uznać, że formą formalizacji takiego związku będzie podpisanie aktu notarialnego, ale nie kilkudziesięciu i to w dodatku w pewnych kwestiach zupełnie nieskutecznych.

 

Wprowadzenie związków partnerskich to jedna z obietnic wyborczych Koalicji Obywatelskiej. Jednak nie da się zauważyć, że nie znalazła ona odzwierciedlenia w umowie koalicyjnej – głownie za sprawą PSL, który podkreślał, że nie wprowadzi dyscypliny partyjnej w kwestiach światopoglądowych. Może więc być tak, że na ustawę w tej sprawie znów poczekamy.

Polityków, którzy twierdzą, że problemy par jednopłciowych to kwestie światopoglądowe zachęcam do lektury mojej książki oraz spróbowania uregulowania prawnie wszystkich kwestii o jakich rozmawialiśmy. Wtedy przekonają się, że są to bardzo praktyczne problemy, a nie abstrakcyjna dyskusja o poglądach. Związki partnerskie i małżeństwa jednopłciowe dopuściło już tak wiele państw i nie znajdziemy przykładu takiego, w który miało to jakikolwiek wpływ na liczbę małżeństw heteroseksualnych. W tym momencie jesteśmy jednym z niewielu krajów, których żadnych regulacji w tej kwestii nie ma.

 

Ale czy to właśnie nie jest dostarczanie paliwa dla przeciwników małżeństw jednopłciowych – Polska, ostatni bastion tradycyjnej rodziny…

Nie, absolutnie nie daję paliwa obrońcom, Trybunał już dawno rozprawił się z argumentem, że heteroseksualne małżeństwo to tożsamość danego narodu. Nikt, w tym Polska, nie jest wyjątkowy pod tym względem, bo taka instytucja występuje w większości kultur, w większości państw. To nic wyjątkowego. A jeżeli któraś z partii, które wygrały wybory, znów powie – musimy takie sprawy regulować stopniowo, polskie społeczeństwo nie jest na to gotowe, to to nieprawda. Sondaż IPSOS pokazuje, że wprowadzenie związków partnerskich popiera 57 proc. obywateli. Ale nawet gdyby proporcje były inne, to – zgodnie zresztą z linią orzeczniczą ETPCz – państwo musi chronić prawa mniejszości.