Sprawa ta jest nowością w orzecznictwie. Pierwszy raz o ochronę dóbr osobistych wobec krytyki prasowej prosi menedżer wysokiej klasy i w sądzie wygrywa. I kuriozalne jest to, że sąd stwierdza naruszenie godności, nakazuje opublikowanie przeprosin w tygodniku, a dziennikarze nie ponoszą żadnej odpowiedzialności, nawet kosztów procesu.

Inwektywy były bezprawne
Były prezes zarządu PZU Cezary Stypułkowski został obrażony w artykułach w zamieszczonych w tygodniku „Wprost”, zatytułowanych p.t. „PZUj Stypułkowski” z 25 lipca 2004 r., oraz „Partia Eureko” z 4 grudnia 2005 r.. Sąd I II instancji orzekły, że naruszone zostały dobra osobiste Cezarego Stypułkowskiego.  Naruszenie godności i dobrego imienia polegało na użyciu wobec niego sformułowania „facet od mokrej roboty”, co mogło sugerować, iż jest to osoba, która dopuściła się przestępstwa, a to było oczywistą nieprawdą. Sąd II instancji uznał, że deliktem prasowym było podanie informacji, iż Stypułkowski zmierzał jako prezes zarządu do pogorszenia sytuacji ekonomicznej spółki, faworyzował i działał na rzecz jednego z akcjonariuszy spółki Eureko.

Menedżer nie został zniszczony

Jednak Sąd Apelacyjny 6 września 2012 r. oddalił powództwo o zasądzenie solidarnie na rzecz powoda od redaktora naczelnego "Wprost" Marka Króla i dwóch dziennikarzy kwoty 70 tys. złotych z ustawowymi odsetkami. Zapłacił tylko tę sumę wydawca. Chociaż zdaniem sądu, pozwani nie wykazali, aby zamieszczone w artykułach tezy i sformułowania będące przedmiotem pozwu  były prawdziwe, bądź miały podstawę w prawdziwych informacjach. Z drugiej strony - powód, według sądu - nie wykazał istnienia krzywdy niematerialnej. Sąd uznał, iż "twierdzenia powoda dotyczące krzywdy i doznanych przykrości nie znajdują odzwierciedlenia w obiektywnym stanie rzeczy. Jak wynika z przebiegu jego kariery, jego reputacja - dobra opinia - w żaden sposób nie ucierpiała, ani nie została nadszarpnięta. Okoliczności sprawy wskazują, iż był oceniany przez pracodawców według rzeczywistych kompetencji, nie zaś podług nierzetelnych opinii zamieszczonych w tychże artykułach".

Skarga kasacyjna uwzględniona
Skargę do Sądu Najwyższego złożył adwokat prezesa PZU. Uznał on za niezasadne całkowity brak odpowiedzialności ze strony dziennikarzy piszących o nim nieprawdziwe teksty. Sąd bowiem nie zasądził od nich zadośćuczynienia z tego powodu, że nie zdołali swymi publikacjami do końca zniszczyć menedżera.
- Bez wątpienia krzywda została wyrządzona, walka o dobre imię prezesa Stypułkowskiego trwała kilka lat i jednak nastąpiła swego rodzaju stygmatyzacja w środowisku - wyjaśniał adw. Paweł Marcinkiewicz.
Sąd Najwyższy 6 lutego br. uchylił i zmienił wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie i zasądził od trzech pozwanych dziennikarzy ( w tym redaktora naczelnego) na rzecz powoda w sumie 10 tys. 800 zł kosztów postępowania i zadośćuczynienia.
Sędzia Mirosław Bączyk zaznaczył, ze sprawa ta jest oryginalna z trzech powodów. Dlatego, że jest to pierwszy proces o ochronę dóbr osobistych wygrany przez dużej klasy menedżera, a nie polityka, jak to się na ogół zdarza. Po drugie - wyrok ma charakter represyjny, a po trzecie - cała trójka pozwanych powinna odpowiadać za naruszenie prawa, a nie tylko wydawca.
Sąd Apelacyjny niewłaściwie zastosował więc art. 488 kc, który mówi, że w razie naruszenia dobra osobistego sąd może przyznać temu, czyje dobro osobiste zostało naruszone, odpowiednią sumę tytułem zadośćuczynienia pieniężnego za doznaną krzywdę lub na jego żądanie zasądzić odpowiednią sumę pieniężną na wskazany przez niego cel społeczny.

Godność i gruba skóra
- W tym wypadku godność pracownika została naruszona, powód nie musi wykazywać, że pogorszył się jego odbiór społeczny, wystarczy, że doznał dyskomfortu psychicznego z powodu opublikowanych artykułów prasowych. Naruszono jego dobro w sferze uczyć - podkreślał sędzia Bączyk.
Co do zasady grubej skóry, którą powinny mieć osoby publiczne, to naturalnie dotyczy to debaty publicznej w ważnych społecznie sprawach. Tu taka debata miała miejsce - dotyczyła sporu Skarbu Państwa z Eureco, który zakończył się ugodą. I sąd także  ten aspekt sprawy uwzględnił.

Sygnatura akt I CSK 203/13, wyrok z 6 lutego 2014 r.