Patrycja Rojek-Socha: Panie Sędzio, skarga nadzwyczajna to instrument, który jest potrzebny?

Sędzia Wiesław Kozielewicz: Zacznijmy od tego, że skarga nadzwyczajna wprowadzona ustawą z 8 grudnia 2017 r. o Sądzie Najwyższym, to nowy prawny instrument wzruszania prawomocnych orzeczeń. Ten nadzwyczajny instrument będzie funkcjonował  niezależnie od kasacji. W mojej zaś ocenie kasacja jest wysoce nieefektywnym instrumentem eliminowania rażąco błędnych prawomocnych orzeczeń. Nie sprawdziła się ani w okresie międzywojennym, gdy była zwykłym środkiem odwoławczym, ani obecnie, gdy po jej przywróceniu, w połowie lat dziewięćdziesiątych, stała się nadzwyczajnym środkiem zaskarżenia. 

Dlaczego?

Początkowo ustawodawca zakreślił  bardzo szeroki zakres stosowania kasacji. Pamiętam, jak w latach 90. w korytarzach gmachu SN przy ul. Ogrodowej budowane były specjalne dodatkowe boksy żeby przechowywać akta spraw, bo liczba składanych kasacji była ogromna - np. na koniec 2000 r. pozostawało do rozpoznania w SN blisko 15 tysięcy spraw kasacyjnych. Wówczas było możliwe złożenie kasacji praktycznie w każdej sprawie odwoławczej. Wnoszono również kasacje w sprawach o wykroczenia. Przykładowo moja pierwsza sprawa w SN, jako sprawozdawcy, to rozpoznanie kasacji wniesionej przez stronę od skazania za wykroczenie. Chodziło o nieobyczajny wybryk, a konkretnie załatwianie potrzeby fizjologicznej przy murze cmentarza na Powązkach. 

Czytaj: RPO zapowiada kolejne skargi nadzwyczajne>>

To uległo zmianie, wprowadzono ograniczenia...

Tak, na początku tego wieku radykalnie ograniczono zakres przedmiotowy orzeczeń sądu odwoławczego, od których strona może wnieść kasację. Zasadniczą wadą aktualnego modelu kasacji w Polsce - moim zdaniem - jest to, że nie można bezpośrednio w niej podnosić zarzutu błędu w ustaleniach faktycznych przyjętych za podstawę orzeczenia, chociaż najczęściej wadliwości w sprawie dotyczą właśnie tego. Strony w trybie kasacji nie mogą podnosić zarzutu rażącej niewspółmierności kary. W sprawach karnych, co oczywiste, kwestia wysokości kary zawsze interesuje strony. Tymczasem obecnie, w postępowaniu kasacyjnym można uchylić wyrok jedynie z powodu błędów prawnych - jak głosi przepis, z powodu rażącego naruszenia prawa i to jeśli mogło ono mieć istotny wpływ na treść orzeczenia sądu odwoławczego. SN, co do zasady rozpoznaje kasację tylko w granicach zaskarżenia i podniesionych w niej zarzutów. Innymi słowy bada sprawę wyłącznie z punktu widzenia tego co zostało napisane w kasacji. W postępowaniu kasacyjnym z urzędu kontroluje prawomocne orzeczenie w bardzo wąskim zakresie. Takich możliwości nie jest dużo. Przykładowo sędzia wyroku nie podpisał – SN  musi w postępowaniu kasacyjnym wyrok uchylić, także wówczas gdy strona w kasacji nie zarzuciła tego uchybienia.  

Strony mogą też w kasacji powoływać się na rażące naruszenia prawa...

Tak, ale muszą wykazać, że takie rażące naruszenie prawa było, i że mogło ono mieć istotny wpływ na treść orzeczenia sądu odwoławczego. Przykład: świadek - kobieta, składa zeznania w sprawie męża, który jest oskarżony o znęcanie się nad nią, a sąd nie pouczył jej o prawie odmowy zeznań. Obrońca podnosi w kasacji to naruszenie prawa przez sąd odwoławczy. Jest to oczywiście rażące naruszenia prawa. Czy w takiej sytuacji SN zawsze wyrok uchyli? Niekoniecznie. Musi zbadać, czy w realiach tej sprawy to rażące naruszenie prawa miało istotny wpływ ma treść prawomocnego rozstrzygnięcia sądu odwoławczego. 

Czyli? 

Gdyby było tak, że kobieta w sprawie o znęcanie, złożyła zeznania korzystne z punktu widzenia oskarżonego męża, a sąd oparł wyrok skazujący na zeznaniach np. sąsiadów, pracowników służby zdrowia, policjantów, którzy byli wzywani przez kobietę, a nie dał wiary jej zeznaniom z rozprawy, to omawiane naruszenie prawa nie miało wpływu na rozstrzygnięcie. Jeżeli natomiast żona, niepouczona o prawie odmowy zeznań, obciążała swojego męża i sąd dowód z jej zeznań przyjął do podstawy ustaleń, powołał się na jej zeznania, to oczywiście w takim wypadku rażące naruszenie prawa miało wpływ na treść prawomocnego wyroku. Obrazowa rzecz ujmując rozpatrywanie kasacji jest jak operowanie laparoskopem, na bardzo małym obszarze i to jeszcze strona składająca kasację, musi ten laparoskop SN ustawić. Ja, jako sędzia SN, mogę sprawę ocenić jedynie w tym obszarze na którym strona zainstaluje laparoskop i jedynie "głębokości" ustawionej przez stronę. Niejednokrotnie widzimy wadliwe rozpoznanie sprawy, a mimo to prawomocnego wyroku sądu odwoławczego nie możemy uchylić, bo w kasacji strona umieściła ów laparoskop na innym obszarze, gdzie akurat nie ma błędów. 

Czy skarga nadzwyczajna jest tu rozwiązaniem?

W mojej ocenie jest to sięganie prawą ręką do lewej kieszeni. Uważam, że należałoby przeprowadzić generalną reformę w systemie nadzwyczajnych środków zaskarżenia.

To znaczy?

Po pierwsze, zlikwidowałbym zarówno kasację, jak i skargę nadzwyczajną. Po drugie, nadzwyczajnym środkiem zaskarżenia, rozpoznawanym przez SN powinna być apelacja nadzwyczajna. Można by w niej podnosić wszystkie zarzuty, które są dopuszczalne w zwykłym środku odwoławczym zwanym apelacją - w procedurze cywilnej i karnej. Po czwarte, prawo wniesienia do SN apelacji nadzwyczajnej przysługiwałoby tylko wymienionym w ustawach podmiotom. Takie uprawnienie przyznałbym ministrowi sprawiedliwości-prokuratorowi generalnemu oraz Rzecznikowi Praw Obywatelskich od każdego prawomocnego orzeczenia sądu kończącego postępowanie. Natomiast tylko od prawomocnych orzeczeń sądów odwoławczych np. wszystkim ministrom w zakresie działania ich resortów, prezesom samorządów prawniczych - adwokackiego, radcowskiego, notarialnego, prezesom innych samorządów zawodów zaufania publicznego, organom samorządu wojewódzkiego, umocowanym ustawowo organom chroniącym prawa np. pacjentów, ubezpieczonych, pasażerów, urzędom regulacyjnym, Prokuratorii Generalnej. Po piąte, osoby które uważałyby, że prawomocny wyrok sądu dotknięty jest wadliwością uzasadniającą złożenie apelacji nadzwyczajnej składałyby podania do uprawnionych podmiotów. Ich biura prawne dokonywałyby analizy, a po niej podejmowałby decyzję co do ewentualnego wniesienia apelacji nadzwyczajnej. Rozpatrywałby ją Sąd Najwyższy. 

A jeśli chodzi o podstawy prawne wniesienia?

Katalog podstaw apelacji nadzwyczajnej byłby taki sam jak w "zwykłej" apelacji - czyli można by było np. kwestionować ustalenia faktyczne czy karę. Moim zdaniem byłoby to sensowne rozwiązanie w zakresie nadzwyczajnego środka zaskarżenia i to zarówno co do jego dostępności, jak i efektywności.