70-letni dziś Huras to b. wiceprezes Sądu Okręgowego w Katowicach, któremu w 2000 r. zarzucono przyjęcie łapówki w tzw. śląskiej aferze korupcyjnej; został wtedy odwołany z funkcji i zawieszony w czynnościach sędziego. W 2010 r. krakowski sąd prawomocnie uniewinnił go - z powodu niepopełnienia przestępstwa - wraz z innymi oskarżonymi.
W 2012 r., już jako sędzia w stanie spoczynku, wytoczył Skarbowi Państwa, a konkretnie prokuraturom w Gdańsku i Katowicach oraz szefowi ABW proces o zadośćuczynienie i odszkodowanie za utratę zdrowia, naruszenie godności i złamanie kariery. Zażądał za to pół miliona zł zadośćuczynienia z odsetkami oraz 5 tys. odszkodowania za koszty poniesione na leczenie. Prokuratoria Generalna wnosiła o oddalenie pozwu, gdyż uważa, że nie doszło do naruszenia dóbr osobistych powoda przez pozwanych.
W czwartek Sąd Okręgowy w Warszawie uznał powództwo b. sędziego prawie w całości - zasądził mu od Skarbu Państwa 500 tys. zł zadośćuczynienia - z odsetkami od grudnia 2012 r. oraz nakazał zapłacenie mu 14,2 tys. zł tytułem kosztów procesu.
Jak mówił, uzasadniając wyrok, sędzia Andrzej Lipiński, postępowanie w sprawie Hurasa było przewlekłe, bo trwało aż 10 lat. "Organa ścigania całkowicie odeszły od zasady obiektywizmu, prowadzono śledztwo z pełną świadomością braku dowodów, można powiedzieć, że cechowała je chęć skazania za wszelką cenę. Powodowi ciągle groziło pozbawienie wolności z powodu ponawianych przez prokuraturę wniosków o tymczasowe aresztowanie" - mówił sąd.
W jego ocenie organy ścigania działały w tej sprawie "przy oczywistym braku dowodów winy powoda, a niewykluczona była nawet chęć sfabrykowania dowodów po to, aby go skazać".
"Nie sposób uznać, że uniewinnienie powoda doprowadziło do rehabilitacji jego dobrego imienia. W środowisku Andrzej Huras funkcjonuje jako osoba skazana i mało kto wie, że został ostatecznie uniewinniony. A nawet, jeśli tak się stało - każdy uważa, że stało się tak, bo pochodzi ze środowiska sędziowskiego" - tym sędzia Lipiński uzasadnił zasądzenie powodowi pełnej sumy zadośćuczynienia, jakiego dochodził. Sąd nie przyznał mu 5 tys. odszkodowania za koszty leczenia, bo Huras nie przedłożył faktury na tę kwotę.
Jesienią 2000 r. Urząd Ochrony Państwa (poprzednik ABW - PAP) zatrzymał biznesmena Krzysztofa P. pod zarzutami wyłudzenia 7 mln zł zasiłku ZUS i korupcji. Według śledczych miał on dać 100 tys. dolarów Hurasowi w zamian za korzystne dla siebie decyzje. Sędzia miał też nakłonić jednego z komorników, aby ten sprzedał P. 400 zarekwirowanych samochodów.
Śledztwo najpierw prowadziła katowicka prokuratura; potem przekazano je do Gdańska. Akt oskarżenia wpłynął w 2002 r. Proces w Krakowie zakończył się klęską oskarżenia - uniewinniono nie tylko Hurasa, ale też wszystkich innych podsądnych. Prokurator nie wniósł kasacji do SN.
Sąd stwierdził, że prokuratura "stawiała zarzuty bez dowodów lub nawet wbrew nim". Według sądu zarzuty oparto na pomówieniach i interpretacji dokumentów, która "różniła się od tego, co z nich faktycznie wynika". ABW odmówiła krakowskiemu sądowi ujawnienia akt operacji "Temida", której celem - jak pisała prasa - miało być werbowanie agentów wśród katowickich prokuratorów i sędziów. Kto się nie godził, miał być szantażowany, że jego nazwisko wypłynie w sfingowanej aferze korupcyjnej.
Hurasa nie było w czwartek w sądzie. Mieszka na Śląsku i wiadomo, że podupadł na zdrowiu. W 2012 r. zeznawał na rozprawie, że wszystko zaczęło się od spotkania w 2000 r. w sejmowej restauracji z ówczesnym ministrem sprawiedliwości Lechem Kaczyńskim. "Powiedział, że mam się podać do dymisji z funkcji wiceprezesa SO, bo, jak się wyraził, +inaczej pana zniszczę+" - zeznał Huras. Podkreślił, że w krakowskim sądzie potwierdził to uczestnik tej rozmowy, senator Leszek Piotrowski (już nie żyje).
"Zarzut ministra polegał na tym, że miałem potwierdzić nieprawdę" - zeznał wtedy Huras, który mówił, że był "zszokowany tym szantażem ministra sprawiedliwości". Jak twierdził, krótko potem w mediach pojawiły się doniesienia na jego temat oparte na "przeciekach" ze służb, a minister we wniosku o zawieszenie go w czynnościach powoływał się na te artykuły prasowe. "On na moim grzbiecie budował jako +szeryf+ swe polityczne sukcesy" - mówił Huras. Dodawał, że przed wybuchem jego sprawy Urząd Ochrony Państwa proponował mu tajną współpracę, zaś oficer UOP z Katowic zeznał w krakowskim sądzie, iż dostał polecenie, by podrzucić obciążające sędziego materiały.
Czwartkowy wyrok nie jest prawomocny. Nie wiadomo, czy Prokuratoria Generalna Skarbu Państwa będzie wnosić apelację w sprawie zadośćuczynienia dla Hurasa. W czwartek starszy radca prokuratorii Marta Kęcka-Iwan powiedziała PAP, że na pewno wystąpi o pisemne uzasadnienie wyroku. Odnosząc się do słów sędziego Lipińskiego, który w uzasadnieniu orzeczenia mówił o przewlekłości postępowania, mec. Kęcka-Iwan wskazała, że samo śledztwo trwało dwa lata, zaś pozostałe 8 lat zajęły postępowania sądów - najpierw ws. zgody na uchylenie immunitetu Hurasowi, a potem sam proces przed sądem I i II instancji. "Ale żaden sąd nie został pozwany - tylko prokuratury i ABW" - wskazała. (PAP)