Informatyzacja po polsku. Do połowy lipca 800 tys. firm musi wydać po 400 zł. Powód? Urzędnikom nie wyszło wdrożenie podpisu elektronicznego, więc teraz usiłują go upowszechnić na siłę - pisze "Gazeta Wyborcza".

Do połowy lipca 800 tys. firm musi wydać po 400 zł. Powód? Urzędnikom nie wyszło wdrożenie podpisu elektronicznego, więc teraz usiłują go upowszechnić na siłę.
Kiedy w październiku 2001 roku prezydent Aleksander Kwaśniewski z wielką pompą składał symboliczny e-podpis pod ustawą o podpisie elektronicznym, firmom i obywatelom obiecywano raj. Rozliczenie podatkowe? Podatnik siada przed komputerem. Wypełnia PIT, naciska enter i wysyła go do urzędu skarbowego. Bez kolejek. Bez chodzenia na pocztę. Sprawa w urzędzie miasta? Formularz, enter i podanie leci przez sieć do elektronicznego biura podawczego.
Na tej samej zasadzie można by składać pozwy sądowe, podpisywać umowy z bankiem czy operatorem telekomunikacyjnym. A firmy mogłyby podpisywać w ten sposób umowy z kontrahentami.

E-mail lepszy, choć nielegalny

- Góra urodziła mysz - kwituje krótko Artur Kmieciak, prawnik specjalizujący się m.in. w sprawach związanych z podpisem elektronicznym. - Były szumne zapowiedzi, ambitne plany, a po sześciu latach funkcjonowania ustawy o podpisie elektronicznym jej wykorzystanie jest w praktyce znikome.  Ani firmy, ani zwykli obywatele nie rwą się, by z niego korzystać. Według różnych szacunków e-podpis ma dziś w kraju ledwie 20-30 tys. osób.  Podpis mógłby być wykorzystywany np. do autoryzacji przelewów w bankach internetowych. Tyle że banki wolą stosować jednorazowe hasła czy SMS-y.  Podobnie w przypadku faktur. Podpis elektroniczny miał uprościć firmom życie: tradycyjnie fakturę trzeba wydrukować, wsadzić do koperty, nakleić znaczek, zaadresować, pójść na pocztę i za to wszystko zapłacić. Elektronicznie jest znacznie taniej.
I rzeczywiście, przedsiębiorcy oszczędzają na fakturach. Ale e-podpis omijają szerokim łukiem - faktury VAT wysyłają sobie po prostu pocztą elektroniczną. Odbiorca fakturę drukuje i wkłada do segregatora. Wszystko gra? Prawie.

Kilka miesięcy temu Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie uznał bowiem, że podatku VAT od tak wystawionej faktury odliczać nie można. Bo do jej wysłania musi być wykorzystywany podpis elektroniczny. Przedsiębiorcy sądowy wyrok jednak ignorują. - To zjawisko na gigantyczną skalę - twierdzi jeden z naszych czytelników, który prowadzi własną firmę. - Że nielegalne? Wydrukowana faktura niczym się nie różni od tej wysłanej zwykłą pocztą.  Całą sytuację z e-fakturami jako wyjątkowy bubel wielokrotnie zgłaszali czytelnicy do akcji  buble prawne.

Za drogo i niewygodnie

Skąd ta niechęć do e-podpisu? Nasi rozmówcy podają kilka powodów. Barierą ma być cena. Choć podpis i tak o połowę w ciągu ostatnich lat staniał, to trzeba za niego zapłacić ok. 300 zł. I co roku bądź co dwa lata - w zależności od wykupionej opcji - odnawiać. Co znów oznacza wysupłanie z portfela 100-115 zł rocznie.  W dodatku podpis przypisany jest do konkretnej osoby. Jeśli pracownik, który go ma, odejdzie z firmy, trzeba wyrabiać go jeszcze raz. Podpisy wydają tylko trzy firmy w kraju - PWPW (pod marką Sigillum), Krajowa Izba Rozliczeniowa (KIR) i Unizeto (pod marką Certum). Ich sieć placówek skupia się raczej na miastach wojewódzkich i dopiero od niedawna jest mocniej rozbudowywana. Same firmy, tzw. centra certyfikacji, też postanowiły nie ułatwiać życia konsumentom - zamiast wprowadzić wspólny format e-podpisu, każde centrum robi go na własną modłę. W efekcie w obiegu wersji podpisu elektronicznego jest aż kilkanaście. Rozwoju podpisu elektronicznego nie ułatwia również decyzyjna niemoc, nie ustalono, kto za tę sprawę jest odpowiedzialny. Przez ostatnie lata podpis krążył między resortem gospodarki a MSWiA. Faktycznie nie zajmował się nim nikt.  Samo Ministerstwo Gospodarki, które obecnie nadzoruje rozwój e-podpisu, przyznaje, że na razie nie funkcjonuje on w Polsce tak, jak powinien. Zdaniem resortu szansą na jego upowszechnienie byłoby dołączanie podpisów w postaci chipa w elektronicznych dowodach osobistych, tak jak to się dzieje w wielu państwach europejskich. To jednak u nas chwilowo science fiction.

(Źródło:GW/KW/Bubleprawne.org)