Patrycja Rojek-Socha: Czy w ocenie komisji weryfikacyjnej sędziowie, podobnie jak adwokaci, odgrywają istotną rolę w aferze reprywatyzacyjnej
Sebastian Kaleta: Prokuratura bada okoliczności wydawania wyroków w tych sprawach. Chodzi o kwestie znane opinii publicznej, dotyczące kuratorów. Czytałem niektóre akta w postępowaniach kuratorskich i byłem zszokowany tym, jak działały sądy w przypadku ustanawiania kuratora dla osoby nieznanej z pobytu czy kuratora spadku. 

A jak działały? 
Trzeba zacząć od tego, że kuriozalne było wprowadzenie w 2015 r. małą ustawą reprywatyzacyjną zapisu do kodeksu rodzinnego i opiekuńczego stanowiącego, że nie ustanawia się kuratora dla osoby, która nie żyje. Przecież to oczywiste! To tak, jakby do kodeksu cywilnego dzisiaj wpisywać dodatkowy przepis, że jeśli ktoś umarł, to nie można z nim zawrzeć umowy. Tymczasem prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz chwali się tym przepisem, który - w mojej ocenie - miał na celu tylko i wyłącznie obronę sędziów i urzędników kreujących przez lata patologiczne zjawiska wokół reprywatyzacji. W tym czasie zaczęły bowiem wychodzić fakty, dotyczące ustanawiania kuratorów dla osób znacznie przekraczających 100 lat, oczywiście gdyby żyły, bo nie znam ani jednego przypadku, w którym okazałoby się, że w którejś ze spraw taka osoba rzeczywiście żyła w dniu wydania postanowienia, a rzeczywiście miejsce jej pobytu jest nieznane. Tłumaczono, zupełnie absurdalnie, że sędziowie nie mieli wcześniej właściwych przepisów. To kompletna nieprawda i manipulacja.

A Pana zdaniem, mieli?
Jest bogate orzecznictwo sądów w zakresie ustalania kuratorów osób nieznanych z miejsca pobytu. Jest ono jasne i wskazujące, że jeżeli istnieje prawdopodobieństwo, że dana osoba nie żyje, to nie ustala się kuratora. Sędziowie w wielu sprawach do takiego wniosku dochodzili. Najwyraźniej jednak nie wszyscy.

Dochodziło do fałszowania dokumentacji? 
No właśnie - wydawałoby się, że w tym celu potrzeba skomplikowanej dokumentacji, aby "przykryć" fakt, że dana osoba nie żyje. Tymczasem, w niektórych przypadkach sąd nie sprawdzał nawet daty urodzenia. Po prostu uznawał, że jeżeli przedwojenny właściciel miał nieruchomość np. w latach 30., a jego miejsce pobytu jest nieznane, to teraz potrzebuje kuratora. Z niektórych akt wynikało wprost, że taki właściciel miałby dziś ponad 100 lat. Niestety, w niektórych sprawach sąd nie uważał za stosowane aby sprawdzić, w którym roku rzeczywiście się urodził. 

Obstawia pan celowe działanie sędziów czy niestaranność? 
Nie chcę wyciągać wniosków, to rola prokuratury. Uważam, że jeśli sędzia widzi wniosek o ustanowienie kuratora dla osoby, która kupiła kamienicę w latach 30. i nie wiadomo gdzie jest dzisiaj, to - jeśli myśli racjonalnie - powinien zakładać, że ten właściciel może już nie żyć. Jeśli nawet taki właściciel kupił kamienicę zaraz po uzyskaniu pełnoletności, co raczej rzadkie, to dziś miałby ponad 100 lat. To przecież wynikało z ksiąg. W niektórych przypadkach w aktach wprost było napisane, że dana osoba urodziła się w XIX wieku. Tymczasem w 2010 roku - jako nieznana z miejsca pobytu -dostała kuratora. Bywało, że jak jeden sąd się nie zgodził (np. w mniejszym mieście), wniosek składano do kolejnego - np. w Warszawie. I ten się zgadzał. Sąd w mniejszym mieście, który odmówił z powodu małego, a wręcz znikomego prawdopodobieństwa życia danej osoby nie potrzebował nowelizacji przepisów, by dojść do tak oczywistych wniosków.

Czy taki sąd podejmował jakieś działania po ustanowieniu kuratora? 
Zazwyczaj nie, nie weryfikował również czy kurator szuka byłego właściciela, czy nie. W niektórych sprawach po pięciu latach od wybuchu afery reprywatyzacyjnej, kurator "przypominał sobie", że jednak powinien go szukać i pisał w sprawozdaniu, że "w tym roku nie udało się odnaleźć właściciela". Bez żadnej informacji jakie podejmował w tym celu działania. 

Czytaj: Sebastian Kaleta: Luki prawne zachęcały do dzikiej reprywatyzacji>>

W sprawach przewijają się te same nazwiska sędziów?
Zdarza się, że tak.

Ilu kuratorów mogło być w ten sposób ustalonych? 
Na pewno kilkudziesięciu, być może nawet ponad 100. 

Są też inne sprawy, w których mogło dochodzić do nieprawidłowości przy kurateli? 
W przypadku kuratorów spadku. Tutaj sądy nie informowały często miasta st. Warszawy o postępowaniu. I to jest zaskakujące, bo zgodnie z kodeksem cywilnym, ktoś umiera i może zostawić spadek, to w przypadku braku spadkobierców – "na końcu" zawsze jest Skarb Państwa. Jeśli w trakcie postępowania spadkowego nikt się nie zgłasza po spadek po danej osobie, to sąd informuje prezydenta miasta czy wójta gminy, że takie postępowanie się toczy. Niestety, w tych sprawach, które kwestionowaliśmy, miasto nie było informowane. Takie zachowanie sądu bynajmniej nie usprawiedliwia bierności urzędników warszawskiego ratusza. 

Przykład? 
Sprawa nieruchomości przy ulicy Twardej. W urzędzie przez lata znajdowało się postanowienie sądu zezwalające na transakcje na roszczeniach w imieniu nieodnalezionych spadkobierców, którym potencjalnie może być Skarb Państwa reprezentowany przez prezydenta m.st. Warszawy , a roszczenia dotyczyły gruntu w centrum miasta, gdzie działała jedna z lepszych szkół. Wartość gruntu samo miasto wyceniło na 150 mln złotych. Nikt z urzędników nie poszedł do Biura Mienia Miasta i Skarbu Państwa z pytaniem czy aby o tym wie, czy coś nie zostało pominięte. Bo może to miasto jest spadkobiercą, skoro nikt nie zgłosił się po spadek po osobie, która zmarła 40 lat temu i do reprywatyzacji nie powinno dojść. Stało się inaczej, postanowienie sądu przeleżało się w BGN ponad 3 lata. Jedna z prawniczek miejskich zresztą pod koniec samego procesu, już po likwidacji szkoły, zwróciła uwagę przełożonym, że decyzja nie może być wydana, bo nie wykonano tego postanowienia sądu w zakresie zgody na obracanie spadkiem przez kuratora. Kilka tygodni później niedopatrzenie beneficjenta przyszłej decyzji zostaje uzupełnione, roszczenia nabyte od kuratora, a miasto zostaje z niczym i wydaje decyzję reprywatyzacyjną. 

Decyzja zaskakująca? 
Przecierałem oczy ze zdumienia, że nikomu nie przyszło w ratuszu do głowy, aby wzruszyć absurdalne postanowienia sądu, ale w takim przypadku w ogóle nie doszłoby do reprywatyzacji. Dzisiaj prokuratura musi odpowiedzieć na pytanie czy taki był od początku zamysł urzędników w tej i podobnych sprawach.