Rząd broni się jak może przed przekroczeniem bardzo niebezpiecznej granicy długu publicznego w wysokości 55 proc. PKB. Gdy do tego dojdzie, trzeba będzie gwałtownie ciąć wydatki. Kolejny budżet nie mógłby przewidywać deficytu, więc oszczędności byłyby poszukiwane na ślepo. Ponadto nastąpiłoby dalsze podniesienie stawek VAT.

Być może wczorajsze dane GUS (wartość długu w relacji do PKB wyniosła w 2010 r. 55 proc. według metodologii Eurostatu. Licząc według krajowej metodologii dług wynosi prawie 54 proc, natomiast deficyt sektora finansów publicznych wyniósł 7,9 proc. PKB) uzmysłowią Ministerstwu Finansów, że nawoływania do kompleksowej reformy finansów publicznych nie są wymysłem Pracodawców RP, lecz wskazywaniem na konieczne działania.

- Sytuacja jest już bardzo groźna. Musimy mieć świadomość, że przekroczenie drugiego progu ostrożnościowego skutkowałoby zapewne gorszym postrzeganiem Polski na rynkach międzynarodowych co oznacza mniejszą skłonność do inwestycji w naszym kraju oraz większe koszty finansowania długu – przypomina ekspert Pracodawców RP, Piotr Rogowiecki.

Niestety nadal nie wiadomo, jak resort zamierza walczyć z zadłużeniem. Dotychczasowe działania oraz te planowane na najbliższą przyszłość to zdecydowanie za mało. - Potrzebujemy rzetelnego audytu, który pokaże, na co są wydawane publiczne pieniądze i gdzie możemy znaleźć oszczędności – dodaje Rogowiecki. Druga sprawa to uelastycznienie wydatków. Dziś, „od ręki” możemy dysponować jedynie 25 proc. całości wydatków budżetu. - W takich warunkach nie da się przeprowadzić reformy wydatkowej budżetu – mówi Rogowiecki. Były trzy lata na zmianę tego stanu rzeczy.


Tymczasem resort finansów chce szukać oszczędności w samorządach. Nie tędy droga. Budżet centralny musi być zreformowany już teraz. Za rok dane GUS mogą nas postawić w dramatycznym położeniu.