W ciągu dwóch tygodni, do kolejnego spotkania Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego resort finansów ma zaproponować jego skład i sposób pracy. To ustalenia z debaty rządowo-samorządowej dotyczącej finansowania oświaty, w której wzięli m.in. udział minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski oraz wiceminister finansów Piotr Patkowski.

Samorządowcy zaproponowali, by zespół ten raz na kwartał zdawał Komisji sprawozdanie z wyników swoich prac. To pozwoliłoby zapewnić efektywność jego działania. Samorządowcy chcą też zdynamizowania prac zespołu ds. statusu zawodowego nauczycieli, który funkcjonuje od dawna, ale bez wyraźnych efektów.

Czytaj też: MEN i GIS: Zasady przechodzenia na naukę hybrydową lub zdalną działają dobrze >>

Podczas spotkania zarówno minister edukacji narodowej, jak i wiceminister finansów przekonywali, że z roku na rok subwencja oświatowa rośnie, rosną też dochody samorządowe.

Minister Dariusz Piontkowski przyznał, że głównym powodem corocznego wzrostu subwencji oświatowej jest wzrost wynagrodzenia nauczycieli. Zauważył też, że dzięki nowej wersji systemu informacji oświatowej dane dotyczące edukacji są aktualne i różnica między prognozą subwencji a ostateczną jej sumą jest dużo mniejsza, dzięki czemu łatwiej jest planować budżety jednostek samorządu terytorialnego. Subwencja w ostatnich latach wyraźnie wzrasta, przy jednoczesnym stałym zmniejszaniu się liczby uczniów i stosunkowo niewielkim zmniejszaniu się liczby nauczycieli.

Dochody JST rosną, subwencja oświatowa rośnie, a samorządy narzekają

- Gdybyśmy porównali subwencję oświatową z roku 2000 od obecnej, to okazuje się, że ona wzrosła ponad dwukrotnie, z 19 mld do blisko 50 mld zł. Liczba uczniów w systemie w tym czasie spadła z 7,5 do niespełna 5 mln, a liczba nauczycieli subwencjonowanych z 550 do nieco ponad 520 tysięcy. To ma oczywiście swoje konsekwencje finansowe – wyjaśniał minister Piontkowski.

W ostatnich kilku latach wzrosły dochody ogółem JST, a także dochody własne. Ta sytuacja dynamicznej zmianie uległa dopiero w ostatnich latach, dzięki uszczelnieniu systemu podatkowego i dobrej sytuacji gospodarczej kraju. Dzięki temu JST miały nawet po kilkadziesiąt procent więcej z podatków PIT lub CIT. To sytuacja korzystna dla samorządu terytorialnego, przekonywał szef resortu edukacji. I dodał, że część z tego powinny wydawać na oświatę.

Jest lepiej, niż się wydawało 3 miesiące temu

- Wiemy, że sytuacja 2020 roku jest trudna. To dotyczy zarówno budżetów samorządowych, jak i budżetu państwa. Jednak nie aż tak trudna, jak straszono jeszcze niedawno, były takie hiobowe wieści że spadek dochodów podatkowych będzie o 40 procent albo jeszcze więcej. Realny spadek z podatku PIT wynosi niespełna 7 procent, a CIT - niespełna 1 procent. Gdybyśmy do tego dodali subwencje i dotacje z budżetu państwa, to pierwsza połowa roku wychodzi nawet dla samorządów na plus – przekonywał minister Piontkowski.

Oprócz tego rząd przeznacza ogromne środki dla JST w ramach Funduszu Inwestycji Samorządowych – 12 mld zł czy Funduszu Dróg Samorządowych – 36 mld zł w ciągu 10 lat. Przypomniał też o rozwiązaniach legislacyjnych ułatwiających JST gospodarkę finansową, czyli poluzowanie tzw. reguły wydatkowej, która zwiększa zdolność kredytową samorządów.

Z danych wynika też, że na tle innych krajów Unii Europejskiej procentowo nasze wydatki na edukację łącznie są podobne (choć bogatsze kraje w liczbach bezwzględnych wydają dużo więcej), a nawet nieco wyższe niż średnia w UE.

Nowość z resortu finansów – porównanie wydatków oświatowych do PKB

Równie optymistyczny obraz samorządowych finansów i wydatków oświatowych przedstawiał wiceminister finansów, Piotr Patkowski. Pokazał przełożenie liczb nominalnych przekazywanych na realizację zadań oświatowych w relacji do PKB (Produktu Krajowego Brutto). Przypomniał, że ustawodawca przewidział, iż prowadzenie zadań oświatowych jest zadaniem własnym JST.

- Jeśli spojrzymy na całościowy udział JST jako procentu PKB, to on wzrósł z 4,8 do 5 procent. To pokazuje, że nie jest to tylko wzrost nominalny, ale też w relacji do PKB, czyli że te dochody podnoszą się realnie – argumentował wiceminister finansów.

Co robimy źle, skoro jest tak dobrze?

Samorządowcy jednak nie dali się przekonać argumentom ministrów.

- Patrząc na dane dotyczące oświaty lubelskiej zastanawiam się, co robimy źle, skoro te wskaźniki rządowe są tak dobre – zastanawiał się Piotr Banach, wiceprezydent Lublina. Jak mówił, jego miasto jest ciekawym studium przypadku, bo mieszka tu mniej więcej 1 procent mieszkańców Polski. - W związku z tym nauczyliśmy się, że wiele wskaźników jest takich samych jak w całej Polsce, tylko dodajemy do nich dwa zera. W tym roku wydaliśmy 138%, czyli 180 mln zł na edukację w stosunku do subwencji i dodatków. Wzrosła nam też liczba etatów nauczycielskich o około 10 procent. Na dotację dla szkół i placówek niepublicznych wydaliśmy 80 mln w 2015, w bieżącym roku już 110 mln. To jest ogromny wzrost, pamiętając, że tzw. standard A wzrósł zaledwie o 12 procent. Przedstawiając sytuację oświaty chcemy państwu powiedzieć, że naprawdę mamy w tym roku wyjątkowy problem – mnie w tym roku zabraknie pieniędzy na wynagrodzenia nauczycielskie w grudniu – mówił wiceprezydent Banach. Zaapelował też o wydłużenie poluzowania reguły finansowej na 3 lata, bo bez tego nie JST dadzą sobie rady.

System sprzed 16 lat się załamał

Finanse samorządowe to nie tylko dochody, ale również wydatki. A te rosną szybciej niż dochody, ripostował sekretarz strony samorządowej, Andrzej Porawski wystąpienia przedstawicieli rządu. Wzrost wydatków wynika m.in. z podwyższania standardów czy wzrostu kosztów wykonywania zadań. Przypomniał też, że samorządowcy pokazują dynamikę dochodów i wydatków na tle ustawy o dochodach jednostek samorządu terytorialnego, która była przyjęta w 2003 roku, a zaczęła obowiązywać od 1 stycznia 2004 roku.

- Wtedy był ułożony z korporacjami samorządowymi pewien system dochodów JST, w którym subwencja oświatowa pokrywała w blisko 100 procentach płace nauczycieli. Dziś subwencja wystarcza na 85 procent wydatków na płace – mówił Porawski.

Prezydent Sopotu, Jacek Karnowski apelował do MEN, by traktował głos samorządowców jako wołanie o równe szanse edukacyjne wszystkich uczniów w kraju, bez względu na fakt, czy mieszkają w bogatym mieście czy w niezamożnej gminie. 

Podał przykładowe dodatkowe koszty związane z nauczaniem w czasie pandemii - dodatkowe godziny nauczycieli realizujących lekcje w szkole, a potem – zdalnie z pozostałymi uczniami czy dzielenie klas na mniejsze grupy ze względów bezpieczeństwa. Na to rząd powinien zaplanować dodatkowe środki. Zaproponował też, by przy skróceniu lekcji do 30 minut, zweryfikować program nauczania, który jest zbyt obfity. Może się bowiem okazać, że nie uda się go w pełni zrealizować.

Czytaj też: Minister: Rośnie subwencja oświatowa i inne dochody samorządów>>

Warto spojrzeć historycznie – samorządy podniosły polską oświatę na wyższy poziom

Samorządowcy i przedstawiciele rządu od wielu miesięcy toczą spór, w którym każda ze stron usiłuje przekonywać drugą do swojego punktu widzenia i każdy wychodzi przekonany, że racja jest po jego stronie. Samorządowcy w swojej kasie widzą, że luka oświatowa rośnie, dochody rosną wolniej niż wydatki, a koszty płac rosną o wiele szybciej niż subwencja oświatowa. Z danych wynika też wyraźnie, że samorządy dokładają 1/3 środków do subwencji oświatowej, bez wliczenia w to wydatków majątkowych.

- Na tej sali chyba nie ma nikogo, kto by obalił tezę, że przekazanie samorządom zadań oświatowych spowodowało, że nasza oświata wygląda znakomicie inaczej nie tylko w sferze infrastrukturalnej – przekonywał Wójcik.

Pokazał też, że kluczowe w finansowaniu zadań oświatowych są wynagrodzenia nauczycieli, które stanowią 86 procent wydatków samorządowych na oświatę. Od 2018 roku płace te rosły dużo szybciej niż subwencja - o 28,5 procent, podczas gdy subwencja – zaledwie o 15,6 procent.

Związek Gmin Wiejskich RP wyliczył z kolei, że w subwencji brakuje na podwyżki dla nauczycieli w gminach wiejskich aż 877 mln zł na ten rok.

Nadzieją na poprawę sytuacji może być zespół ds. monitorowania finansów oświaty – tam będzie można rozmawiać o faktach, liczbach i statystyce w taki sposób, by wyciągać racjonalne wnioski z obecnej sytuacji.

Jak podsumował dyskusję minister Piontkowski, to nie resort edukacji jest odpowiedzialny za wysokość subwencji oświatowej - dysponentem budżetu jest minister finansów, z którym niejednokrotnie różni się diametralnie. Zapewnił, że tak jak samorządowcy chciałby zwiększenia subwencji oświatowej, bo wtedy dużo łatwiej rozmawiałoby mu się o realizacji zadań. Jednak MEN odpowiada tak naprawdę za podział subwencji – za liczbę i rodzaj wag na zadania oświatowe.

- Radykalna zmiana finansowania oświaty może się okazać trudna dla większości samorządów. Stąd, choć rozmawiamy teraz o różnych modelach finansowania oświaty na zespole trójstronnym, to wydaje się, że nie ma zgody, by odchodzić radykalnie od obecnego modelu – mówił minister.

Zapewnił też, że MEN widzi argumenty strony samorządowej. Przypomniał jednak, że przy dyskusjach dotyczących zmian w subwencji trzeba pamiętać o jeszcze jednym partnerze – związkowym, który ma diametralnie inne spojrzenie na finanse oświaty niż samorządowcy.