Sprawa dotyczy drastycznego wypadku przy pracy, do którego doszło w 2009 r. Pracownik, młody 34-letni mężczyzna, ucierpiał podczas używania szlifierki kątowej, która uderzyła go w twarz. Obrażenia, których doznał, m.in. uszkodzenie mózgu, spowodowały znaczne cierpienia fizyczne i psychiczne Nie wrócił już do pracy. Od 2010 r. pobiera rentę z tytułu częściowej niezdolności do pracy. Już stale będzie wymagał leczenia. Nie jest w stanie funkcjonować samodzielnie.

Ustalono, że uszczerbek na zdrowiu wskutek wypadku wynosi 63 proc. ZUS przyznał powodowi niemal 40 tys. zł odszkodowania z tego tytułu. Poszkodowany pracownik wystąpił z roszczeniami uzupełniającymi w postępowaniu cywilnym wobec byłego pracodawcy - domagał się 120 tys. zł zadośćuczynienia za krzywdę, skapitalizowanej renty uzupełniającej, renty uzupełniającej na przyszłość oraz zwrotu kosztów leczenia.

Sąd I instancji uznał w wyroku, że przy określaniu wysokości świadczeń uzupełniających należy uwzględnić wysokość świadczeń wypłaconych ZUS. W związku z tym przyznał mu 89 tys. zł zadośćuczynienia, zasądził ponadto 30 tys. tytułem utraconego zarobku, a także rentę uzupełniającą. Sąd apelacyjny w II instancji obniżył jeszcze przyznane świadczenia - zadośćuczynienie do 81 tys. zł, a kwotę z tytułu utraconych zarobków do 24 tys. zł.

Kwota odszkodowania dwukrotnie odjęta od kwoty zadośćuczynienia

Jak wskazał Rzecznik Praw Obywatelskich, dochodzona przez powoda kwota uwzględniała jednak to odszkodowanie. - Sąd uszczuplił więc zadośćuczynienie należne powodowi, ignorując jego oświadczenie, że przy określaniu wysokości roszczenia uwzględnił już odszkodowanie ZUS. W rezultacie kwota tego odszkodowania została dwukrotnie odjęta od kwoty zadośćuczynienia: przez powoda i sąd - wskazano w skardze nadzwyczajnej.

Ponadto - jak dodał Rzecznik - prawidłowa wykładnia Kodeksu cywilnego w związku z Kodeksem pracy nie daje podstaw do mechanicznego odejmowania od zadośćuczynienia kwoty jednorazowego odszkodowania od ZUS.

- Jednocześnie sąd apelacyjny uznał - po powołaniu biegłego ds. bezpieczeństwa i higieny pracy - że nie można mówić o przyczynieniu się obywatela do wypadku. Nie przeszedł on bowiem wymaganego instruktażu na tym stanowisku. A na powstanie wypadku wpłynęły naruszenia przepisów przez pracodawcę - poinformowało Biuro RPO. Czyli - jak wskazało - mimo że sąd ustalił, że powód w najmniejszym stopniu nie przyczynił się do wypadku, to zmniejszył wysokość zadośćuczynienia.

W ocenie RPO, wgląd na taką sytuację poszkodowanego wymagał od sądu apelacyjnego szczególnej wnikliwości i wrażliwości społecznej przy ustalaniu odpowiedniego zadośćuczynienia. Tej wnikliwości zabrakło, a w efekcie zasądzone zadośćuczynienie nie kompensuje w całości krzywdy powoda.

Rzecznik, wskazując na konieczność ponownego rozpoznania tej sprawy, argumentuje, że zadośćuczynienie powinno być odczuwalne ekonomicznie przez powoda, dostarczyć mu moralnej satysfakcji i poczucia symbolicznego złagodzenia cierpienia. A w obecnych realiach kwota 120 tys. zł, której się domagał, nie jest wygórowana w stosunku do krzywdy, jakiej już doznał i będzie jeszcze doznawał w przyszłości.

Czytaj też: Uchwała SN: Skarga nadzwyczajna nie blokuje skargi na bezprawność >