W pierwszych siedmiu tygodniach 2012 r. w polskich kopalniach zginęło czterech górników, kolejnych czterech zostało ciężko rannych. Do wszystkich tych wypadków przyczynił się tzw. czynnik ludzki - wiążący się z zaniedbywaniem przepisów lub zasad bezpieczeństwa pracy.
Według prezesa WUG Piotra Litwy tzw. czynnik ludzki jest obecnie przyczyną około 80 proc. wszystkich wypadków w polskim górnictwie – to o ponad 20 proc. więcej niż kilka lat temu.
„Pod tym względem górnictwo nie odbiega od budownictwa czy rolnictwa. Sytuacja w przemyśle wydobywczym staje się podobna do innych gałęzi gospodarki, w których błędy popełniane przez człowieka prowadzą do wypadków. Każdy górnik musi dbać o swoje bezpieczeństwo. Nikt go w tym nie zastąpi” – podkreślił w piątek Litwa.
„Nikt nie powinien wykonywać polecenia jeżeli jego wykonanie jest niezgodne z przepisami i ryzykanckie. W tym roku mieliśmy przykłady powierzania życia wyłącznej opiece świętej Barbary, bo jak inaczej wyjaśnić, że górnik staje na taśmie przenośnika lub pracuje bez zabezpieczenia na dużej wysokości” – dodał. Prezes WUG odwołał się przy tym do słów metropolity katowickiego abp. Wiktora Skworca przed ubiegłoroczną Barbórką.
„Bądźcie dumni z waszej górniczej profesji; z waszej górniczej tradycji i pracy, która służy Polsce i Polakom. Czuwajcie, jednak uważajcie na siebie - chrońcie swoje zdrowie i życie, ciało i duszę. Trzeba bezwzględnie pamiętać o codziennej trosce o miejsce pracy, o bezpieczeństwo indywidualne i zbiorowe całej kopalni” - nawoływał wówczas abp Skworc.
Władze WUG przypominają, że bezpieczeństwo górników zależy nie tylko od inwestycji, przygotowania i planowania robót górniczych. Prewencja powinna obejmować także przygotowanie górników do pracy i ciągłe doszkalanie załogi z wykorzystaniem nowoczesnych metod.
W pierwszym z tegorocznych wypadków śmiertelnych, 9 stycznia, pod obrywającymi się skałami znalazł się operator wozu zabezpieczającego strop wyrobiska w rejonie przodka wydobywczego w kopalni rud miedzi Polkowice-Sieroszowice. W chwili wypadku 41-letni górnik przebywał poza kabiną swojego wozu.
25 stycznia w kopalni Zofiówka-Borynia podczas demontażu nieczynnego rurociągu technologicznego na wysokości ok. 4 metrów 55-letni pracownik firmy budowlanej spadł na betonową posadzkę doznając śmiertelnych obrażeń. Pracował na wysokości bez zabezpieczeń. Prace spawalnicze prowadzono tam bez pozwoleń.
10 lutego w kopalni Mysłowice-Wesoła śmiertelnych obrażeń doznał górnik strzałowy, zatrudniony w firmie usługowej. 54-letni górnik znalazł się taśmociągu nieprzystosowanym do jazdy ludzi - został wciągnięty przez taśmę pod konstrukcję przenośnika zgrzebłowego zawieszonego nad trasą przenośnika taśmowego.
Z kolei 15 lutego w kopalni rud cynku i ołowiu Olkusz-Pomorzany podczas rozładunku wozów z zamarzniętym urobkiem śmierć poniósł ślusarz - mechanik urządzeń górniczych. Mężczyzna przechodził przez torowisko i został dociśnięty przemieszczającymi się wozami do konstrukcji urządzenia do obracania wozów. Rozładunek prowadzono bez uprawnień i zabezpieczenia.
Cztery tegoroczne wypadki, w których górnicy odnieśli ciężkie obrażenia, odnotowano do piątku w kopalniach Knurów-Szczygłowice, Mysłowice –Wesoła, oraz Borynia – Zofiówka (dwa zdarzenia). W jednym z nich górnik został przypadkowo uderzony kilofem przez kolegę.(PAP)