Jak poinformował w środę podczas konferencji prasowej prezydent Kielc Wojciech Lubawski, przedsięwzięcie ma objąć 20-30 tys. mieszkań - to szacunkowa liczba mieszkań w stolicy woj. świętokrzyskiego, w których może wystąpić zagrożenie ulatniania się tlenku węgla. Samorząd na zakup czujników, które sygnalizują dźwiękiem zbyt wysokie stężenie czadu w powietrzu, chce wydać ok. miliona złotych.
„Z przerażeniem czytam o tym co się dzieje w obszarze zatrucia tlenkiem węgla. Po konsultacji z różnymi środowiskami podjąłem decyzję, że kupimy wszystkim mieszkańcom Kielc czujniki czadu. Jeżeli ginie człowiek, rodzina, dlatego że ktoś nie miał 50 złotych na taki czujnik, to powinniśmy bić się w piersi. Ale nie wszystkich jest stać na te 50 złotych” – ocenił Lubawski.
„Tą akcją chcemy objąć miejsca, gdzie pali się w piecach węglem i miejsca, gdzie są piece gazowe, nie posiadające zamkniętej komory spalania” – dodał prezydent.
Mieszkańcy Kielc nie będą ponosili kosztów zakupu ani montażu czujników. Urządzenia będą podłączone do prądu – by jak zaznaczył Lubawski – „nie było problemów” z wymianą baterii.
Czujniki będą rozprowadzali, instalowali i uruchamiali strażnicy miejscy. Przedsięwzięcie będzie prowadzone przy współpracy ze spółdzielniami mieszkaniowymi, strażakami i kominiarzami.
Proces instalacji urządzeń w domach, ma potrwać do przyszłej zimy. Jak tłumaczył Lubawski, przedsięwzięcie rozłożono na cały rok, bo nie jest możliwe wyprodukowanie przez polskie firmy w krótkim czasie, potrzebnej w Kielcach liczby czujników. Miasto ogłosi przetarg na dostarczenie urządzeń.
Samorząd już kupił 350 czujników. W pierwszej kolejności będą one instalowane w mieszkaniach wskazanych przez Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie - w których do ogrzewania używa się węgla. „Dzisiaj wyposażamy najbardziej potrzebujących, a akcję rozłożymy na cały rok, byśmy na przyszłą zimę mogli powiedzieć: +W Kielcach jesteśmy już bezpieczni, jeżeli chodzi o czad+” – podkreślił Lubawski.
Zaznaczył on, że sam doświadczył niebezpieczeństwa w związku z dużym stężeniem tlenku węgla w swoim ogrzewanym gazem domu. „Kilka lat temu z małżonką twierdziliśmy, że za długo – bo przez około trzy miesiące - boli nas głowa. Ktoś poradził, by kupić czujnik czadu. Byłem zdziwiony, kiedy następnego dnia zaczął +wyć+. Piec gazowy mamy w pomieszczeniu, które rzadko odwiedzamy (…) Mimo, że są kratki wentylacyjne wystarczy, że następuje zmiana rotacji powietrza, a okna nie są rozszczelnionie – gromadzi się tlenek węgla. To ogromne zagrożenie” – mówił Lubawski.
Tlenek węgla ma silne własności toksyczne; jest gazem bezwonnym, bezbarwnym i pozbawionym smaku, dlatego nie da się go wyczuć zmysłami. Gromadzący się głównie pod sufitem tlenek węgla blokuje dostęp tlenu do organizmu, poprzez zajmowanie jego miejsca w czerwonych ciałkach krwi, co może spowodować śmierć przez uduszenie.
Głównym źródłem zatruć w budynkach mieszkalnych jest niesprawność przewodów kominowych – wentylacyjnych i dymowych. Aby uniknąć zaczadzenia należy m.in. regularnie sprawdzać szczelność tych przewodów, często wietrzyć newralgiczne pomieszczenia (np. kuchnie czy łazienki) oraz nie bagatelizować objawów duszności, bólu głowy, nudności, osłabienia czy problemów z oddychaniem, ponieważ mogą być sygnałem zaczadzenia. (PAP)
Zobacz także: Czujnik czadu i dymu - inwestycja dla zachowania życia>>
Więcej na ten temat w Serwisie BHP.