W listopadzie 2006 r. w wybuchu metanu i pyłu węglowego w Halembie zginęło 23 górników likwidujących ścianę wydobywczą 1030 m pod ziemią. Była to największa tragedia w polskim górnictwie od blisko 30 lat.
Wyrok w I instancji zapadł 15 stycznia ubiegłego roku przed Sądem Okręgowym w Gliwicach, po ponad sześciu latach procesu. Sąd skazał wówczas na trzy lata więzienia b. szefa działu wentylacji Marka Z., któremu prokuratura przypisała sprowadzenie katastrofy. 14 innych oskarżonych, wśród nich b. dyrektor kopalni Kazimierz D., usłyszało wyroki w zawieszeniu. Dwóch pozostałych zostało uniewinnionych.
Według ustaleń śledztwa do wybuchu w Halembie doszło na skutek zaniechania profilaktyki przeciw zagrożeniom naturalnym. Po zapaleniu i wybuchu metanu w wyrobisku wybuchł pył węglowy, czyniąc spustoszenie i zabijając większość ofiar tragedii.
Zdaniem prokuratury i sądu I instancji oskarżeni w czasie prowadzonych prac likwidacyjnych - mimo wielokrotnych przekroczeń dopuszczalnych stężeń metanu - nie wycofywali załogi z zagrożonego rejonu. Same prace prowadzono bez właściwie przygotowanej drogi transportu demontowanych elementów; w kopalni były też fałszowane próbki pyłu węglowego aby wykazać, że był on neutralizowany pyłem kamiennym, oraz dokumentacja – wynika z ustaleń procesu.
Obrońcy, którzy złożyli apelacje, zarzucili sądowi okręgowemu m.in. błędne ustalenia i nieuwzględnienie dowodów przemawiających na korzyść oskarżonych. Są też zdania, że sąd powinien był powołać „niezależnych” biegłych, zamiast opierać się na ustaleniach komisji Wyższego Urzędu Górniczego.
Przemawiający w czwartek jako pierwszy obrońca Marka Z. Antoni Boczek wniósł o uniewinnienie tego oskarżonego lub powtórzenia procesu. Przekonywał sąd, że jego klient został pomówiony przez podwładnego, który chciał zrzucić z siebie odpowiedzialność. Zarzucił sądowi I instancji, że pominął dowody korzystne dla jego klienta. Mec. Boczek przekonywał, że w tej sprawie nie było winy oskarżonych. Jego zdaniem było to zdarzenie losowe, niezależne od czynnika ludzkiego. Ocenił też, że choć sąd przesłuchał 350 świadków, nie mieli oni wiele do powiedzenia.
Obrońca b. dyrektora Krystian Ślązak ocenił, że choć sąd okręgowy wykonał olbrzymią pracę, to jednak jej efekt „nie nadaje się do merytorycznej polemiki”. Adwokat uważa, że sąd I instancji doszedł do błędnych wniosków, a uzasadnienie jego wyroku zawiera istotne braki. Adwokat przypomniał też, że prace likwidacyjne w kopalni prowadziła zewnętrzna firma Mard (15 ofiar katastrofy to jej pracownicy) i z chwilą podpisania umowy w tej sprawie to ona przejęła od dyrektora znaczącą część kompetencji, a zatem i odpowiedzialności. Dopytywany przez sąd czy dyrektor mógł w każdej chwili przerwać prace, potwierdził, że tak.
Według mec. Ślązaka przed rozpoczęciem prac likwidacyjnych nie było żadnych symptomów, że może dojść do tragedii. Z drugiej strony – dodał – każdy górnik zdaje sobie sprawę z ryzyka, jakie wiąże się z pracą pod ziemią. Także on wniósł o uniewinnienie swego klienta lub powtórzenie procesu.
Od wyroku odwołała się także prokuratura. Jej apelacja dotyczy 15 oskarżonych, ale tylko wobec dwóch z nich odnosi się do ustaleń sądu i wymiaru kary, w pozostałych przypadkach chodzi jedynie o niesłuszne - zdaniem urzędu prokuratorskiego - zwolnienie z kosztów sądowych.
W przypadku jednego z oskarżonych - Marka Z. - śledczy zarzucają sądowi I instancji błąd w ustaleniach faktycznych i w efekcie uniewinnienie go od zarzutu sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób. Przed sądem odwoławczym prokurator będzie domagał się uchylenia wyroku w tym zakresie i ponownego procesu.
W sprawie innego oskarżonego prokuratura zakwestionowała wymiar kary - uważa ją za rażąco łagodną. Chodzi o b. dyrektora kopalni Kazimierza D., dla którego prokurator w mowie końcowej żądał siedmiu lat bezwzględnego pozbawienia wolności. Sąd okręgowy skazał go na dwa lata więzienia w zawieszeniu.
Sąd I instancji potwierdził większość ustaleń gliwickiej prokuratury. Uniewinniając dwóch spośród oskarżonych sąd uznał, że zeznania świadków w ich przypadku są na tyle niespójne, że nie można im przypisać winy. Prokuratura nie odwołała się od tych uniewinnień.
Prokuratura Okręgowa w Gliwicach zamknęła śledztwo w tej sprawie w czerwcu 2008 r. Aktem oskarżenia objętych zostało 27 osób, dziewięć z nich wniosło o możliwość dobrowolnego poddania się karze (zostali skazani na więzienie w zawieszeniu i grzywny), sprawę jednego oskarżonego wyłączono do innego postępowania. Główny proces przed gliwickim sądem ruszył w listopadzie 2008 r. Sprawa była rozpoznawana na blisko 150 terminach rozpraw, na których przesłuchano 349 osób. Zgromadzono 66 tomów akt.
Niespełna trzy lata po katastrofie w Halembie w polskim górnictwie doszło do kolejnego, podobnie tragicznego wypadku. 18 września 2009 r. w kopalni Wujek-Śląsk zginęło 20 górników, a 37 zostało rannych. Wątek dotyczący samej katastrofy katowicka prokuratura umorzyła, nie dopatrując się związku pomiędzy zachowaniem człowieka a zapaleniem się i wybuchem metanu. Dopatrzyła się jednak nieprawidłowości, do których dochodziło w kopalni przed katastrofą. Oskarżyła o nie 56 osób, zarzucając im m.in. sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia pracowników. (PAP)

Więcej na ten temat w Serwisie BHP.