W statystyce GUS, w zależności od przyjętej metodologii, mówi się o ubóstwie skrajnym (minimum egzystencji), ustawowej granicy ubóstwa (można wówczas liczyć na pomoc społeczną), a także relatywnej granicy ubóstwa (liczonych jako 50 proc. średnich wydatków ogółu gospodarstw domowych). Z najnowszego raportu GUS wynika, że w skrajnej biedzie żyło w zeszłym roku 7,4 proc. Polaków, relatywną granicę ubóstwa osiągnęło 16,2 proc., a ustawową 12,2 proc. 
 
 
Ale brakuje danych dotyczących pracujących biednych. Nikt nie bada probelmu zjawiska. – Ostatnie porządne badania zrobił CBOS w 2008 r., dziś mamy 2015 r., a wciąż wszyscy na nie się powołują, bo nie ma innych – mówi w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną"  dr Rafał Muster, socjolog zajmujący się problematyką rynku pracy z Uniwersytetu Śląskiego -  Tak jak gdyby nie było kryzysu światowego, jak gdyby nie było zmasowanego uelastyczniania rynku pracy, jak to się ładnie nazywa. 
 
Według raportu Międzynarodowej Organizacji Pracy 75 proc. ludzkości na świecie pracuje poza umową o pracę. W Polsce jest ich 1,25 mln. - To fatalnie odbiło się na rynku pracy (cokolwiek na ten temat mówiliby przedsiębiorcy) oraz na dochodach ludzi - mówi Muster - Doprowadziło do pauperyzacji całych rodzin i ich degradacji społecznej. 
 
 
 

"Solidarność" od dawna domaga się od rządu wyeliminowania stosowania śmieciowych umów o pracę oraz patologicznego samozatrudnienia i  jednocześnie prowadzenia skutecznej polityki państwa ukierunkowanej na tworzenie stabilnych miejsc pracy, chroniących pracowników przed ubóstwem. Trzy lata temu Związek złożył w Sejmie obywatelski projekt dotyczący płacy minimalnej, który zakładał, że szybkość wzrostu minimalnrgo wynagrodzenia zależałaby od tempa wzrostu gospodarczego. Projekt poparło około 350 tys. obywateli, jednak utknął w tzw."sejmowej zamrażarce".