Prawo.pl dotarło do struktury dni absencji chorobowej z tytułu choroby własnej osób ubezpieczonych w ZUS według wybranych grup chorobowych w poszczególnych miesiącach 2018 r. Z danych wynika, że w lutym ponad 25 proc. wszystkich zwolnień branych było z powodu chorób układu oddechowego. Najmniej tego rodzaju zaświadczeń bierzemy latem i wiosną (5-10 proc.). Chodzi o takie miesiące jak kwiecień, maj, czerwiec, lipiec i sierpień. Wraz z początkiem września liczba zwolnień z powodu chorób układu oddechowego gwałtownie rośnie. W grudniu jest to już ok. 15 proc.

To nie grypa i smog

Prof. Kazimierz Roszkowski-Śliż zwrócił uwagę w rozmowie z Prawo.pl, że najczęstszą przyczyną zachorowań w okresie zimowym nie jest grypa. - To nie jest grypa, bo w sumie jest ona rzadką chorobą. W tych miesiącach najczęściej występują zapalenia wirusowe układu oddechowego - mówił. Zaznaczył, że dotyczy to szczególnie osób (ok. 20 proc. populacji dorosłych), które cierpią na POChP, czyli przewlekłą obturacyjną chorobę płuc.

Jego zdaniem smog nie ma dużego wpływu na zachorowalność w okresie zimowym. - Wokół smogu jest bardzo dużo zamieszania. On się kojarzy ze smogiem, który miał miejsce 1952 r. w Londynie, który miał zupełnie inny charakter. Tam doszło do zanieczyszczenia chemicznego. Węgiel, którym masowo palono w piecach zawierał bardzo dużą ilość siarki. W połączeniu z dużą wilgotnością powstał kwas siarkowy. Ludzie masowo umierali z powodu chemicznego zapalenia płuc - wyjaśniał profesor.

Według niego większa zachorowalność na choroby układu oddechowego nie powinno się wiązać z okresem grzewczym. - Smog, o którym my mówimy zawiera tlenek azotu. On w krótkiej perspektywie czasowej nie ma żadnego zaczepienia przy zapadnięciu na ostrą chorobę. On jest szkodliwy w perspektywie długoterminowej - mówił Roszkowski-Śliż. Zwrócił uwagę, że pyły w powietrzu. Jego zdaniem są one bardziej niebezpieczne dla układu krążenia niż układu oddechowego.

Z danych ZUS wynika, że najczęściej z chorobowego korzystamy w styczniu i lutym. Ekspert Polskiego Instytutu Ekonomicznego Andrzej Kubisiak zwrócił uwagę, że zmiany liczby zasiłków chorobowych i opiekuńczych na przestrzeni roku są wprost skorelowane z sezonem chorobowym. - Nadejście jesieni, a potem apogeum zachorowań w zimie, ma wyraźne przełożenie na wzrost zwolnień w tych okresach - podkreślił.

 


- Co istotne na przestrzeni 2018 roku wyraźnie spadała długość zwolnień chorobowych co może mieć związek z jednej strony zapowiedziami, a w końcu i wprowadzeniem e-zwolnień, które ograniczają możliwość nadużyć, a z drugiej strony pozytywna sytuacja na rynku pracy nie zachęca już do brania fikcyjnych zwolnień. We wcześniejszych latach, część pracowników w związku z obawami o utrzymanie swojego miejsce pracy brała długoterminowe zwolnienia, aby tylko nie zostać zwolnionym. Zdarzały się także sytuacje, w których prace polowe czy sezonowe oznaczały "plagi zachorowań" w zakładach pracy, które musiały potem radzić sobie z masowymi absencjami chorobowymi - zaznaczył Kubisiak.

 

ZUS podał, że najczęściej występujące obecnie zwolnienia to te 4-5 dniowe, czyli tak naprawdę całotygodniowe. Najczęściej po zaświadczenie idziemy do lekarza w poniedziałek. W ten dzień do ZUS trafia nawet ok. 180 tys. zwolnień lekarskich. Rekordowo dużo zaświadczeń wystawiono 17 grudnia ubiegłego roku, 21 stycznia oraz 28 stycznia.

Czytaj więcej: ZUS: Dane z e-zwolnień można wykorzystać do profilaktyki zdrowotnej >>>