Darmowe upadłości - szybko i bezboleśnie! Tak będą się zapewne reklamować doradcy restrukturyzacyjni, po wdrożeniu do polskiego ustawodawstwa dyrektywy Insolvency III. Obecnie trwają prace nad jej projektem. Przewiduje on, że uproszczone postępowania likwidacyjne dla mikroprzedsiębiorców, czyli zatrudniających do 10 pracowników i z obrotami do 2 mln euro rocznie.

Prawnicy uważają, że obecnie upadłości są drogie, przez co dłużnicy decydują się na życie w szarej strefie. Zdarzają się przypadki porzucania przedsiębiorstw, pracownicy tracą pracę, kontrahenci nie mają szans na odzyskanie należności. Darmowe upadłości mogą to ukrócić. Może pojawić się jednak ryzyko, że będą one wykorzystywane przez nieuczciwe firmy. 

Czytaj też: Rola syndyka w upadłości konsumenckiej nie taka prosta

Dla kogo darmowa upadłość? 

Projekt dyrektywy przewiduje wprowadzenie uproszczonego postępowania likwidacyjnego dla mikroprzedsiębiorców. Jednocześnie pozostawia państwom członkowskim możliwość objęcia tego rodzaju postępowaniem małych i średnich firm.

Za niewypłacalne będzie uznawane mikroprzedsiębiorstwo, które, co do zasady, nie jest w stanie spłacać swoich długów w terminie wymagalności. Państwa członkowskie będą same określać warunki, od których zależy uznanie mikroprzedsiębiorstwa za zasadniczo niezdolne do spłaty długów oraz zapewnić, aby warunki te były jasne, proste i łatwe.

Upadłość będzie „darmowa” w tym sensie, że wniosku o ogłoszenie upadłości nie będzie można oddalić, jeżeli dłużnika nie będzie stać na koszty postępowania. Obecnie takie wnioski nie są uwzględniane. Kto zapłaci? Tego nie wiadomo.

- W państwach członkowskich już teraz są różne mechanizmy w tym zakresie. Przykładowo we Francji w każdym postępowaniu odprowadza się określony procent  zysku z likwidacji do wspólnego funduszu, z którego następnie pokrywane są koszty upadłości. Polska może przyjąć taki model albo podobny do tego obowiązującego w wypadku zwolnienia z kosztów jak w postępowaniach cywilnych, zwłaszcza procesowych. Wtedy za upadłość „płaci” Skarb Państwa. Może będzie to też model hybrydowy albo zupełnie inne rozwiązanie - mówi  Aleksandra Krawczyk, adwokat w kancelarii Ecolegal.  

- Oczywiście "diabeł tkwi w szczegółach" i konieczne jest podjęcie przez ustawodawcę decyzji, z jakich środków postępowania takie będą finansowane. Jeżeli miałoby się to odbyć kosztem zwiększenia obciążeń dla pozostałych przedsiębiorców, to niestety w miejsce pozytywnych efektów dla innych uczestników obrotu, możemy mieć do czynienia ze skutkiem zupełnie odwrotnym - ostrzega  Hubert Zieliński, doradca restrukturyzacyjny Filipiak Babicz Expert House.

Natomiast polska definicja niewypłacalności płynnościowej nie będzie musiała ulec istotnej zmianie. - Stanowi bowiem, że dłużnik jest niewypłacalny, jeżeli utracił zdolność do wykonywania swoich wymagalnych zobowiązań pieniężnych. Ustawodawca powinien natomiast doprecyzować co oznacza ta „utrata zdolności”, ponieważ budzi to wątpliwości wśród praktyków prawa upadłościowego, a co dopiero zwykłych przedsiębiorców. Przepis obowiązuje już prawie 7 lat, a dalej nie do końca wiadomo, kiedy następuje utrata zdolności - tłumaczy mec. Aleksandra Krawczyk. 

 


Jest szansa, że firmy wyjdą z szarej strefy

Prawnicy chwalą projekt. Ich zdaniem to krok w dobrym kierunku. Drogie upadłości skutkują bowiem tym, że dłużnicy, zwłaszcza osoby fizyczne, decydują się na życie w szarej strefie. Zdarzają się przypadki porzucania przedsiębiorstw, pracownicy tracą pracę, kontrahenci nie mają szans na odzyskanie należności. 

- Uproszczone postępowanie to odpowiedź na liczne przypadki, kiedy nie ogłasza się upadłości, ponieważ majątek firmy nie wystarcza nawet na pokrycie kosztów postępowania upadłościowego. Przyczyn tego stanu rzeczy może być wiele - np. zbyt późne złożenie wniosku upadłościowego, czy wysokie koszty. W każdym jednak wypadku jest to stan niepożądany dla całego otoczenia gospodarczego. Skutkuje to istnieniem w obrocie martwych podmiotów, których nie stać ani na prowadzenie działalności, ani na spłatę długów, ani na ogłoszenie upadłości. Jest już wprawdzie obowiązująca instytucja wykreślenia spółki z rejestru przedsiębiorców przez sąd rejestrowy bez przeprowadzania postępowania likwidacyjnego, lecz jest ona jednak mało efektywna w praktyce - mówi Norbert Frosztęga, adwokat, doradca restrukturyzacyjny Zimmerman Sierakowski i Partnerzy.

- Możliwość prowadzenia postępowania nawet w sytuacji braku majątku dłużnika pozwoli na uporządkowany proces likwidacji przedsiębiorstwa oraz oddłużenie przedsiębiorcy będącego osobą fizyczną, podobnie jak ma to miejsce w przypadku upadłości konsumenckiej. Uważam jednak, że również w takich postępowaniach powinien być powoływany syndyk, który w ograniczonym przez ustawę  zakresie  będzie sprawował kontrolę nad przebiegiem postępowania oraz przejmie obowiązki od upadłego związane z procedurą postępowania, w szczególności wobec organów administracji publicznej. Wydaje się, że w takim zakresie obecność syndyka będzie pomocna i przyczyni się do sprawnego przeprowadzenia postępowania -  postuluje dr Paweł Janda, adwokat z Kancelarii Prawa Upadłościowego i Restrukturyzacyjnego.

Bez kontroli dojdzie do patologii? 

Po wdrożeniu darmowej upadłości wśród w firm może się jednak pojawić... chęć kombinowania. Z tego powodu prawnicy proponują wprowadzenie mechanizmów kontrolnych.  

- Nie może być tak, że  możliwość darmowej upadłości stanie się zachętą do nieodpowiedzialnego prowadzenia biznesu. Taka upadłość będzie skutkować bowiem oddłużeniem wszystkich osób fizycznych, zarówno prowadzących działalność na własny rachunek, jak i np. wspólników mikrospółki z o.o. Można zastanowić się nad rozwiązaniem, w którym taka upadłość możliwa jest np. tylko raz na 10 lat, albo wprowadzenie warunku, że dłużnik zwolniony z kosztów powinien w późniejszym okresie dokonać ich spłaty. Póki co jednak, takich mechanizmów w projekcie dyrektywy nie ma - postuluje mec. Aleksandra Krawczyk.

Większe korki w sądach 

W opinii Agaty Dudy-Bieniek, radcy prawnego, doradcy restrukturyzacyjnego w RESIST Restrukturyzacje nie wszystkie jednak propozycje projektu dyrektywy sprawdzą się w polskiej rzeczywistości.

- Przede wszystkim propozycja zakłada wykonywanie zasadniczej części czynności w toku postępowania przez sąd. W polskich realiach przeniesienie tych zadań do sądów będzie się wiązało z wydłużeniem procesu likwidacji, brakiem optymalizacji oraz ogólnym zwiększeniem obciążenia sądów, które już teraz z uwagi na ilość spraw nie mają możliwości wywiązywania się z różnego rodzaju terminów instrukcyjnych wskazanych w prawie upadłościowym czy restrukturyzacyjnym - uważa mec. Duda-Bieniek.

Zwraca też uwagę, że nie będzie można odmówić wszczęcia i prowadzenia uproszczonego postępowania likwidacyjnego z tego powodu, że dłużnik nie posiada żadnych aktywów lub jego aktywa nie wystarczają do pokrycia kosztów uproszczonego postępowania likwidacyjnego. - W takiej sytuacji to państwo ma zapewnić pokrycie kosztów postępowania, co wydaje się być regulacją nadmiernie obciążającą Skarb Państwa, a jednocześnie w żaden sposób nie mobilizującą dłużnika do posiadania środków na przeprowadzenie tej procedury - twierdzi. 

Wtóruje jej. prof. Rafał Adamus.  - Zwiększający się w Polsce wpływ spraw do sądów upadłościowych skazuje sędziów na galerniczą pracę. W mojej ocenie dyskusja nad uproszczeniami w polskim prawie powinna być bardziej głęboka, niż wynika to z treści dyskutowanej dyrektywy. Generalnie system powinien samoczynnie „popychać” sprawę do przodu. Jak samochód z automatyczną skrzynią biegów: jak się nim nie hamuje to ze swej natury jedzie dalej. Zaangażowanie sędziego powinno być zarezerwowane jedynie do kluczowych zagadnień albo do tych kwestii albo co do których wnieśli swoje zastrzeżenia uczestnicy postępowania. Na początku, pilotażowo można dokleić taki system do procedury wynikającej z implementacji dyrektywy - tłumaczy. 

I dodaje, że w Polsce przedsiębiorca osoba fizyczna już teraz może korzystać z „darmowej” upadłości. Wystarczy, że wykreśli się z CEIDG i złoży wniosek o upadłość konsumencką.