Do 24 listopada powiatowe stacje sanitarno-epidemiologiczne (PSSE) publikowały na swoich stronach internetowych dane o nowych zakażeniach zarejestrowanych poprzedniej doby. Dane te przekazywały też do wojewódzkich stacji sanitarno-epidemiologicznych (WSSE), które przygotowywały z nich dane zbiorcze i też upubliczniały. Nie było jednego schematu, każdy sanepid to robił po swojemu. Jednemu wychodziło to lepiej, innemu gorzej.

Dane w całość od 225 dni zbierał prywatnie, jako wolontariusz, Michał Rogalski, tegoroczny maturzysta, i udostępniał na tej swojej prywatnej stronie. Dzięki niemu można było poznać aktualną sytuację, zwizualizować i zweryfikować dane zbiorcze podawane przez Ministerstwo Zdrowia. To on odkrył, że w oficjalnych danych zabrakło 22 tys. zakażonych. Teraz jest to już niemożliwe. Od 24 listopada dane z powiatowych i wojewódzkich stacji zniknęły. W zamian resort zdrowia na rządowej stronie o koronowirusie udostępnił zakładkę pt. Raport zakażeń koronowirusem. Adam Niedzielski, minister zdrowia, zapewnia, że system sprawozdawczości został udoskonalony. Tyle, że liczba podawanych publicznie danych jest znacznie mniejsza niż do 21 listopada udostępnianych przez wiele sanepidów. Krytyczne stanowisko w tej sprawie wydał też Adam Bodnar, rzecznik praw obywatelskich.

 

Jakie dane podawały sanepidy, jakie podaje Ministerstwo Zdrowia

Przykładowo z danych podawanych przez WSSE w Krakowie można się było dowiedzieć, ile jest aktywnych przypadków, ile wyleczonych, ile osób na kwarantannie, ile zachorowań w domach pomocy społecznej, ile w zakładach pracy, uczelniach i szkołach. I to z podziałem na każdy powiat. Nieco mniej danych podawała WSSE w Gdańsku, ale i tak więcej niż obecnie udostępnia resort zdrowia. Z danych udostępnianych przez MZ wiadomo: ilu osobom wyszły pozytywne testy, ile to jest w przeliczeniu na 10 tys. mieszkańców, ile było zgonów, ile w wyniku Covid-10, a ile w wyniku chorób współistniejących. 

Rząd odciął obywateli od danych 

Tymczasem jak zauważa Aleksandra Dulkiewicz, prezydent Gdańska, bez danych nie można oni modelować epidemii, ani przewidywać skutków.

Jeden z twitterowiczów zauważył, że na podstawie tych danych przedsiębiorcy mogli pewniej reagować, wdrażać mniejsze lub większe restrykcje, organizować pracę, dostawy, spotkania. - Były to obszerniejsze informacje, ułatwiające podjęcie konkretnych decyzji – podkreślił.

Jakub Kosikowski, aktywny Twitterowicz, na co dzień lekarz, o rubryce przypadki śmiertelne w wyniku chorób współistniejących napisał: przecież to jest po prostu kłamstwo, bo jest to nie Covid z chorobami współistniejącymi, a w wyniku chorób współistniejących. Można to rozumieć tak, że osoba chora na cukrzycę nie zmarła przez Covid-19, tylko przez cukrzycę, choć gdyby się nie zaraziła z pewnością mogła jeszcze długo pożyć.

Znacznie więcej zastrzeżeń ma Michał Rogalski. - Gdzie na nowej stronie  jest archiwum, dane o wyzdrowieniach, liczbie osób w izolacji, informacje o ogniskach itd. – pyta. - Takie dane były publikowane na szczeblu lokalnym, a teraz obywatele zostali od nich odcięci. To co dostaliśmy w zamian to jakiś niedokończony żart – dodaje. Dr Paweł Grzesiowski, ekspert do spraw pandemii Naczelnej Rady Lekarskiej, także uważa, że w systemie są dane szczątkowe, stanowiące zaledwie kilka procent informacji, które dotychczas gromadzono.

Ministerstwo Zdrowia zapewnia, że zasili stronę danymi historycznymi i wprowadzi nowe dane. I dodaje, że publikuje centralnie dane, które nie były nigdy dostępne w jednym miejscu. - Jeżeli strona nie jest jeszcze gotowa, to dlaczego zakazano publikacji danych z innych źródeł!? – pyta Michał Rogalski. A wtóruje mu Adam Bodnar.

Rzecznik interweniuje w Ministerstwie Zdrowia

Rzecznik Praw Obywatelskich z dużym zaniepokojeniem przyjął informację o wprowadzeniu przez Głównego Inspektora Sanitarnego „zakazu” publikowania przez wojewódzkie i powiatowe stacje sanitarno-epidemiologiczne danych o liczbie potwierdzonych na terenie danego – odpowiednio – województwa i powiatu zakażeń wirusem SARS-CoV-2 i dlatego wystąpił do Adama Niedzielskiego, ministra zdrowia, z prośbą o wyjaśnienie zmian w raportowaniu danych. Zdaniem Adama Bodnara scentralizowanie podawania danych jest sprzeczne z konstytucyjnym prawem do informacji publicznej, które zakłada jak najszerszy i jak najłatwiejszy dostęp do publicznych danych. Rzecznik zauważa też, że zmiana modelu raportowania może dodatkowo obciążyć i tak przeciążone sanepidy. Wiele osób, w tym zapewne Michał Rogalski, będzie do nich wnioskował o udzielenie informacji publicznej o liczbie zakażeń. Adam Niedzielski ripostuje, że sanepid ma się czym zajmować zamiast składać ręczne tabelki excelowe. Pytanie, dlaczego sanepid musi to robić ręcznie, skoro stworzono system. A Paweł Borys, szef Polskiego Funduszu Rozwoju, nazwał go Sanepid 2.0.