- Będziemy masowo testować Polaków  i przeprowadzać badania przesiewowe pod kątem COVID-19. Zaczniemy od południowych województw Polski. Przeprowadziłem już wstępne rozmowy z tamtejszymi wojewodami - zapowiedział podczas jednej z ostatnich konferencji prasowych Adam Niedzielski, minister zdrowia.

Jeszcze kilka dni wcześniej resort zdrowia bardzo sceptycznie odnosił się do pomysłu masowego testowania Polaków. Rzecznik prasowy ministerstwa zdrowia, Wojciech Andrusiewicz, przekonywał, że aby testy przesiewowe miały sens, trzeba by je powtarzać, co kilka dni, chodzi o uchwycenie momentu, w którym kolejne grupy osób będą wykazywały wynik dodatni. Jak wyjaśniał Andrusiewicz, jednorazowe przetestowanie testami antygenowymi daje fałszywy obraz rzeczywistości. Osoby w początkowej fazie infekcji nie są wykrywane. - W związku z czym, nie jest planowane wprowadzenie testowania przesiewowego - mówił.

Wezwanie na wykonanie testu

Okazuje się jednak, że w tym samym czasie trwały już w rządzie rozmowy na temat testów antygenowych, o czym poinformował wiceminister zdrowia Waldemar Kraska, potwierdził to zaś minister Adam Niedzielski. MZ opracowuje dokładne zasady, jak będzie wyglądał model logistyczny przeprowadzania badań przesiewowych. Jako pierwsze wytypowane zostały województwa śląskie, podkarpackie oraz małopolskie.

Ministerstwo Zdrowia na razie nie ujawnia jak będzie wyglądała procedura testowania, ale konsultuje to z ekspertami. -Będą na nie zapraszać lekarze rodzinni swoich pacjentów. Obywatele mogą też dostawać wezwania do domu, aby stawić się na badania. Bo nie wyobrażam sobie aby wszyscy przyszli jednocześnie i stali w kolejce - mówi dr Michał Florczak, specjalista chorób wewnętrznych i lekarz systemu Państwowe Ratownictwo Medyczne, pracujący na jednym z warszawskich SOR-ów.

Wątpliwe wyniki

Zdaniem jednak części lekarzy, testy przesiewowe mają sens w małych populacjach, a nie w rozległych regionach kraju. Ponadto, jak zauważają, testy antygenowe w przypadku takich badań nie mają większego sensu, bowiem dają wynik pozytywny tylko między 5 - 7 dniem od zachorowania. Wcześniej i później będą dawały wynik negatywny, nawet jeżeli będą testowane osoby już zakażone koronawirusem. W tej sytuacji wyniki byłyby wiarygodne, gdyby były powtarzane, co trzy doby, aby sprawdzić, czy osoby z wynikiem negatywnym faktycznie nie były zakażone, a jedynie akurat znajdowały się w fazie bezobjawowej. W ocenie specjalisty ds. epidemii, dr Pawła Grzesiowskiego tego typu badania to wyrzucanie pieniędzy na szukanie pacjentów bezobjawowych.

Niemniej jednak dr Florczak uważa, że testy antygenowe pomogą w walce z epidemią. - To nie są testy kasetkowe. Jeśli ktoś ma objawy COVID-1, one w 90 proc. to potwierdzą - zauważa.

Testy są stosunkowo niedrogie, mogą być wykonywane w dowolnym miejscu przez pracownika opieki zdrowotnej, ponadto nie wymagają specjalistycznego sprzętu laboratoryjnego, ani obecności personelu laboratoryjnego, a co ważne: wyniki są dostępne w ciągu kilkunastu minut.

Czułość testów antygenowych jest generalnie niższa niż PCR - ujemny wynik testu antygenowego nie wyklucza możliwości zakażenia SARS-CoV-2. Jak określiło FDA- amerykańska agencja ds. żywności i leków, testy antygenowe wykazują czułość w zakresie 84 - 97 proc. w porównaniu z PCR. Istotny jest także czas pobrania próbki (poziom antygenów może spaść poniżej granicy wykrywalności testu po 5 - 7 dniach od wystąpienia objawów).

 

Test już w karetce pogotowia

Rząd zapowiedział także wprowadzenie ich do zespołów ratownictwa medycznego. Tak aby w karetce pacjenta mogli od razu przetestować ratownicy i w razie dodatniego wyniku testu, zawieźć od razu na oddział covidowy. Istnieje jednak obawa co będzie, jeśli test wyjdzie fałszywie dodatni i osoba bez koronawirusa trafi na oddział zakaźny. - Nie obawiałbym się o to. Raczej większa jest szansa, że ktoś zakażony trafi na „zwykły” oddział. Ale teraz już personel medyczny i tak bierze od każdego przyjeżdżającego do szpitala pacjenta wymaz i robiony jest test genetyczny. Nie opieramy się tylko na testach antygenowych - zauważa Michał Florczyk.

Szybkie testy antygenowe od kilku lat są już powszechnie stosowane w diagnostyce innych patogenów układu oddechowego (m.in. wirusów grypy czy RSV). Testy antygenowe na SARS-CoV-2 wykrywają obecność określonych białek (antygenów), w wymazie z nosogardzieli, dzięki czemu mogą potwierdzić trwającą infekcję.

Skuteczność testów antygenowych

Testy antygenowe najlepiej się sprawdzają, gdy osoba jest testowana we wczesnych stadiach zakażenia SARS-CoV-2, kiedy miano wirusa jest na ogół najwyższe. Testowanie w późnym stadium może wpłynąć na negatywny wynik testu, gdy tymczasem czulszy test (np. PCR), może dać wynik pozytywny. Swoistość jest na ogół tak wysoka, jak PCR - wg FDA większość testów antygenowych wykazała swoistość 100 proc. - oznacza to, że fałszywie dodatnie wyniki są mało prawdopodobne.

Testy antygenowe pierwszej generacji (konstruowane na początku pandemii) miały ograniczone zastosowanie w diagnostyce COVID-19 przez wzgląd na czułość na poziomie około 40 proc. Testy antygenowe II generacji (m.in. wykrywające białko nukleokapsydu SARS CoV-2), dostępne od września 2020 roku, wymagają dalszej oceny w praktyce klinicznej. Jak dotąd opublikowane dane są dostępne tylko dla ograniczonej liczby testów antygenowych i sugerują, że istnieją znaczące różnice w wydajności między różnymi dostępnymi na rynku testami, podkreślając znaczenie walidacji niezależnej od dostawcy.

Rekomendacja WHO

WHO rekomenduje stosowanie szybkich testów antygenowych, które spełniają następujące kryteria: czułość ≥80 proc. i specyficzność ≥97 proc. w porównaniu do metody PCR, w przypadku braku dostępności metody PCR bądź w sytuacji, gdy wydłużony czas oczekiwania na wynik zmniejsza lub wyklucza przydatność kliniczną testu.