Rozmowa z Waldemarem Malinowskim, prezesem Dolnośląskiego Konsorcjum Szpitali Powiatowych

Krzysztof Sobczak: Czy instytucje ochrony zdrowia potrzebują unormowania w formie ustawy standardów dotyczących jakości i bezpieczeństwa pacjentów?

Waldemar Malinowski: Na pewno jakieś regulacje w tej dziedzinie są potrzebne. Czy na poziomie ustawy? Chyba tak. Obecnie mamy certyfikaty akredytacyjne przyznawane na podstawie przepisów wydanych przez ministra zdrowia, ale jest taka opinia, że nadanie tym normom rangi ustawowej zwiększyłoby ich znaczenie i skuteczność. Ale te certyfikaty, które są przyznawane przez ministra na podstawie rekomendacji Centrum Monitorowania Jakości w Ochronie Zdrowia, już spełniają swoje zadanie. One premiują szpitale, które takie certyfikaty akredytacyjne posiadają, bo Narodowy Fundusz Zdrowia je uznaje i przydziela więcej pieniędzy na realizowane procedury. W zależności od tego, ile punktów akredytacyjnych się otrzymało, to NFZ o określony procent wypłaca więcej.

Zapowiadanej od dość długiego już czasu ustawy o jakości w ochronie zdrowia jeszcze nie ma, na jakiej więc podstawie są wydawane te certyfikaty? Według jakich kryteriów?

To są kryteria akredytacyjne opracowane przez Centrum Monitorowania Jakości i zatwierdzone przez ministra zdrowia. Jest taka książeczka, która określa te wszystkie standardy, których spełnienie jest potrzebne i na podstawie których wykonywany jest audyt placówki, określa się liczbę punktów i po osiągnięciu wymaganego poziomu otrzymuje się akredytację. No i zależnie od uzyskanej liczby punktów można otrzymać jeden, półtora lub dwa procent zwyżki do kontraktu.

Czytaj: Compliance - lepiej zapobiegać nieprawidłowościom niż usuwać skutki >>

To motywuje?
Oczywiście, że motywuje. To istotny dodatkowy zastrzyk finansowy dla szpitala.

Ale uzyskiwanie tej akredytacji nie jest obowiązkiem?

Nie jest, to są dobrowolne decyzje szpitali. Wcześniej walczyliśmy o to, żeby ta akredytacja coś dawała i teraz, po stworzeniu sieci szpitali, daje właśnie wspomnianą premię do kontraktu.

Dużo szpitali ma akredytacje i w związku z tym korzysta z tego przywileju?

Dosyć dużo i ta liczba stale rośnie. Ale nic dziwnego, szczególnie teraz, gdy nawet dwa procent więcej można za to dostać do kontraktu. To jest motywacja.

A ewentualne wprowadzenie obowiązku certyfikacji byłoby uzasadnione? Co jest lepsze – ustawowy obowiązek czy zachęta ekonomiczna?

Zachęta ekonomiczna dobrze działa, a obowiązek ustawowy może ją jeszcze wzmacniać. Ale generalnie jakość leczenia zawsze przekłada się na efektywność. A jakość w medycynie musi być potwierdzona efektem leczniczym, bo to jest coś wymiernego dla pacjenta. Jakość kreuje się po to, żeby efekt leczniczy był jak najlepszy. A do tego potrzebne są odpowiednie procedury, sprzęt, kwalifikacje, dążenie do jak najwyższej jakości wykonania usługi. Do tego potrzebne są standardy, ale także do śledzenie ewentualnych nieprawidłowości, wychwytywania błędów i zdarzeń niepożądanych. Żeby to likwidować i zapobiegać następnym zdarzeniom. Czy należy to uregulować ustawowo? Być może tak. Ale trzeba to zrobić mądrze i w odpowiednim tempie. Żeby nie wskakiwać na środek oceanu, gdy nie wszyscy są na to gotowi. Trzeba skorzystać z dotychczasowych doświadczeń - Centrum Monitorowania Jakości i innych ośrodków certyfikujących – żeby to zrobić dobrze.

Czy przygotowany w Ministerstwie Zdrowia projekt ustawy o jakości w ochronie zdrowia był konsultowany, szpitale zgłaszają do niego uwagi?

Ja projektu jeszcze nie widziałem, miałem możliwość zapoznania się tylko z założeniami do ustawy. No i mogę stwierdzić, że one przewidywały dość surowe zasady. Między innymi taką, że szpitale korzystające ze środków publicznych musiałyby corocznie być audytowane i dopuszczane do systemu.

To powinno być tak jednoznacznie określone? Czy może nadal powinna obowiązywać obecna elastyczność?

Część naszego środowiska uważa, że tak, ale nie wszystkim się to podoba. Ci ostatni argumentują, że jeśli taki twardy obowiązek miałby być wprowadzony, to powinno to być realizowane stopniowo. I jest w tym sporo racji, bo takie nowe zasady trzeba wdrożyć. Nagłe wprowadzenie takiego obowiązku mogłoby dla wielu placówek być trudne w realizacji. Sam dyrektor tego nie zrobi, w to musi być zaangażowany cały zespół, trzeba opracować odpowiednie procedury, przeprowadzić mapowanie procesów. To jest skomplikowany proces.

Część szpitali boi się takiego obowiązku? Że nie sprostają tym wyższym oczekiwaniom? Bo jak rozumiem, autorzy projektu ustawy chcą tę poprzeczkę postawić wyżej.

Owszem, ona ma być umieszczona wysoko.

Dla niektórych za wysoko?

Może tak być. Nie umiem ocenić sytuacji w całej służbie zdrowia, ale jestem pewien, że nie dla wszystkich to będzie łatwe. Jeśli dany zakład leczniczy już choćby częściowo takie rozwiązania stosuje, na przykład posiada system ISO i dobrze go wdrożył, to na pewno będzie mu łatwiej. Podobnie jeśli monitoruje procesy i na bieżąco usuwa różne niezgodności, reaguje na wszelkiego rodzaju negatywne zdarzenia. Jeśli natomiast szpital nie ma żadnych takich systemów, nigdy tego nie robił i nagle pojawi się obowiązek wdrożenia całego systemu jakości, to będzie problem.

Czytaj: Standardy wpływają na bezpieczeństwo w szpitalach >>

Czy szpitale posiadające już certyfikaty jakości mogą liczyć na bardziej łagodne wejście w nowe obowiązki? One są bliżej tej poprzeczki?

Na pewno tak. Ale jeśli chodzi o szpitale certyfikowane, to jest określona ich liczba, wszystkie są wymienione w rejestrze. Tych posiadających ISO jest więcej, ale to też jest płynna wielkość, różne są też zakresy tego wartościowania. Ale jeżeli jakikolwiek system jakości się wdraża, to ma się pewne doświadczenie w jego stosowaniu. A wtedy na pewno będzie łatwiej wdrożyć nowe standardy, które może wprowadzić projektowana ustawa. To zawsze tak działa.