Rząd szykuje duże zmiany w zasadach oskładkowania umów. Po pierwsze zgodnie z Polskim ładem osoby prowadzące działalność gospodarczą mają płacić składkę zdrowotną na takich zasadach jak pracownicy, bez prawa odliczenia jej od podatku. Po drugie planuje w pełni ozusować każdą dodatkową umowę. W efekcie znacząco spadną dochody pracowników ochrony zdrowia, zwłaszcza lekarzy i pielęgniarek. Wiele z nich bowiem albo pracuje na tzw. kontrakcie, czyli prowadzi jednoosobową działalność gospodarczą i jako firma podpisuje umowę zlecenie, nawet w kilku miejscach. Co do zasady, jeśli w jednym ma umowę o pracę, to od umów zawartych z innymi pracodawcami nie odprowadza składki. Eksperci nie mają wątpliwości, że zasady opodatkowania i oskładkowania powinny być ujednolicone, tyle że  ich wdrożenie w ochronie zdrowia spowoduje wiele negatywnych konsekwencji, a nawet utrudni dostęp do świadczeń medycznych.

 

Kontrakt będzie droższy

Zgodnie z obecnie obowiązującymi przepisami osoby wykonujące zawody medyczne mogą być zatrudniane zarówno na podstawie umów o pracę, jak i umów cywilnoprawnych. Zatem decyzja i wybór nie tylko w zakresie miejsca pracy, ale również podstawy zatrudnienia pozostawiona została woli stron danego stosunku prawnego. Tyle, że wiele placówek woli zatrudniać na kontrakcie. - Na umowie o pracę lekarz specjalista można zarobić maksymalnie ok. 13 tys. zł brutto z dodatkami i pochodnymi, na kontrakcie znacznie więcej - mówi anonimowo jeden z lekarzy.  - I choć to nie jest atrakcyjna forma zatrudnienia, to wielu nie ma wyjścia. Szpitale wymuszają kontrakty, bo na umowie o pracę nie można dyżurować po zakończeniu pracy na oddziale, na działalności można pracować nawet trzy dni pod rząd, na umowie o pracę za błąd medyczny odpowiada pracodawca, na kontrakcie - nie - wyjaśnia. Gdy brakuje lekarzy i pielęgniarek, kontrakty pozwalają zapełnić grafiki.

Tyle, że na medyków na kontraktach, a są placówki, gdzie ta forma zatrudnienia dominuje, po ogłoszeniu Polskiego Ładu padł strach. Zgodnie z założeniami bowiem osoby prowadzące działalność gospodarczą mają płacić składkę zdrowotną na takich zasadach jak pracownicy, bez prawa odliczenia jej od podatku.  Przedsiębiorcy bowiem płacą obecnie 381,81 zł składki zdrowotnej, ale od podatku odliczają 328,78 zł.  Ich realne obciążenie składką zdrowotną wynosi więc 53 zł miesięcznie. Zapowiadane zmiany oznaczają zwielokrotnienie tego obciążenia. - W uproszczeniu można powiedzieć, że to właśnie podwyższenie podatku o 7,75 proc. - tłumaczy Dariusz Gałązka, partner w Grant Thorthon. Obecnie bowiem przedsiębiorcy płacą składkę ryczałtową w wysokości  381,81 zł. Jeśli dodatkowo rozliczają się liniowo, to według wyliczeń Łukasza Kozłowskiego, głównego ekonomisty Federacji Przedsiębiorców Polskich, proponowane zmiany przy dochodzie ok. 15 tys. zł netto oznaczają stratę w wysokości ponad tysiąca złotych miesięcznie.

Jeszcze gorzej personel medyczny wyjdzie na oskładkowaniu wszystkich umów. W przypadku łączenia umowy o pracę z pozostałymi formami zatrudnienia, tj. umową zlecenie, a także z prowadzeniem działalności gospodarczej lub łączenia dwóch różnych umów zleceń obecnie płaci się niższe składki. Przepisy bowiem pozwalają na odprowadzanie składek na ubezpieczenia społeczne za ubezpieczonego mającego umowę o pracę z wynagrodzeniem co najmniej równym minimalnemu oraz umowę (lub umowy) zlecenia, tylko za pierwszy z tych strumieni przychodu. Po zmianach szykowanych przez rząd na konto w ZUS będzie trzeba odprowadzić składki od każdej zarobionej złotówki. A z zdanych ZUS wynika zaś, że liderem w tzw. zbiegu tytułów do ubezpieczeń społecznych jest właśnie branża medyczna. W niej występuje aż 160 tys. przypadków zbiegów. - Zmiany zapowiadane przez rząd to jest dla nas cios - mówi lekarz z województwa zachodniopomorskiego. 

Rząd mówi lekarzom szukajcie pracy za granicą

W tym samym czasie Adam Niedzielski, minister zdrowia, zapowiada podwyżki minimalnych wynagrodzeń w ochronie zdrowia. Tyle, że dla lekarza specjalisty ma ona wnieść jedynie 19 zł, co nie zrekompensuje lekarzom strat. Zresztą zdaniem lekarzy to nie podwyżka, ale obniżka. - W 2018 roku na mocy porozumienia z rezydentami minister Łukasz Szumowski podniósł minimalne wynagrodzenie lekarzy z 1,27 do 1,6 przeciętnego wynagrodzenia, co daje brutto 6750 zł - tłumaczy prof. Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej. -  Od tej pory nie było żadnej zmiany wskaźnika wynagrodzeń w stosunku do średniej krajowej choć ta rośnie z roku na rok. W międzyczasie najniższe wynagrodzenie wzrosło o 7,7 proc., inflacja o 4 proc., a lekarzom daje się mniej o ok. 20 proc. Zarobki lekarzy w Polsce wypadają bardzo mizernie przy innych europejskich krajach. Dla przykładu w Czechach i na Słowacji współczynnik wynagrodzeń lekarzy wynosi 2,4 w Niemczech 3,5 w stosunku do średniej krajowej. Do tego proponuje się podwyżkę składki zdrowotnej dla osób na kontraktach. Nie chcę tego oceniać negatywnie, bo podatki powinniśmy płacić wszyscy, ale środowisko odczytało te propozycje jak sławetne już słowa; „niech jadą”, tylko inaczej powiedziane - mówi prezes Matyja. 

Niebezpieczne konsekwencje w ochronie zdrowia

Wojciech Wiśniewski, prezes zarządu Public Policy, ekspert do spraw ochrony zdrowia Federacji Przedsiębiorców Polskich, nie ma wątpliwości, że te zmiany wywołają negatywne konsekwencje. - Po pierwsze inflacja w ochronie zdrowia jest dużo wyższa niż w gospodarce. Zwiększenie obciążeń podatkowych dla grupy osób, które mają udział w udzielaniu świadczeń medycznych  przyspieszy ten proces. W ten czy inny sposób zapłacimy za to jako społeczeństwo. Po pierwsze zwiększy się presja na podwyższenie wyceny, dyrektorzy szpitali bowiem chcąc zatrzymać lekarzy będą wywierali presję na rządzących, by lepiej wycenić świadczenia. Z kolei w prywatnej ochronie zdrowia wzrosną ceny za usługi. W efekcie inflacja w ochronie zdrowia przyspieszy - mówi Wiśniewski.

Na inne zagrożenie zwraca uwagę dr Małgorzata Gałązka-Sobotka, dziekan Centrum Kształcenia Podyplomowego, dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego. - Za chwile okaże się, że lekarze chcą zarabiać więcej. Jeśli nie otrzymają podwyżek, aby zrekompensować sobie straty, zaczną pracować więcej, w kolejnych miejscach, lub emigrować. A przecież nie o to chodzi - mówi.

Jeszcze inaczej zmiany oceniają lekarze. - W praktyce może się okazać, że nikomu nie będzie się opłacało pracować więcej. W wielu kontraktach np. dodatkowe operacje są dodatkowo wyceniane, ale... po co je robić, skoro będzie trzeba zapłacić większy podatek? Ponadto, gdy zostaną ozusowane wszystkie dochody, nie będzie się opłacało podejmować dodatkowego zatrudnienia. W efekcie dostępność do świadczeń medycznych może się zmniejszyć, i to nie przez pandemię, ale skutki decyzji rządu - kwituje lekarz specjalista z mazowieckiego.