W środę 23 czerwca 2016 Sąd Okręgowy w Warszawie skazał w tej sprawie także syna znanego producenta filmowego, Marcina - na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu i 72 tys. zł grzywny.
 
Obrona Lwa Rywina zapowiada apelację. Prokurator - który wnosił o skazanie Lwa Rywina na 3,5 roku więzienia - jest usatysfakcjonowany uznaniem jego winy, ale nie wymiarem kary.
 
Lwa Rywina i jego syna CBA zatrzymało w 2009 roku. Przebywali w areszcie pół roku - Lew Rywin wyszedł po wpłaceniu pół miliona zł kaucji; wobec jego syna sąd uchylił areszt bez żadnych środków zapobiegawczych. Prokuratura oskarżyła obu, że w 2005 roku mieli nakłaniać Konrada T. (skruszonego przestępcę, który miał załatwiać "lewe" zwolnienia, a teraz opowiada o tym jako świadek koronny) do udzielenia korzyści majątkowej i wręczyć 210 tys. zł łapówki za pośrednictwo w organizowaniu fałszywych dokumentów o stanie zdrowia, które miały pomóc producentowi w uniknięciu odbycia kary 2,5 roku więzienia za pomoc w płatnej protekcji wobec Agory. 

Marcinowi Rywinowi dodatkowo zarzucono zamiar utrudniania postępowania karnego wobec jego ojca. Obaj nie przyznali się do winy - groziło im do 10 lat więzienia.
 
W środę 23 czerwca 2016 sąd skazał - na kary od 5 lat więzienia do pół roku w zawieszeniu oraz na wysokie grzywny - wszystkich dwanaście osób oskarżonych w głośnej sprawie korupcji i fałszowania dokumentacji medycznej, w tym: Rywinów oraz kilkoro lekarzy i adwokatów. Sąd orzekł też przepadek przyjętych korzyści majątkowych.
 
Najwyższy wyrok dostał znany adwokat mecenas Robert Dzięciołowicz - według sądu między innymi przyjął on 120 tys. zł za pośrednictwo w załatwieniu "lewego" zwolnienia lekarskiego dla skazanego przestępcy Krystiana Sz. - aby nie trafić za kraty. Wprowadzając w błąd lekarza, za Sz. na badanie zgłosił się człowiek faktycznie chory na kręgosłup. Wobec adwokata orzeczono też 8-letni zakaz wykonywania tego zawodu. Skazana na 3,5 roku więzienia lekarka Maria Ż.-L. dostała także 10-letni zakaz wykonywania zawodu - to ona wystawiła zaświadczenie, że Rywin nie może odbywać kary.
 
W uzasadnieniu wyroku sędzia Agnieszka Jarosz wskazała, że główne działania w sprawie ojca prowadził Marcin Rywin, który kontaktował się z Konradem T. i zapłacił mu w ratach 210 tys. zł za uzyskanie zaświadczenia lekarskiego co do ojca. Jak mówił sąd, wszystko zaczęło się, gdy pośrednik polecił Marcinowi Konrada T., który zaproponował mu pomoc, by ojciec nie trafił do więzienia po prawomocnym wyroku ws. płatnej protekcji z 2004 r. - T. zaoferował sprawdzoną metodę dyskopatii - relacjonowała sędzia Jarosz.
 
Według sądu, Lew Rywin był "w pełni poinformowany o roli Konrada T." i brał czynny udział w badaniach, po których lekarka Maria Z.-L. wystawiła zaświadczenie, że Rywin nie może odbywać kary. Sędzia podkreśliła, że lekarka - jako lekarz sądowy cieszący się zaufaniem sądu - wystawiała oczekiwane zaświadczenia wszystkim, których polecał jej Konrad T., co czyniła z pobudek finansowych. Za sprawę Rywina Konrad T. wręczył jej tysiąc zł.
 
Sąd podkreślił, że Marcin podejmował te działania z motywacji pomocy osobie najbliższej - swemu ojcu. Z drugiej strony działał ze świadomością, że za pieniądze można utrudniać postępowanie wykonawcze - mówiła sędzia. Dodała, że karę wobec 70-letniego Lwa Rywina zawieszono, gdyż obecnie jest niekarany (wcześniejsze skazanie uległo już zatarciu), prowadzi stabilne życie, jest osobą w podeszłym wieku i ma kłopoty ze zdrowiem. - Jest nadzieja, że nie wróci na drogę przestępstwa - oceniła sędzia.
 
Wina Rywinów nie budzi wątpliwości, a obciążające ich zeznania świadka koronnego Konrada T. są spójne i konsekwentne - uznał sąd. 
- Zeznania świadka koronnego są zgodne z zeznaniami innych świadków i korespondują z chronologią pism procesowych i dokumentacją medyczną - mówiła sędzia Jarosz.
 
Obrońcy, którzy wnosili o uniewinnienie oskarżonych, kwestionowali wiarygodność zeznań T. - według nich jako agent CBŚ miał on dopuszczać się niedozwolonej prowokacji. T., który obracał się w stołecznym światku prawniczym i za pieniądze załatwiał fikcyjne zwolnienia lekarskie, dostałby za to 140 zarzutów - status świadka koronnego gwarantuje mu bezkarność w zamian za obciążające zeznania.
 
Według sądu wszystkie orzeczone kary są adekwatne do zawinienia i szkodliwości społecznej działania podsądnych. Uzasadniając wymiar grzywien, sędzia podkreśliła, że musi być "dolegliwość finansowa" wobec podsądnych.
 
Na ogłoszeniu wyroku nie stawił się żaden z oskarżonych - odpowiadali z wolnej stopy. Część sprawy była niejawna - w tym też trybie sąd przedstawił część uzasadnienia, którego wysłuchały tylko strony.
 
Obrońca Lwa Rywina mecenas Krzysztof Stępiński nie zgadza się z uznaniem winy Rywina. 
- Nie ma żadnych dowodów winy; pan Lew Rywin nie popełnił żadnego przestępstwa - powiedział dziennikarzom. Innemu obrońcy mecenasowi Jackowi Pietrzakowi zabrakło w tej sprawie "bardziej pogłębionej analizy" sądu. Dodał, że wiele okoliczności sprawy jest sprzecznych z zeznaniami Konrada T., jak podkreślił - fundamentem oskarżenia.
 
Prokurator Daniel Lerman - który wnosił dla Lwa Rywina o karę 3,5 roku więzienia bez zawieszenia - zapowiedział, że dokona oceny, czy apelować co do wymiaru kary dla poszczególnych oskarżonych. - Jestem usatysfakcjonowany uznaniem winy wszystkich oskarżonych - dodał. Zaznaczył, że oskarżenie nie było oparte wyłącznie na zeznaniach T.
 
W 2010 roku łódzka prokuratura apelacyjna skierowała do sądu akt oskarżenia wobec kilkunastu w sumie osób, które usłyszały 40 zarzutów. Kwoty łapówek miały sięgać od kilkudziesięciu tys. zł do ponad 200 tys. zł. Według prokuratury zamieszani w korupcyjny proceder z lat 2004-2006 mieli obiecywać osobom, które miały np. trafić do więzienia, pomoc w odroczeniu wykonania kary. W tym celu mieli korumpować lekarzy, którzy za łapówki mieli tworzyć fikcyjne dokumentacje medyczne czy opinie lekarskie. Na tej podstawie sądy decydowały o odraczaniu kar, uchyleniu postanowień o doprowadzeniu do zakładu karnego lub nieosadzaniu podejrzanych w aresztach.
 
Proces ruszył w 2013 roku. W sądzie Rywin nie przyznawał się do zarzutów. Zapewniał, że "nigdy nie zapłacił lekarzowi, aby sporządził dokumentację niezgodną z prawdą" ani nie nakłaniał Konrada T. do wręczania lekarzom łapówek. - T. sam zgłosił się do mojego syna, bo chciał na mnie zarobić pieniądze - mówił.
 
W 2015 roku warszawski SO wydał nieprawomocny wyrok w pierwszym wątku śledztwa łódzkiej prokuratury ws. korupcji i fałszowania dokumentacji medycznej. SO uznał winę wszystkich 18 oskarżonych (wcześniej część podsądnych dobrowolnie poddało się karom więzienia w zawieszeniu). Wśród skazanych byli także sądzeni w obecnym procesie. Najwyższą karę SO orzekł wobec prokuratora Krzysztofa W. (zawieszonego w obowiązkach) - 7 lat więzienia; znanego adwokata Andrzeja P. - 6 lat oraz radiologa Andrzeja P. - 4 lat. Skazanych ukarano także wielotysięcznymi grzywnami oraz zakazami wykonywania zawodów.
 
Także i w tamtym procesie zarzuty opierały się głównie na zeznaniach Konrada T.
- Do Konrada T. pasuje określenie "oszust"" - mówił sędzia SO Andrzej Krasnodębski w uzasadnieniu wyroku. Dodał, że oszukiwał on wszystkich: swych "klientów", swych współpracowników, adwokatów i lekarzy, od których uzyskiwał "lewe" zwolnienia. - Oszukiwał nawet oficerów CBŚ, przekazując im tylko te informacje, które były dla niego korzystne - oświadczył sędzia. Zarazem sędzia zaznaczył, że słowa T. "nie są gołosłowne" i mają potwierdzenie w materiale dowodowym, a osoby współpracujące z T. potwierdzały jego zeznania. Obrona w tym procesie też zapowiedziała apelacje. (pap)