Handel osoczem to globalny biznes. W opublikowanej właśnie książce „Blood Money” Kathleen McLaughlin pisze, że sprzedaż osocza składa się aż na 2,67 proc. wartości eksportu USA. Jest to nomen omen krwawy biznes, bo opiera się na dawcach żyjących w okolicach progu ubóstwa (tzw. working poor), którzy oddają osocze za kwoty od 20 do 50 dol. za jednostkę nawet kilka razy miesięcznie, kosztem swojego zdrowia.  

Chętni na jego kupno są.  Osocza brakuje na przykład w Europie. W 2017 r. - około 3,8 mln litrów. Przekłada się to na niedobory produktów krwiopochodnych.  Ministerstwo Zdrowia przyznaje, że z uwagi na globalny i krajowy wzrost zapotrzebowania na leki osoczopochodne, również w Polsce  występują okresowe niedobory tych leków.  Tymczasem szacuje się, że w 2025 r. niedobór osocza będzie wynosił w Unii Europejskiej już około  7,7 mln litrów.  Zapotrzebowanie rośnie, bo immunoglobuliny i albuminy znajdują coraz szersze zastosowanie, m.in. w nowych wskazaniach w chorobach Alzheimera czy Parkinsona. Przewiduje się, że rynek immunoglobulin będzie rósł średniorocznie o 7,4 proc., zaś albumin o 3,6 proc.

 

Polska fabryka osocza

Polski rząd chce uniezależnić się od produkcji zewnętrznej leków osoczopochodnych. Dlatego w ciągu sześciu lat – zgodnie z projektem ustawy o krwiodawstwie i krwiolecznictwie – ma powstać tzw. fabryka osocza. Projekt zakłada, że w Katowicach będzie miał siedzibę Narodowy Frakcjonator Osocza (NFO). Jest to działanie zgodne z wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia i Rady Europy, aby ludzkie osocze było wykorzystywane na potrzeby wewnętrzne kraju pochodzenia.

Czytaj także na Prawo.pl: Ministerstwo Zdrowia planuje budowę fabryki osocza>>

Będzie to już trzecie podejście do budowy tzw. fabryki osocza w Polsce.

Dr hab. n. med. Radosław Sierpiński, prezes Agencji Badań Medycznych w wywiadzie dla Prawo.pl (całą rozmowę opublikujemy wkrótce) przekonuje, że Polska prawdopodobnie mogłoby pozyskiwać kilkakrotnie więcej osocza niż pozyskuje w tej chwili.

- Potencjał wzrostu jest naprawdę duży i moglibyśmy być samowystarczalni na tyle, że nie musielibyśmy nigdzie szukać leków osoczopochodnych. Do tego polskie osocze ze względu na heterogeniczność populacji w Polsce jest osoczem o bardzo korzystnych właściwościach, czyli biorąc pod uwagę ilość globulin i przeciwciał. Natomiast obecnie sprzedajemy nasze osocze i otrzymujemy leki wyprodukowane z innego osocza – podkreśla.

Sprawdź w LEX: Opodatkowanie VAT dostaw osocza dokonywanych w celu wytwarzania produktów leczniczych. Omówienie do wyroku TS z dnia 5 października 2016 r., C-412/15 >>

Kto zarabia na krwi w Polsce?

W Polsce dawcy oddają krew (i jej składniki, w tym osocze) za darmo. W zamian otrzymują ekwiwalent kaloryczny (czekolady). Dlatego w ostatnich dniach ferment wywołał wpis analityka Rafała Mundrego, że Ministerstwo Zdrowia tylko w ubiegłym roku ze sprzedaży osocza uzyskało 191 mln zł. Dane opatrzył komentarzem:  „oddając osocze można nie tylko pomóc potrzebującym, ale też zasilić państwowy budżet. Super” – napisał.

Wpływy z przekazania osocza za opłatą (dane Ministerstwa Zdrowia):

  • 2022 r. - 191 mln złotych,
  • 2021 r. – 161 mln zł,
  • 2020 r. – 137 mln zł,
  • 2019 r.  – 92 mln zł.

 

Mleko się rozlało.  – Oddaję krew i osocze za darmo, a ktoś na tym zarabia – to tylko jeden z licznych komentarzy rozżalonych honorowych dawców pod tym wpisem. Niektórzy zapowiedzieli nawet, że będą odmawiać podpisywania oświadczeń, w których wyrażają zgodę na wydanie krwi lub jej składników za opłatą do wytwórni farmaceutycznych (jeśli nie zostanie wykorzystana do celów klinicznych). Sęk w tym, że gdyby nie sprzedaż osocza firmom farmaceutycznym, które wykorzystują je do produkcji leków, osocze trzeba byłoby zniszczyć. W dodatku magazynowanie osocza to koszty liczone w milionach złotych.

Ministerstwo Zdrowia wyjaśnia (odpowiedź autor wpisu opublikował pod swoim tweetem), że osocza pobranego w krwi pełnej, w odróżnieniu od czerwonych krwinek nie da wykorzystać się w 100 proc. Do przetoczeń krwi na przykład podczas operacji wykorzystuje się głównie koncentrat czerwonych krwinek. W sumie do celów klinicznych wykorzystywane jest więc zaledwie 18 proc. osocza. Inaczej jest w przypadku plazmaferazy, czyli gdy dawca oddaje tylko osocze (a nie krew pełną).

Czytaj w LEX: Dwa dni zwolnienia od pracy za oddanie krwi, w tym osocza po chorobie COVID-19 >

W dodatku pieniądze ze sprzedaży osocza firmom farmaceutycznym – jak wyjaśnia resort zdrowia - trafiają do regionalnych centrów krwiodawstwa i krwiolecznictwa, które dofinansowują z nich swoją bieżącą działalność.

Ministerstwo Zdrowia poinformowało Prawo.pl, że przychody z tytułu wydania za opłatą nadwyżek osocza do wytwórni farmaceutycznych pokrywają koszty działalności operacyjnej regionalnych centrów krwiodawstwa i krwiolecznictwa w około 23 proc..

Raban o miliony złotych, które budżet państwa zarabia na krwiodawcach, wydaje się bezzasadny. Pretensje o sprzedaż osocza wynikają z braku zrozumienia procesów związanych z jego pozyskiwania i możliwości późniejszego wykorzystania.

 


Wycena osocza zależy do perspektywy - ceny szybują, a podatkowa wycena jest bez zmian

Nie zamyka to jednak tematu. Łukasz Szaniawski, Zasłużony Honorowy Dawca Krwi zaznacza, że ma prawo do ulgi podatkowej (wartość oddanej krwi można odliczyć od podatku).  – Wartość osocza/płytek/krwinek czerwonych/krwi pełnej/krwinek białych, wyceniono rozporządzeniem Ministra Zdrowia na kwotę 130 zł, i ta kwota nie jest waloryzowana od długich lat, czyli od  2004 r. – zaznacza. Co więcej – mówi – osocze do 2017 r. było wyceniane na 170 zł, a od tego momentu jego wycena wynosi 130 zł.

- Biorąc pod uwagę, że 1 litr osocza plazmaferezy i pochodzącego z krwi pełnej jest sprzedawane za blisko 830 zł (w przeliczeniu po aktualnym kursie euro), a dawca otrzymuje za osocze oddane w tej ilości zwrot podatku w wysokości zaledwie 16 zł, taka wartość osocza w ministerialnym rozporządzeniu jest krzywdząca i niesprawiedliwa – mówił Łukasz Szaniawski.

Rzeczywiście, w grudniu 2022 r. Zakład Zamówień Publicznych przy Ministrze Zdrowia ogłosił przetarg (na podstawie udzielonego pełnomocnictwa przez 21 Regionalnych Centrów Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa) na wyłonienie nabywcy nadwyżek osocza.  Najkorzystniejsze oferty złożyły firmy farmaceutyczne z Włoch, Ukrainy i Szwajcarii.  Za jeden litr osocza z pakietu nr 1, czyli świeżo mrożonego, pobranego od dawców wielokrotnych, nie starsze niż 18 m-cy, uzyskano ofertę ponad 176 euro za litr, co daje kwotę właśnie około 830 zł.

Zbiórka osocza na barkach pracodawców

Ministerstwo Zdrowia chciałoby pozyskać więcej osocza, ale niekoniecznie chce dołożyć się do kosztów jego pozyskania. 

Niedawną tzw. wrzutkę do ustawy o Krajowej Sieci Onkologicznej, która na stałe przyznaje honorowym dawcom krwi dwa dni wolnego w pracy (w dniu donacji i dzień później) przedstawiciel resortu zdrowia tłumaczył tym, że osocze jest potrzebne w leczeniu onkologicznym.  Chodzi o zmiany w ustawie o publicznej służbie krwi – dwa dni wolnego dla krwiodawców wprowadzono na czas epidemii i zagrożenia epidemicznego (wcześniej był to jeden dzień).

Czytaj także na Prawo.pl: Przepis o dwóch dniach wolnego po oddaniu krwi wraca w nowym projekcie ustawy

Także w projekcie ustawy o krwiodawstwie i krwiolecznictwie (która ma zastąpić ustawę o publicznej służbie krwi) wpisano dwa dni wolnego dla krwiodawców. Co więcej, przewidziano, że gdyby potencjalny dawca został "zdyskwalifkowany" (np. ze względu na złe wyniki wstępnych badań krwi), to przysługuje mu zwolnienie z pracy na czas badania lekarskiego.

Dla pracodawcy dodatkowe dni wolne dla pracowników są obciążeniem.  - Oddawanie krwi to szczytna inicjatywa i należy ją społecznie promować. Tylko dlaczego za to przedsięwzięcie mają płacić pracodawcy – pyta Katarzyna Siemienkiewicz, ekspert prawa pracy Pracodawców RP.

- Z perspektywy pracodawców dodatkowy dzień wolny stanowi trudność przede wszystkim o charakterze organizacyjnym. Każda absencja pracownika w pracy wiąże się ponadto z określonymi wydatkami. Przede wszystkim z kosztem zapłaty wynagrodzenia za dzień zwolnienia oraz kosztami jego zastępstwa – tłumaczy.

Sprawdź w LEX: