Przed siedzibą regionalnej służby zdrowia w Paryżu, która nadzoruje pracę 38 szpitali zatrudniających ponad 95 tysięcy osób, kilka tysięcy pracowników służby zdrowia ubranych w białe fartuchy protestowało przeciwko planom nowej reformy.

- Przez zabranie nam naszych praw gospodarka nie wzrośnie  - napisali na transparentach protestujący, którzy argumentują, że planowane zmiany spowodują jedynie pogorszenie warunków pracy lekarzy, pielęgniarek oraz innego personelu, co bez wątpienia wpłynie negatywnie na pacjentów.

Szef paryskiej służby zdrowia Martin Hirsch przekonywał protestujących, że reforma nie ma na celu wydłużenia obecnego 35-godzinnego czasu pracy, lecz jedynie jego reorganizację, która ma przynieść oszczędności w wysokoości około 20 mln euro rocznie.
 

Obecnie ponad 60 procent pracowników służby zdrowia przepracowuje tygodniowo 38-39 godzin, zdobywając 18-20 dni wolnych w roku. Ze względu na zbyt małą ilość personelu pracownicy francuskich szpitali nie są w stanie odbierać wypracowanych dni wolnych, za które gromadzą wynagrodzenie na specjalnych kontach oszczędnościowych. W 2014 roku zostały one wyceniona na łączną kwotę 74,7 mln euro.
 

- Skrócenie dnia pracy do siedmiu i pół godziny lub do jeszcze krótszego zmniejszyłoby te koszty - zaznacza Hirsch.
Ogólnokrajowy protest pracowników służby zdrowia to nie jedyne zmartwienie dla prezydenta Francji Francois Hollande'a i premiera Manuela Vallsa. Przeciwko rządowym reformom protestują w całej Francji także nauczyciele, którzy tradycyjnie stanowią bastion poparcia dla Partii Socjalistycznej.

Jak podkreśla agencja Reuters, przeprowadzenie reform ma być testem dla tracącego w sondażach prezydenta i całego gabinetu premiera Vallsa przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi we Francji. (pap)