W poniedziałek policja na zlecenie Prokuratury Rejonowej Warszawa Śródmieście - Północ w Warszawie zajęła magazyn z produktami, które firma Jerzego Zięby, sprzedawała przez internet. Jerzy Z. jest podejrzany o to, że wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami (członkami zarządu spółki), sprzedawali przez internet produkty lecznicze bez odpowiedniego pozwolenia. Art. 125 ust 2 pkt 2 Ustawy prawo farmaceutyczne, na który powołuje się prokuratura mówi o tym, że kto podejmuje lub wykonuje działalność gospodarczą w zakresie obrotu produktami leczniczymi bez wymaganego zezwolenia podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

 

Prokuratura wkroczyła do firmy Jerzego Z., promującego medycynę alternatywną​ - czytaj tutaj>>

Sprzedawał substancje lecznicze bez zgody

Jak nieoficjalnie dowiedziało się Prawo.pl chodzi o kilka substancji, które biegły w swojej opinii określił jako substancje lecznicze.

Biegły ocenił skład tych substancji i z jego opinii wynikało, że są to substancje lecznice, które podlegają reglamentacji. Z opinii biegłego wynikało, że skład jest taki,  jak w produktach leczniczych. A więc wymagane byłoby zezwolenie na obrót nimi, a tu go formalnie nie było.

Śledczy podkreślają, że za wcześnie na to, by mówić czy handel tymi substancjami naraził kogoś na niebezpieczeństwo. Będą ustalać rzeczywisty jakościowy skład tych produktów, czy faktycznie jest taki, jak na opakowaniu. Jest w nim ulotka, opis - biegli sprawdzą  dokładnie ich skład. 

 


Zięba: Pana Tomasza zabiło leczenie, a nie nowotwór

Łukasz Łapczyński, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej podał, że postępowanie zostało zainicjowane pisemnym zawiadomieniem o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Rzecznika Praw Pacjenta, w związku z działalnością Jerzego Z.

Rzecznik Praw Pacjenta Bartłomiej Chmielowiec, już w 2017 roku, po serii wypowiedzi biznesmena i naturoterapeuty (tak o sobie mówi Jerzy Z.), w których negował tradycyjne metody leczenia onkologicznego na rzecz niekonwencjonalnych metod z użyciem suplementów diety, zwrócił się do Prokuratury Rejonowej Warszawa Śródmieście - Północ o zbadanie sprawy pod kątem istnienia uzasadnionego podejrzenia popełnienia przestępstwa. W opinii Rzecznika, miało ono polegać na udzielaniu, w celu osiągnięcia korzyści majątkowych, świadczeń zdrowotnych w postaci rozpoznawania chorób oraz ich leczenia bez uprawnień. Odpowiedzialność karną w tym zakresie przewiduje art. 58 ust. 2 ustawy z dnia 5 grudnia 1996 r. o zawodach lekarza i lekarza dentysty.

Znachor publicznie wielokrotnie wypowiadał się w sprawie śmierci ważnych osób, chorujących na raka, m.in. Tomasza Kality, Zbigniewa Wodeckiego czy Grzegorza Miecugowa. Powtarzał, że „występuje przeciwko obecnej onkologii”. Podkreślał, że jego zdaniem „Pana Tomka nie zabił nowotwór, ale jego leczenie” w postaci chemio- i radioterapii.

Rzecznik Praw Pacjenta zgłosił do prokuratury, że mogło dojść do  uzasadnionego podejrzenia popełnienia przestępstwa związanego z wypowiedziami Jerzego Z., a ta wszczęła dochodzenie w sprawie prowadzenia, bez wymaganego zezwolenia, działalności gospodarczej w zakresie obrotu produktami leczniczymi. Zleciła wykonanie opinii w Narodowym Instytucie Leków (NIL).


Szykuje się rewolucja w suplementach diety - czytaj tutaj>>​

 

Kilka substancji na cenzurowanym

Z relacji Jerzego Z. wynika, że w ekspertyzie z NIL jest podanych kilka substancji (m.in.: produkty zawierające koenzym Q10 w ilości 100 miligramów, mumio (to naturalna substancja mineralna powstająca w niektórych masywach górskich, która wzmacniać organizm, dodawać sił, przywracać utraconą energię i usuwać uczucie zmęczenia), preparaty zawierające nanosrebro i nanozłoto oraz trawa jęczmienna i trwa pszeniczna zawierające chlorofil). Według ekspertów NIL, to są produkty lecznicze i jeśli ktoś chce je sprzedawać, musi mieć na to specjalne zezwolenie.

- Żaden suplement, który sprzedajmy nie jest lekiem– podkreśla Jerzy Z. w filmie, który opublikował w mediach społecznościowych. - Zamyka się nam firmę, mimo naszych wyjaśnień. Dlaczego inni mogą sprzedawać koenzym Q10 czy mumio, a tylko nam się zamyka się sklep?– pyta i dodaje, że są dziesiątki innych firm w Polsce, które sprzedają podobne produkty w internecie, a ich się nie ściga.

I tu dochodzimy do sedna sprawy. W Polsce rynek suplementów diety, których wartość szacuje się na kilka miliardów złotych, nie jest wystarczająco uregulowany. Wskazywała na to już w 2017 r. Najwyższa Izba Kontroli, której kontrola wykazała, że niektóre produkty zawierały bakterie kałowe, stymulanty podobne strukturalnie do amfetaminy, niewykazane w składzie szczepy drobnoustrojów. Izba podkreślała, że obecność tych substancji stwarzała poważne zagrożenie dla zdrowia, a nawet życia konsumentów.

Zwracała uwagę na to, że obecne prawo pozwala na to, aby każdy mógł wprowadzić na rynek suplement, deklarując jedynie jego skład. „Teoretycznie istnieją szanse, że produkt, który trafia na rynek, zostanie zbadany, jednak w praktyce skala rynku przekracza aktualne możliwości kontrolne Inspekcji Sanitarnej” – podkreślała NIK.

Izba stwierdziła, że obowiązujący system notyfikacji pozwala wprowadzić do obrotu suplement diety natychmiast po złożeniu powiadomienia. Procedura weryfikacji powiadomienia ani ewentualne wszczęcie postępowania wyjaśniającego nie wstrzymują jego dystrybucji. W czasie trwających postępowań niezweryfikowany produkt - a jak wykazano w toku kontroli, niejednokrotnie zawierający niedozwolone, szkodliwe dla zdrowia składniki - może znajdować się w sprzedaży. Stan taki stwarza zatem możliwość wystąpienia zagrożenia dla zdrowia, a nawet życia konsumenta.

Niestety, od 2017 r. Ministerstwo Zdrowia, wspólnie z Głównym Inspektorem Sanitarnym, pracuje nad zmianą ustawy z 25 sierpnia 2006 r. o bezpieczeństwie żywności i żywienia w zakresie regulacji suplementów diety, ale projekt tej regulacji nadal nie został ukończony.


Suplementy diety mogą mieć działania niepożądane? - czytaj tutaj>>

Inna zakładka i wszystko w porządku

Jerzy Z. w filmie w mediach społecznościowych zapowiada, że wystąpi z powództwa cywilnego przeciwko autorkom ekspertyzy z NIL i będzie się domagał od nich zwrotu utraconych zysków. Informuje, że na razie nie może sprzedawać suplementów, ale nadal zamierza to robić.

- Jeśli trzeba, będziemy sprzedawać te preparaty z Hongkongu czy Madagaskaru. Suplementy diety nie leczą, ale organizmowi trzeba dostarczyć odpowiednich substancji – podkreśla i podaje, że firma sprzedawała przez internet srebro i złoto w roztworach, ale nie jako suplement diety.

- Wiemy, że w przypadku roztworów złota i srebra nie wolno nam było napisać o dawce i tego nie podawaliśmy – podkreśla Jerzy Z. Ze względu na to przenieśliśmy ten preparat do zakładki „inne”, a nie „suplementy diety” - dodaje.

Znachor srebro i złoto koloidalne, w postaci krystalicznej polecał w przypadku problemów z pasożytami, bakteriami, wirusami itd. Przyjmowane doustnie lub dożylnie miały wyleczyć nawet z nowotworów, po 6 czy 12 miesiącach regularnego picia.