Festiwal Trzech Kultur we Włodawie to sztandarowa impreza tamtejszego powiatu, która co roku gromadzi co najmniej 50 tysięcy osób. 17 września miała rozpocząć się XXII edycja festiwalu. Trzy dni obfitowałyby w wydarzenia kulturalne nawiązujące do miejscowej tradycji pogranicza kultur, do historii miasta, w którym koegzystowali wyznawcy prawosławia, judaizmu i katolicyzmu.

- Odwołanie Festiwalu to również dla nas ogromny żal. Tegoroczna edycja, nad którą pracowaliśmy od roku i włożyliśmy w nią bardzo dużo wysiłku i kosztów, była praktycznie zapięta na przysłowiowy ostatni guzik – napisało w komunikacje Muzeum – Zespół Synagogalny we Włodawie.

Zobacz również: Sejm nie uchylił stanu wyjątkowego przy granicy z Białorusią >>

Organizatorzy, nie mając pewności czy stan wyjątkowy nie zostanie przedłużony, a także z uwagi na niepewność epidemiologiczną nie zdecydowali się na przełożenie terminu. Do Włodawy nie przyjadą więc turyści, a osoby z zewnątrz nie będą mogły zwiedzać Zespołu Synagogalnego przez co najmniej miesiąc.

- Festiwalu nie będzie, ale ponieśliśmy wydatki związane choćby z umowami zawartymi z artystami, autorami wystaw i prezentacji. Ponieśliśmy koszty w wysokości około 200 tys. złotych - tyle musimy wypłacić. Będziemy wnioskować do wojewody lubelskiego, aby uwzględnił nas w jakieś rekompensacie, nasz prawnik już analizuje przepisy – mówi Andrzej Romańczuk, starosta włodawski.

Premier: Firmy z pasa przygranicznego dostaną 65 proc. przychodu>>
 

Gminy stracą też pośrednio

Starosta włodawski podkreśla, że to nie jedyna impreza (i wydatki), którą trzeba było odwołać ze powodu ogłoszenia stanu wyjątkowego. Powiat włodawski to „lubelskie mazury”, gdzie sezon turystyczny kończy się w październiku. Starosta już otrzymuje sygnały, o tym, że turyści wycofują rezerwacje w bazie noclegowej nad Jeziorem Białym, choć nie leży ono w zakresie strefy.

- Bezpośrednio przez obostrzenia straci Włodawskie Centrum Kultury, bo trzeba będzie odwołać zaplanowane na wrzesień imprezy biletowane, ale myślę, że pośrednio odbije się to także na budżecie gminy. Przedsiębiorcy nie zarobią na tych kilkudziesięciu tysiącach turystów, którzy nie przyjadą na festiwal. Pewnie wielu z nich wystąpi o ulgi i rozłożenie na raty podatków i opłat – przypuszcza Wiesław Muszyński, burmistrz Włodawy.

Andrzej Romańczuk wskazuje, że wbrew temu co mówi rząd, na wprowadzeniu stanu wyjątkowego stracą nie tylko przedstawiciele branży turystycznej i hotelarskiej, ale też sklepy i punkty usługowe. Starosta ma już sygnały, że do jednego z warsztatów samochodowych nie mogą dojechać klienci, którzy mieli umówiony termin usługi. Żalić zaczynają się właściciele większych sklepów.

- Jesteśmy miastem powiatowym. Ludzie z sąsiednich wsi i gmin przyjeżdżali do Włodawy robić podstawowe zakupy, teraz muszą jeździć w innym kierunku, niektórzy nawet dwukrotnie dalej, ponieważ przepisy, które wprowadzono, uniemożliwiają im wjazd w takich sprawach do Włodawy. A nie w każdej gminie jest apteka – zwraca uwagę Andrzej Romańczuk.

Pieniądze tracą gminne instytucje

Straty liczy też gmina Hanna, która prowadzi Centrum Religijno - Zabytkowe. Zarabia na biletach i pamiątkach kupowanych przez turystów i pielgrzymów.

- W sierpniu wpływy z tego tytułu wyniosły 30 tys. złotych. We wrześniu i październiku przyjeżdżają do nas grupy zorganizowane i młodzież szkolna. Właśnie swój pobyt odwołała grupa 47 pielgrzymów spod Łodzi. Myślę, że na wprowadzeniu stanu wyjątkowego stracimy około 20 tys. złotych – wlicza Grażyna Kowalik, wójt gminy Hanna.

Jan Chomczuk, sekretarz gminy Narewka mówi, że jego gmina dostała rykoszetem z powodu tego, że gmina Białowieża znalazła się w strefie.

- Jesteśmy zapleczem noclegowym dla Białowieży. Właśnie cztery kilkudziesięcioosobowe grupy  młodzieży odwołały swój pobyt w Ośrodku Edukacyjno-Ekologicznym w Siemianówce. Tylko z tego powodu stracimy kilkadziesiąt tysięcy złotych – przyznaje sekretarz gminy.

 

Problemem są też rozjeżdżone drogi

Samorządowcy obawiają się także o stan dróg gruntowych, po których przemieszczają się w stronę pasa granicznego samochody ciężarowe wojska i straży granicznej. Tym bardziej, że po dwutygodniowych opadach deszczu drogi te zrobiły się dosyć grząskie. Dodatkowo pogranicznicy częściej niż zwykle patrolują granicę qudami. Do gmin zaczynają zgłaszać się rolnicy, skarżąc się, że przez te wertepy nie mogą dojechać do pól i łąk.

Krzysztof Iwaniuk przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP, wójt gminy Terespol zaznacza, że od wielu lat przygraniczne gminy apelują do straży granicznej  o uregulowanie tej kwestii. - Gruntowe drogi, których stan i tak jest fatalny, są rozjeżdżane, szczególnie jesienią i wiosną. Postulujemy, aby państwo wykupiło na własność kilkunastometrowy pas gruntów przy granicy i stworzyło tam własne drogi dojazdowe. Łatwiej byłoby patrolować granicę i uniknęlibyśmy konfliktów lokalnych. To jest najwyższy czas aby powrócić do tego tematu – mówi Krzysztof Iwaniuk.