Zgodnie z kodeksem wyborczym do rejestracji komitetu wyborczego wyborców lub komitetu wyborczego w wyborach Prezydenta RP potrzeba zebrać co najmniej 1 tys. podpisów. Aby zarejestrować kandydata potrzeba już co najmniej 100 tys. podpisów obywateli mających czynne prawo wyborcze (art. 296 kodeksu wyborczego).

W tegorocznej kampanii prezydenckiej usiłowały się zarejestrować 53 komitety wyborcze. Państwowa Komisja Wyborcza odrzuciła wnioski 9 z nich. Na 44 zarejestrowane komitety swoich kandydatów usiłowało zarejestrować 17 komitetów, ostatecznie udało się 13.  PKW wytknęła, że w przypadku wszystkich odrzuconych kandydatów znaczącą grupę podpisów uznanych za nieprawidłowe stanowiły podpisy złożone obok danych osób zmarłych, często wiele lat temu. Np. komitet wyborczy Pawła Tajno złożył 125 677 podpisów, organ wyborczy zakwestionował 34 452 z nich (w 7 164 przypadkach był wielokrotny podpis tego samego wyborcy). W przypadku Dawida Jackiewicza liczba podpisów nieprawidłowych wyniosła 66 540, (na 149 805 złożonych), a Wiesława Lewickiego - 47 053 podpisów poparcia (na 143 138 złożonych). Martwe dusze były też na listach innych kandydatów, ale nie w takiej liczbie, aby wpłynęły na rejestrację kandydata.

Przeczytaj także: Rejestracja komitetu wyborczego to pierwszy krok do prezydentury

Podpisy zbiera wolontariusz, nie komitet

PKW dostrzega, że zbiórka podpisów rodzi problemy natury prawnej i organizacyjnej, a często też narusza prawo. Ma świadomość, że wiele komitetów wyborczych powstało po to, aby obsadzić swoimi ludźmi komisje wyborcze, a podpisy, w wielu przypadkach, zbiera się hurtowo na kilku kandydatów. Pisaliśmy o tym w: Kto w komisjach pilnuje wyborów - czy czas na zmiany?

- Wiele komitetów to dodatkowy nakład problemów biurokratycznych. Takie małe komitety trzeba wzywać do poprawienia, uzupełnienia dokumentów, trzeba zweryfikować dostarczone podpisy, to koszty korespondencji. A i tak wiadomo, że nie wystawią żadnego kandydata – przyznaje Marcin Chmielewski, rzecznik prasowy Państwowej Komisji Wyborczej.

PKW ma całą listę nieprawidłowości. Najczęstszy to podawanie na listach poparcia adresu zamieszkania innego niż adres, pod którym dana osoba faktycznie stale zamieszkuje i pod którym jest ujęta w Centralnym Rejestrze Wyborców w stałym obwodzie głosowania. Składane podpisy często zawierają nieprawidłowe dane, np. błędny numer PESEL lub nieprawidłowy adres, co także skutkuje ich unieważnieniem.

Wykazy podpisów bywają fałszowane – zawierają dane nieistniejących lub zmarłych wyborców. Organy wyborcze są w takich przypadkach zobowiązane do zgłaszania spraw do prokuratury. Jednak brak obowiązku wskazywania osób zbierających podpisy uniemożliwia ustalenie odpowiedzialnych. Sami pełnomocnicy komitetów wyborczych, mimo świadomości nieprawidłowości, po ich ujawnieniu bezradnie rozkładają ręce.

Wiele podpisów jest zbieranych przedwcześnie, przed zarządzeniem wyborów lub przed przyjęciem zawiadomienia o utworzeniu komitetu wyborczego przez PKW lub komisarza wyborczego – co czyni je nieważnymi. Krótkie terminy na zgłoszenie list kandydatów powodują, że komitety działają w pośpiechu, często bez należytej staranności. Ręcznie wypełniane wykazy są często nieczytelne, zawierają poprawki, przekreślenia i dopiski, co utrudnia lub uniemożliwia weryfikację tożsamości osoby udzielającej poparcia. Sam też proces zbierania podpisów budzi wątpliwości co do przestrzegania przepisów o ochronie danych osobowych (zresztą jest to zgłaszane m.in. przez samych wyborców).

Państwowa Komisja Wyborcza od wielu lat postuluje rozważenie zmiany sposobu udzielania poparcia dla zgłaszanych kandydatów, co mogłoby znacząco ograniczyć ryzyko nieprawidłowości i zwiększyć przejrzystość procesu wyborczego. Wskazuje, że oprócz składania papierowych podpisów poparcia, w innych krajach funkcjonują alternatywne rozwiązania, takie jak:

  • kaucje wyborcze – zabezpieczające przed nadużyciami, w tym przed fałszowaniem podpisów,
  • osobiste poświadczenie poparcia – np. w urzędzie gminy,
  • zaświadczenia wydawane przez urząd – na których wyborca wskazuje komitet lub kandydata, którego popiera.

 

Tysiąc podpisów i 100 tys. podpisów to za mało?

W przestrzeni publicznej pojawiają się też postulaty zwiększenia limitów potrzebnych do zarejestrowania komitetu wyborczego lub samego kandydata.

- Rozważyłbym podwyższenie tych limitów w obu przypadkach, ale należałoby przeprowadzić analizę, by ustalić racjonalną liczbę — czy ma to być pół miliona podpisów, czy np. 400 albo 600 tysięcy. W przypadku wyborów Prezydenta RP, moim zdaniem, sprawa jest oczywista. Zwłaszcza te wybory pokazały, że pojawili się kandydaci, którzy potraktowali kampanię wyłącznie jako narzędzie marketingowe.A sam fakt, że są youtuberami, pozwolił im bez większego wysiłku zebrać wymagane 100 tysięcy podpisów - mówi dr hab. Grzegorz Makowski, prof. Szkoły Głównej Handlowej. 

Rafał Rozwadowski, adwokat prowadzący własną kancelarię prawną, zauważa, że postulat zmiany progu 100 tys. obywateli, którzy zgłaszają kandydata na prezydenta RP, można analizować z różnej perspektywy.

- Po pierwsze należałoby ocenić, jak dalece dany próg odzwierciedla w sposób właściwy konstytucyjną zasadę równości wyborów prezydenckich w aspekcie biernego prawa wyborczego. Przykładowo podniesienie progu do 700 tysięcy, mogłoby zostać uznane za zapis premiujący określone grupy kandydatów, np. tych, którzy dysponują znacznymi zasobami organizacyjnymi lub których „popularność” stawałaby się najważniejszym i decydującym czynnikiem w procesie skutecznego zbierania podpisów – mówi mec. Rozwadowski.

Drugi kierunek analizy mógłby opierać się skonfrontowaniu praw związanych z uzyskaniem statusu zarejestrowanego kandydata na prezydenta z możliwością ich praktycznego wyegzekwowania, np. udziału w debacie prezydenckiej.

Trzeci aspekt dotyczy prawa swobodnego, ale i możliwie szczegółowego zapoznania się przez wyborców z sylwetkami kandydatów, co przy wyjątkowo licznej grupie kandydatów może być mocno utrudnione. Kolejny kierunek skupia się na podkreśleniu prawa wyboru, co oznacza, że zbyt wysoki próg stanowiłby preselekcyjne ograniczenie prawa do podjęcia decyzji wyborczej w możliwie jednak różnorodnej grupie kandydatów.  

- Zatem każda zmiana progu wyborczego rodzić będzie pozytywne, jak i negatywne skutki.  Skłaniam się do stanowiska, że zauważalne minusy, które wiążą się z dużą liczebnością kandydatów, nie mogą przysłaniać prawa wyborców do zgłaszania kandydatów, które musi być wykonalne, a nie iluzoryczne – mówi mec. Rozwadowski.

 

Wyższy limit wyeliminuje kandydatów obywatelskich

Także Zofia Lutkiewicz, prezeska zarządu Fundacji Odpowiedzialna Polityka, także jest przeciwna podnoszeniu progu. Uważa, że dla osób bez zaplecza partyjnego zebranie 100 tys. podpisów w formie papierowej stanowi ogromne wyzwanie logistyczne.

– Nie podnosiłabym tego limitu. Wyniki pierwszej tury pokazały, że dobrze, gdy startuje wielu kandydatów reprezentujących różne opcje polityczne. To daje obywatelom realny wybór spoza dwóch czy trzech partii głównego nurtu – podkreśla. Nie zgadza się innym zgłaszanym postulatem, aby jeden wyborca mógł poprzeć jeden komitet wyborczy w procedurze jego rejestracji w PKW. Uważa, że obywatel powinien mieć prawo poprzeć tylu kandydatów, ilu chce – na etapie zbiórki podpisów.

- Poglądy mogą się zmieniać w trakcie kampanii, a sam podpis nie oznacza jeszcze oddania głosu. Ostateczny wybór następuje przecież przy urnie wyborczej – mówi Zofia Lutkiewicz.

Cyfrowa administracja nie widzi wyborów

- Jestem przeciwny rozwiązaniom, które utrudniałyby obywatelom angażowanie się w życie polityczne. Uważam jednak, że warto wprowadzać mechanizmy, które zapewnią lepszą kontrolę nad procesami demokratycznymi, na przykład weryfikację podpisów poparcia – mówi Filip Pazderski, prawnik, socjolog związany z Fundacją Batorego.

Jego zdaniem dobrym kierunkiem mogłoby być wdrożenie systemu zbierania podpisów za pomocą ePUAP-u lub innego państwowego systemu potwierdzającego tożsamość. Taki system ułatwiałby sprawdzenie, czy podpisy rzeczywiście pochodzą od realnych osób. Co więcej, każdy wyborca mógłby później sprawdzić, czy faktycznie złożył podpis pod danym wnioskiem, czy kandydaturą. Pazderski wskazuje, że takie rozwiązania funkcjonują już np. w Estonii. Dzięki nim obywatele mają większe zaufanie do systemu, ponieważ wiedzą, kto, kiedy i w jakim celu wykorzystuje ich dane – i mogą zareagować, jeśli się z tym nie zgadzają.

Zdaniem Zofii Lutkiewicz wprowadzenie elektronicznej zbiórki podpisów poparcia to zdecydowanie krok w dobrą stronę. Taki system mógłby stanowić uzupełnienie tradycyjnej, papierowej formy.

– Jako społeczeństwo jesteśmy już na tyle scyfryzowani, że złożenie podpisu online nie stanowiłoby problemu, a dla administracji wyborczej taka forma byłaby łatwiejsza do weryfikacji. Dobrym rozwiązaniem byłoby stworzenie platformy cyfrowej, najlepiej administrowanej przez Państwową Komisję Wyborczą, która umożliwiałaby składanie podpisów oraz bieżące zliczanie ich liczby dla każdego komitetu lub kandydata. Taka przejrzystość zwiększyłaby zaufanie obywateli do całego procesu. Transparentność jest tu kluczowa – mówi Zofia Lutkiewicz.

Elektroniczny system mógłby uprościć proces zbierania podpisów i zmniejszyć presję na wolontariuszy oraz struktury partyjne. Pomógłby również ograniczyć, a nawet wyeliminować problem martwych dusz. Lutkiewicz zwraca uwagę, że obecnie komitety wyborcze nie mają realnej możliwości sprawdzenia, czy podpisy zostały zebrane zgodnie z prawem, czy też pozyskano je z nielegalnych baz danych.

– Elektroniczna zbiórka, powiązana z bazą PESEL i Centralnym Rejestrem Wyborców, mogłaby ten problem rozwiązać. System automatycznie weryfikowałby, czy dana osoba posiada czynne prawo wyborcze, czy żyje oraz ile razy złożyła podpis poparcia – dodaje.

 

Nowość
Prawo wyborcze w Polsce
-10%

Cena promocyjna: 62.1 zł

|

Cena regularna: 69 zł

|

Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 48.3 zł